Jeden z samochodów zatrzymał się przed naszym domem i za chwilę usłyszeliśmy uderzenia kolb karabinów w nasze drzwi i rozkaz otwarcia drzwi. Do naszego mieszkania przy ul. Warszawskiej wtargnęło czterech uzbrojonych hitlerowców w towarzystwie miejscowych Volksdeutschów - mówiła wiele lat po wojnie Ewa Kolanowska, jedna z tysięcy osób, która wraz z całą rodziną została wyrzucona z domu w Gnieźnie i wypędzona do Generalnego Gubernatorstwa. 11 listopada 2019 roku minęło 80. lat od uruchomienia obozu przesiedleńczego, który Niemcy urządzili w dawnej garbarni przy ul. Wrzesińskiej i tym samym rozpoczęli akcję przymusowego wysiedlania polskiej ludności z naszego regionu.
Mijamy je codziennie. Miejsca, gdzie ludzie ginęli pod gradem bomb. Ulice, którymi triumfalnie wkraczały wrogie wojska. To miasto, które miało na zawsze pozostać niemieckie.
Kiedy nastał poniedziałkowy świt, front był już daleko od Gniezna. Kanonada była jednak słyszalna, a gdzieniegdzie w okolicy wciąż padały strzały.
Front nadchodził coraz szybciej, a jego symptomami były ciężarówki wypełnione żołnierzami oraz rannymi, jadącymi na północny zachód.
Pospieszne pakowanie i ewakuacja trwała w zasadzie całą noc. Był mroźny, sobotni ranek 20 stycznia, kiedy do Gniezna dotarła informacja, że Rosjanie są już pod Poznaniem.