Nadzwyczajne spotkanie rady społecznej Zespołu Opieki Zdrowotnej zostało zwołane w związku z wnioskiem, jaki został złożony w ubiegłym tygodniu przez grupę gnieźnieńskich lekarzy. Do tej sprawy dyrekcja ZOZ odniosła się jeszcze we wtorek, na konferencji zorganizowanej na dwie godziny przed zebraniem (zobacz także: "Nikt nie chciał wyrzucać chirurgów").
Obrady zainaugurował przewodniczący rady Jerzy Berlik, który na wstępie odczytał pismo od Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, który w swojej treści wyraża niepokój w związku z sytuacją wokół oddziału chirurgicznego. Następnie został udzielony głos autorom wotum nieufności: - Ta sytuacja w naszym szpitalu jest podyktowana tym, że chodzi nam o to, żeby ci chirurdzy, którzy pracowali na oddziale chirurgicznym, mogli dalej pracować i pomagać ludziom. My anestezjolodzy zapewne najwięcej z nimi współpracujemy, czy to na sali operacyjnej czy w sytuacjach, kiedy dzieje się coś innego. Chcę powiedzieć, że zawsze można było na fachową i rzetelną pomoc kolegów liczyć. Różniły nas czasem pewne rzeczy związane z organizacją pracy, ale oznacza to, że w momencie spotykania się przy pacjencie, to te rzeczy były z boku, bo najważniejszy był pacjent. Czy to się zadzwoniło o 2 w nocy czy o 5 rano lub w ciągu dnia, zawsze w nagłych sytuacjach koledzy pomagali. Na początku wydawało się, że ten konkurs to tak naprawdę sposób zmiany zatrudnienia tych chirurgów, którzy pracowali do tej pory - przyznał lek. med. Jaromir Dziel. Jak dodał, po ogłoszeniu konkursu chciano, aby dyrekcja go odwołała w obliczu możliwości wygrania przez inny podmiot: - Może to wotum nieufności nie jest skierowane po to, by zmieniać dyrekcję, ale bardziej po to, aby znaleźć konsensus i zgodę. Zacytuję dra Główkę, że szpital jest wstanie wojny i pracuje się nam bardzo źle, patrzymy na siebie wilkiem, kto jest po jakiej stronie. Naprawdę, tego nie było - mówił Jaromir Dziel.
Sąd nad chirurgią
Następnie głos zabierali kolejni lekarze i przedstawiciele środowisk pielęgniarskich, przedstawiając swoje relacje z dotychczasowymi chirurgami oraz efekty tej wieloletniej współpracy. Jak dodano, większość odebrała organizację konkursu jako formę zmiany zatrudnienia, a w efekcie zakończyło się odejściem dotychczasowych pracowników ze szpitala. W trakcie tej wymiany zdań padły już pierwsze zarzuty wobec nowej firmy, gdyż jeden z niedawnych pacjentów musiał być operowany nie w Gnieźnie, ale w Poznaniu. Na to odpowiedział obecny lek. med. Aleksander Sowier: - W jego organizmie po dwóch wcześniejszych zabiegach (wykonanych przez poprzedni zespół lekarzy - przyp. red.) zostało dużo kamieni żółciowych i nie mogliśmy go wykonać tutaj, gdyż nie da się rozliczyć kolejnej procedury wynoszącej 7-8 tysięcy w tym samym szpitalu. Także pacjent pojechał do Raszei, to tam go przyjęliśmy i mogliśmy tę procedurę rozliczyć. Tutaj powikłanie było tak poważne, że potrzeba było wysoko specjalistycznego sprzętu, by to zrobić. Takie rzeczy się zdarzają, a ja nie chcę tu oskarżać panów doktorów, bo to się naprawdę zdarza. To był trudny przypadek, ale tej procedury w Gnieźnie byśmy nie rozliczyli - mówił.
W odniesieniu do słów o żalu, że "pozbyto" się dotychczasowych chirurgów Aleksander Sowier przekazał: - Ja też wiem, że to są dobrzy chirurdzy i już trzykrotnie składałem propozycje, aby oni pracowali tutaj na bardzo dobrych warunkach. No, ale nie możemy się porozumieć. Bardzo bym chciał, aby tacy dobrzy chirurdzy pracowali w moim zespole i nadal jestem otwarty na rozmowy, propozycja jest cały czas aktualna - mówił, kierując się do obecnych w sali lekarzy.
Lek. med. Dariusz Igliński przypomniał rozmowy i działania, jakie zostały podjęte jeszcze w czerwcu i lipcu w związku z ujawnieniem możliwości wygrania konkursu przez podmiot zewnętrzny: - Rada Powiatu wyraziła swoją opinię i wystosowała apel, a potem także Rada Społeczna ZOZ i co się stało? Nic. Nic się nie wydarzyło, nie podjęto żadnego dialogu. Na kolejnej sesji 29 sierpnia jest już "pozamiatane". Przed posiedzeniem zostaje podpisana umowa. Nie możemy dostać odpowiedzi na radzie, ile to w końcu będzie kosztować, a Rada prosi o listę lekarzy i dostaje tylko wyrywkowo. Zgłoszonych zostało jednak 23 i każdy z nich podpisał oświadczenie, w którym jest informowany, że jest świadomy iż składając nieprawdziwe oświadczenie, grozi mu kara - mówił Dariusz Igliński, wypominając iż obecnie poradnia działa w sposób znacznie ograniczony: - Apeluję o dialog - zakończył.
Powrót do przeszłości
Głos zabrał także Zenon Łyszczarz z Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ochrony Zdrowia i Pracowników Samorządów Terytorialnych w Gnieźnie: - Jesteśmy przeciwni temu, aby poprzez wotum nieufności, wywierać presję dotyczącą odwołania dyrektora - mówił i odczytał pismo od związków zawodowych, które sprzeciwiają się, aby "wąska grupa lekarzy reprezentowała swoje podmioty gospodarcze i niebędąca zatrudnionymi na umowę o pracę o tym decydowała": - Ja się pytam, czy ktokolwiek robił spotkania tego typu, jak kilka lat temu dyrektor Frąckowiak wyrzucał pracowników jak chciał? Czy ktoś wyraził chęć obrony tych ludzi? Pielęgniarki, położne, salowe były wyrzucane! Czy to warto było wówczas tych maluczkich bronić? No nie. Prawie 80 ludzi zostało wyrzuconych. Apeluję! Jesteśmy przeciwni, by w przededniu podpisania umowy na rozbudowę szpitala robić tego typu bałagan! - mówił Zenon Łyszczarz i zaznaczył, że pod apelem związków zawodowych zostało zebrane 250 podpisów. Czesława Jasińska przewodnicząca Międzyzakładowej Komisji NSZZ "Solidarność" dodała, że na etatach w szpitalu pracuje 524 osoby, a na umowach kontraktowych 151 lekarzy, a o pracę 30, w tym 16 rezydentów. Maciej Knitter, przewodniczący Międzyzakładowego Związku Pielęgniarek i Położnych w Gnieźnie także zaapelował o wspólne porozumienie się w sprawie szpitala i przyłączył się do opinii związków zawodowych w temacie sprzeciwu dla wotum nieufności dla dyrektora.
Następnie głos zabrał m.in. ordynator oddziału ginekologicznego lek. med. Grzegorz Gliniewicz: - Pracuję w tym szpitalu 37 lat, zdobyłem wszystkie szczeble umiejętności wiedzy, doświadczenia. Śledzę ten szpital od samego początku, jak tylko tu przyszedłem i czegoś podobnego nie spodziewałem się na koniec swojej kariery lekarskiej. To jest pokłosie pewnych działań. Kiedy przyszedł pan dyrektor Bestwina miałem duże oczekiwania i dużo zaufania do niego, ale niestety kolejne decyzje powodowały, że zapał coraz bardziej się studził - mówił ordynator i dalej kontynuował: - Z chirurgami współpracuję od lat, widziałem rozwój ich kariery i rozwinęli się do - można powiedzieć - orłów chirurgii. Życzę sobie współpracy w każdej chwili z takimi specjalistami. Na nich mogłem liczyć w każdym momencie i nigdy nie miałem z tym problemów (...). Informację o tym, że ma się to zmienić, przyjąłem z ogromnym niepokojem i nadal mam to odczucie. - mówił Grzegorz Gliniewicz, przytaczając także pierwsze przykłady już złej współpracy z firmą SOWMED. Do głosu dołączył również lek. med. Ryszard Gieryn: - Bardzo się dziwię państwu, że tak spokojnie tu sobie rozmawiacie. Ja, będąc mieszkańcem Gniezna i wiedząc to co wiem, już dawno bym "narobił w pory". Swoje dziecko, które zachorowało na wyrostek, wysłałem do Torunia. Nie kazałem tutaj operować. Pan Sowier już dwa oddziały rozwalił, ale w Raszei można było rozwalić jako pełnoprofilowy oddział dlatego, że w Poznaniu jest kilka takich oddziałów, natomiast w Gnieźnie oddział chirurgiczny jest tylko jeden - mówił lekarz i dodał, że problemy są już z samym SOR-em, gdzie pacjenci się odbijają od drzwi i jeżdżą do innych szpitali: - Czy o to nam chodziło?
Wrogie przejęcie
W odpowiedzi na zarzuty lekarzy głos zabrał ponownie Aleksander Sowier: - Oddział na Raszei funkcjonuje bardzo dobrze. Od sześciu lat tam pracuję i miasto zainwestowało 10 mln w ten oddział w zamian za to, że tak dobrze funkcjonujemy. To jest zupełna nieprawda co pan mówi. Nie wiem skąd pan te informacje bierze. Jego wypowiedzi jednak ciągłe przerywały głosy obecnych w sali lekarzy i pielęgniarek, padały także mało odpowiednie do poziomu dyskusji określenia. Lek. med. Ziemowit Kowalski stwierdził: - My panu oddamy miesięczne wynagrodzenie, tu nie chodzi o pieniądze. Niech pan je weźmie i pojedzie do domu. W końcu po raz kolejny atmosferę i przekrzykiwanie się próbował uspokoić Jerzy Berlik. - Propozycja od pana Sowiera, aby dla niego pracować to jest mniej więcej tak, jakby ktoś z państwa mieszkał we własnym domu, wywalił państwa z niego, a potem zaproponował wynajęcie pokoju. To było tzw. wrogie przejęcie. Mam mnóstwo telefonów od kolegów chirurgów z Poznania, którzy pytają się i kibicują nam, życząc powodzenia w walce z doktorem Sowierem, bo wiedzą co przeżywali wcześniej na Raszei (...). Nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy w to, że wykazywanie 23 lekarzy nie miało na celu niczego innego, jak zdobycie punktów w konkursie - mówił Ziemowit Kowalski i podał kolejną odpowiedź na propozycję pracy: - Drugim powodem, dla którego nie chcemy współpracować z panem jest to, że wystarczy wejść do Biuletynu Informacji Publicznej w Śremie i poczytać interpelacje radnych o to, jak szpital jest zadłużony na 50 mln złotych, doktor Sowier sądzi go o 500 tysięcy. Kiedy jest to 70 milionów, doktor Sowier sądzi go o kolejne pieniądze. Wie pan jak było i to wszystko jest tam napisane.
Pojawił się też zarzut: - Kierownik podmiotu jest zobowiązany do codziennej obecności w miejscu pracy i wykonywania wizyt lekarskich. Domyślam się, że to pan jest kierownikiem. Tak? - pytał Ziemowit Kowalski. Po potwierdzeniu tego przez Aleksandra Sowiera, Ziemowit Kowalski mówił dalej: - Sam widziałem pana trzy dni temu w szpitalu Raszei w godzinach, w których powinien być w Gnieźnie. Chirurg wymieniał dalej kolejne czynniki, dla których obecna sytuacja w szpitalu oraz działalność firmy SOWMED jest początkiem problemów w gnieźnieńskiej chirurgii. Lek. med. Karolina Domagała-Nowak przyznała: - To co dzieje się z poradnią, to jest prawda. Mam pacjentów, którzy stoją w rejestracji od 7:00 i dowiadują się, że zarejestrowanych zostanie 10-15 pacjentów, albo że przed południem nie ma w ogóle lekarza i będzie popołudniu. Proszę mieć na uwadze fakt, że poradnia chirurgiczna przy szpitalu ZOZ jest czymś w rodzaju pierwszej pomocy i my tam wysyłamy pacjentów z urazami. To nie może tak być, że to jest pacjent planowy i może sobie czekać - mówiła lekarka i przypomniała lipcowe posiedzenie rady społecznej ZOZ: - Mieliśmy wątpliwości co do funkcjonowania oddziału i poradni chirurgicznej od 1 września i mam pytanie o to, kto ponosi koszt transportu pacjenta na USG do szpitala św. Jana? Kto ponosi koszt stablerów? Dlaczego, mimo rekomendacji rady społecznej i Rady Powiatu, nie unieważnił pan tego konkursu?
Kolega S.
- Potrzebujemy trochę czasu i obiecuję, że to wszystko będzie dobrze działać. Zmieniamy ten oddział i to dlatego budzi tyle emocji. Ja wiem, że jesteście panie związane z lekarzami i te emocje są naturalne. Pan mówi, że ja pana wyrzuciłem z domu, ale ten oddział nie jest pana, a właścicielem jest powiat. To nie jest pana dom - odpowiedział Ziemowitowi Kowalskiemu przedstawiciel SOWMED-u Aleksander Sowier i kontynuował: - Powiedzieliście wiele złych rzeczy o oddziale i nie chciałbym w taki ton dyskusji wchodzić, że będę teraz wywlekał iż w dyżurce znaleźliśmy 80 czy 70 nierozliczonych historii chorób. To są setki tysięcy straty dla szpitala - są to pacjenci zoperowani, ale nierozliczeni w NFZ. Nie chcę o tym mówić, bo po co? Ja nie chcę wchodzić w taki ton, że będziemy się oskarżać. Państwo jesteście moimi kolegami chirurgami i lekarzami. Przerwał mu głos: - Ja inaczej koleżeństwo rozumiem panie S. Aleksander Sowier kontynuował: - Kolegami po fachu, ma się rozumieć. Też jestem chirurgiem i temu nie zaprzeczycie. Proszę o spokój i cierpliwość.
Aleksander Sowier przekazał iż był pewien, że w konkursie gnieźnieńscy lekarze złożą dokumentację i będą konkurować z nim w rozstrzygnięciu: - Dlaczego nie wzięliście tej odpowiedzialności? To nie było wrogie przejęcie, tylko po prostu zobaczyłem w internecie ogłoszenie i złożyłem dokumenty i wygrałem. W odpowiedzi na zarzuty o szpital w Śremie odpowiedział: - To stek informacji niemających nic wspólnego z rzeczywistością. Nadróbki były, ale na wyraźne polecenie starosty i dyrektora szpitala. To jest jednak zupełnie inny temat.
Na koniec Aleksander Sowier odparł: - Nie spodziewałem się takiej sytuacji. Bardzo mi przykro, że panie pielęgniarki mówią takie rzeczy, kiedy my się staramy. Dajcie nam trochę czasu i może dojdzie do dialogu i zrozumienia między nami.
Odrzucone oskarżenia
Po przerwie w posiedzeniu Rady Społecznej ZOZ, głos zabrała dyrekcja placówki: - Jeżeli ktoś sugeruje, tak jak państwo w tym piśmie, że coś było nieuczciwe z założenia i zrobione nie dla chirurgów, tylko dla kogoś innego, to jest to krótko mówiąc pomówienie - przyznał Krzysztof Bestwina i dalej mówił: - Jeśli chodzi o pracę oddziału, to obserwujemy to. Na podsumowanie przyjdzie czas, bo trudno jest podsumować po pierwszym tygodniu pracy podmiotu, który zaczynał w warunkach, jakich zaczynał. Do 1 września zostało tyle złych słów powiedzianych na temat pana Sowiera i jego zespołu, to ja się nie dziwię, że niektórzy mają obawy o to czy przyjść czy nie przyjść. Mam nadzieję, że praca doktora Sowiera i jego zespołu spowoduje, że pacjenci się przekonają, a organizacja pracy i kontakt spowoduje, że pacjenci będą - twierdzi dyrektor ZOZ.
W sprawie ciągłych zmian w harmonogramie pracy chirurgów, Ewa Jachimczyk wyjaśniła powody ciągłych zmian uzasadniając iż NFZ o wszystkim wie: - Nie ma żadnego zaburzenia w wykonaniu kontraktu, a co do organizacji pracy w poradni - chcemy rozszerzyć zakres godzin, gdyż dotychczasowa organizacja też pozostawiała wiele do życzenia.
W dalszej części dyrekcja odnosiła się do kolejnych zarzutów lekarzy, jakie zawarte zostały we wniosku o wotum nieufności. Przedstawiono także obliczenia, na podstawie których wykazano iż gnieźnieńscy chirurdzy mieli szansę wygrać konkurs, zdobywając więcej punktów niż ostatecznie otrzymał osamotniony w rozstrzygnięciu SOWMED. Spotkało się to jednak z reakcją obecnych chirurgów, a atmosferę w pomieszczeniu, poza panującą dość ciepłą jak na wrzesień aurą, podnosiły także kolejne zarzuty i stwierdzenia obu stron.
Umowa podpisana w pięć minut?
Ostatnią godzinę obrad zajęły "mowy końcowe" w sprawie wniosku o wotum nieufności dla dyrekcji ZOZ. - Jest interes lekarski i interes publiczny. Trochę one nie idą te interesy ze sobą w parze. Ta obrona pracowników przez związki jest dla mnie zrozumiała. Muszę jednak zaprotestować w imieniu swoim i kolegów radnych, na retorykę stosowaną podczas tej dyskusji. Państwo mówicie o wojnie, która została zainicjowana w szpitalu z winy pana dyrektora. To nie pan dyrektor ją zainicjował, ale ci, którzy po raz pierwszy zwołali nadzwyczajną sesję Rady Powiatu Gnieźnieńskiego, kiedy po raz pierwszy pojawiły się emocje i to nie takie, jak tutaj, ale takie, po który pan Sowier sam zapowiadał iż może złożyć pozew za naruszenie dóbr osobistych, bo takie słowa padały na sesji - mówił Marcin Makohoński, członek rady społecznej i dodał: - Dzisiaj mówimy rzeczy, o których by mi się nie śniło. Czekamy na to, aż SOWMED-owi potknie się noga, nie daj Boże ktoś umrze na sali operacyjnej i wtedy zobaczymy. I co wtedy? Ogłosimy w mediach, że nie udało się? Oceniamy firmę po 13 dniach pracy. Co to jest 13 dni pracy w momencie, kiedy ta firma została skrytykowana jeszcze przed przyjściem do szpitala? - dodał.
W odmiennym tonie wypowiedziała się etatowy członek Zarządu Powiatu Gnieźnieńskiego Maria Suplicka: - Niestety, odważę się tu powiedzieć, że w Zarządzie też mamy taki swoisty "stan wojny". To właśnie wynika z tego, że mamy podzielone zdania w zakresie rozwiązywania problemów szpitala. Powiem, że na początku tej kadencji sama cieszyłam się ze zmian i namawiałam obecny Zarząd, aby kontynuować budowę i by zabezpieczyć potrzeby zdrowotne mieszkańców. Dzisiaj stoimy w takim punkcie, że pewne czynności się dokonały - mamy podpisaną umowę z zewnętrzną firmą na świadczenie usług. Jakie są konsekwencje? Oceniam to tak, że pozbyliśmy się grupy wykwalifikowanych specjalistów. Podkreślam: pozbyliśmy się. Zostało to zrobione w sposób zamierzony i rada społeczna szpitala i powiatu gnieźnieńskiego, zostali postawieni przed faktem dokonanym. Taka zmiana organizacji w szpitalu wymagałaby, mówiąc jako 10-letni urzędnik, konsultacji nie tylko z radami, ale także z personelem i środowiskiem, które jest bezpośrednio uczestniczył w zmianie tej organizacji. Te aspekty zostały pominięte - mówiła Maria Suplicka i dodała, dlaczego uważa iż niektóre działania prowadzone były z premedytacją: - Z dużym zażenowaniem widziałam na ostatniej nadzwyczajnej sesji Rady Powiatu, kiedy pięć minut przed posiedzeniem, pan dyrektor mówił przed kamerą, że umowa nie jest podpisana, po czym po pięciu minutach stanął przed radą mówiąc, że umowa została podpisana. Dla mnie te działania budzą kompletny brak zaufania do kierownika jednostki - mówiła dyrektor, dodając iż nie rokuje to pozytywnych sygnałów na przyszłość.
Nowy wniosek i brak zgody
Głos zabrał także członek rady społecznej Tadeusz Purol, który w swojej wypowiedzi poparł wniosek o odwołanie dyrekcji ZOZ. Przewodniczący Jerzy Berlik przyznał, że w sprawie całego konfliktu zasięgał informacji w wielu środowiskach i u wielu źródeł: - Postawienie zarzutu, że wszystko jest źle, to byłby grzech moim zdaniem. Sami lekarze są w stanie stwierdzić, że są podzieleni w sprawie tego, co się wydarzyło w szpitalu. To samo dotyczy personelu medycznego, pracowników i pacjentów. W odniesieniu do atmosfery, jaka wytworzyła się na poprzedniej radzie społecznej w lipcu br., odparł: - Przeczuwałem, że sytuacja staje się napięta coraz bardziej i prosiłem o to, abyśmy podjęli uchwałę o wyznaczenie mediatora między dyrekcją a zespołem chirurgów, by załagodzić konflikt. To się zakończyło bez echa, a dzisiaj są tego efekty - mówił Jerzy Berlik stwierdzając, że wina jest po obu stronach: - Dzisiaj padają wnioski, moim zdaniem, za daleko idące.
Głos zabrała starosta Beata Tarczyńska postanowiła złożyć wniosek w sprawie przeprowadzenia kontroli Zespołu Opieki Zdrowotnej w Gnieźnie w przedmiocie oceny zgodności z obowiązującymi przepisami postępowania konkursowego na udzielenie świadczeń zdrowotnych. W ramach tej kontroli miano by się także przyjrzeć systemowi dokonywania zakupów sprzętu na rzecz szpitala. Jednocześnie apelowała o niewydawanie opinii w sprawie pisma lekarzy o wotum nieufności: - Padło wiele zarzutów i uważam, że uczciwością jest, by dać szansę, aby te zarzuty albo rozwiać, albo potwierdzić. To, że jest zlecona ta kontrola, w mojej ocenie jest również dowodem mojej bezstronności, gdyż też muszę podjąć decyzję na jakiejś podstawie. Na podstawie tych wszystkich wypowiedzi, takiej decyzji podjąć nie mogę, bo byłabym nie w porządku, wierząc w te wszystkie rzeczy, które zostały powiedziane, nie sprawdzając ich - mówiła Beata Tarczyńska. W odpowiedzi na to Maria Suplicka stwierdziła, że badanie procedury konkursowej w zasadzie nic nowego nie wniesie. Pojawiły się głosy, aby kontrolę taką wykonała odpowiednia komisja, która pozwoli zachować obiektywizm.
W pewnym momencie pojawił się problem przyjęcia wniosku starosty. Działacze rady społecznej, przedstawiciele Zarządu oraz prawnik zaczęli się sprzeczać o to, czy powinien on zostać przyjęty w formie uchwały. W końcu pojawił się wniosek o przerwanie posiedzenia Rady Społecznej ZOZ z uwagi na późną porę (godzina 21:30) i kontynuowanie jej w przyszłym tygodniu.