Niektóre jednostki sowieckie osiągnęły też rejon okolic Bydgoszczy. Oznaczało to iż Rosjanie chcą wziąć tę część Wielkopolski w kleszcze, zamykając drogę ucieczki. Część Niemców, zrezygnowała i postanowiła czekać swojego losu na miejscu. Trwała wciąż ewakuacja szpitali, które ulokowane były nie tylko przy ul. św. Jana i 3 Maja, ale także w placówkach szkolnych - m.in. dzisiejszym Gimnazjum nr 2 czy Zespole Szkół Ekonomiczno-Odzieżowych.
Panikę Niemców powodowały także nisko przelatujące samoloty przeciwnika, które wprawdzie nie atakowały niczego w mieście, jednak ich obecność była jedynie świadectwem nieuchronnego losu. Dopełniał tego widok uciekinierów, podążających drogami od strony Trzemeszna i Witkowa, a którzy kierowali się dalej na Kłecko i Poznań. Po dotarciu wieści o obecności Rosjan pod tym drugim miastem, wszyscy zaczęli się kierować na Wągrowiec i dalej w kierunku Piły. Dodatkowo grozę Niemców, którzy do niedawna byli "panami" na tej ziemi, dopełniały informacje powielane przez propagandę o krwiożerczości sowieckich żołnierzy. Przykładem była masakra dokonana w Nemmersdorfie w Prusach Wschodnich w październiku 1944 roku, gdzie żołnierze Armii Czerwonej dokonali rzezi mieszkańców. Po odbiciu wsi, Niemcy wykorzystali ten temat propagandowo, chcąc wzmocnić ducha obrony w narodzie, który miał bronić każdej piędzi ziemi. Skutek był jednak taki, że większość na wieść o tym, że "Iwan nadchodzi", uciekała często porzucając dobytek.
Jeszcze w tę sobotę ulice Gniezna patrolowały regularne oddziały Wehrmachtu, a także oddziały Volkssturmu, które pilnowały magazynów z żywnością i przede wszystkim - swoich posterunków. Ulokowane one były w "punktach oporu", czyli wybranych budynkach mieszkalnych oraz słabo zabezpieczonych zaporach przy drogach wjazdowych do miasta od południa i wschodu. W większości przymykano także oko na maruderów, którzy z rozbitych jednostek przemykali polami i lasami, by dostać się jak najdalej na zachód.
Umilkła też lokalna prasa niemiecka i przestały dźwięczeć megafony umieszczone na ulicach Gniezna. Brak informacji o sytuacji na froncie uzupełniali polscy kolejarze, którzy prowadząc lokomotywy z pociągami ewakuacyjnymi, informowali na stacji innych Polaków o postępach sowietów. Miasto powoli pustoszało na ulicach, a jedynymi dowodami niemieckiego panowania, poza skromnymi oddziałami wojska, były orły niemieckie, wciąż stojące na Rynku i przy Arbeistamcie (Urząd Pracy - dziś Szkoła Podstawowa nr 2). Wciąż powiewały też flagi ze swastykami, choć niektórzy po cichu w domach przygotowywali białe płótna z prześcieradeł. Obawiając się mimo wszystko walk, niektórzy gnieźnianie znosili też do piwnic zapasy żywności i koce - w razie gdyby okupant postanowił jednak dłużej bronić miasta. Wszystkim - cywilom niemieckim, którzy zdecydowali zaryzykować i zostać, a także polskim mieszkańcom Gniezna pozostało jedno: czekać. Kanonada dział dochodząca z daleka była coraz głośniejsza.