poniedziałek, 18 kwietnia 2016 11:07

Kto i komu zrobił krzywdę?

 

Kolejna rozprawa w sprawie Piotra M., który grożąc śmiercią chciał wymusić pieniądze od gnieźnieńskiego przedsiębiorcy, odsłoniła kolejne fakty z tych wydarzeń.

Tym razem w sprawie, która trwa już od połowy 2014 roku, zeznawali świadkowie, także osoby znające Piotra M. Na rozprawie, która miała miejsce w Sądzie Rejonowym w Gnieźnie, stawili się czterej wezwani – żona oskarżonego, taksówkarz, policjant biorący udział w akcji oraz księgowa jednej z instytucji samorządowych, w której Piotr M. wynajmował pomieszczenia na prowadzenie działalności gospodarczej.

Ostatnia rozprawa w tej dość głośnej sprawie, kiedy to w czerwcu 2014 roku znany sportowiec Piotr M., próbował za pomocą gróźb, także pozbawienia życia rodziny, wymusić pieniądze od gnieźnieńskiego przedsiębiorcy, odbyła się w lipcu 2015 roku. Od tego czasu była już dwukrotnie odraczana, a teraz w kwietniu 2016 roku w końcu miała swoją kontynuację. Sąd postanowił w sprawie przesłuchać świadków, gdyż obie strony nie doszły do porozumienia w sprawie odszkodowania, jakie miałby otrzymać przedsiębiorca.

Postać na polanie

Jako pierwszy zeznał policjant z Wojewódzkiej Komendy Policji, który brał udział w akcji zatrzymania oskarżonego. Jak przyznawał, dobrze pamiętał fakt zatrzymania Piotra M. w Lesie Miejskim. Jak dodał, akcja była od początku zaplanowana i jednocześnie długo nie wiedziano, z kim przyjdzie się zmierzyć funkcjonariuszom. Mimo iż już były podejrzenia co do możliwego sprawcy, podejrzewano iż może być ich więcej: - Po podjęciu pieniędzy przez taksówkarza śledziliśmy go, poruszaliśmy się za nim, gdyż najwyraźniej wracał z powrotem do Gniezna. Nie znam dokładnie topografii miasta, ale dotarliśmy do jakiegoś lasu, dlatego podjęliśmy penetrację terenu. W trakcie tego przejazdu zauważyliśmy dużą polanę, a w pewnym momencie z wysokiej trawy podniosła się głowa postaci, która obserowała nas z odległości 150 metrów od samochodu. Na nasz widok zerwał się, złapał rower i zaczął uciekać, dlatego ruszyliśmy pościg za nim po leśnym dukcie. W trakcie jazdy, w miejscu z którego ruszył rowerem, zauważyłem plecak, który porzucił w którym znajdował się pakiet rulonów, mających udawać pieniądze - stwierdził funkcjonariusz i opowiedział dalej, jak wyglądało już zatrzymanie Piotra M., który kontynuował ucieczkę przez Las Miejski: - Po około czterystu metrach goniony porzucił rower i zaczął uciekać między drzewami, a w trakcie tej gonitwy został w końcu zatrzymany. Po obezwładnieniu powiedział, że nazywa się Piotr M. Od razu zaczął opowiadać, że został do tego zmuszony i nie był to jego pomysł, dlatego zapytałem, kto go do tego zmusił, ale nie potrafił nikogo wskazać ani podać rysopisu. Po złożeniu zeznań, mecenas poszkodowanego zapytał wprost funkcjonariusza: - Czy oprócz Piotra M. spotkaliście jeszcze kogoś w lesie? Policjant odpowiedział, że nikogo nie widzieli. Adwokat ponowił pytanie, tym razem wprost pytając o to, czy w lesie napotkano żonę oskarżonego, czemu funkcjonariusz także zaprzeczył. Jak dodał, odpowiadając na kolejne pytanie, działanie Piotra M. mogło być zaplanowane: - Moim zdaniem wszystko było od początku zaplanowane. Być może oskarżony nie zaplanował każdej czynności, nie wiedząc co się przydarzy, ale wszystko co robił było konsekwencją wcześniej podjętych kroków i było nakierowane na jeden cel.

Kurs za 100 złotych

Kolejnym świadkiem, przesłuchanym w tej sprawie, był taksówkarz. Jak przyznał wezwany przed sąd, pamiętnego dnia skończył już pracę i wracał do domu z pizzą dla rodziny, kiedy otrzymał telefon z nieznanego numeru: - Odebrałem go, gdyż często otrzymuję wezwania na telefon od różnych osób i usłyszałem, że jest kurs na Cielimowo. Wówczas odmówiłem i przekazałem, że już skończyłem pracę. Ten ktoś nalegał i stwierdził, że to dobry kurs i w końcu powiedziałem, żeby poczekał - stwierdził taksówkarz. Dodał, że odwiózł jedzenie do domu i w końcu pojechał na kurs: - Umówiliśmy się, że jak będę wolny, to zadzwonię i ten miał mi podać adres. Kiedy w końcu zadzwoniłem, otrzymałem adres na ulicę Piaskową w Cielimowie. Kiedy tam dotarłem, nie mogłem znaleźć takiej ulicy. Dzwoniłem do kolegi, który mi powiedział iż takiej nie ma - mówił świadek. Wówczas też próbował zapytać kierowcę samochodu dostawczego, który przejeżdżał ulicą. Mimo otwartego okna, kierowca tego pojazdu nie zareagował na pytanie taksówkarza. Dziś podejrzewa, że tym pojazdem musieli się poruszać policjanci obserwujący teren. W końcu kiedy podjechał do miejscowego sklepu, zapytał jego obsługę o wskazaną ulicę. Stwierdzono, że takiej nie ma i taksówkarz doszedł do wniosku, że ktoś go wrobił w fałszywy kurs: - Zadzwoniłem pod ten numer znowu i wówczas przekazano mi, że nie chodzi o ulicę Piaskową, ale o drogę z piasku. Pokierował mnie przez Cielimowo, podając dokładnie jak mam jechać pod wskazany adres. Tam stał mężczyzna przed domem, od którego miałem odebrać paczkę. Cały czas byłem na telefonie i kiedy potwierdziłem odebranie przesyłki, rozłączył się. Dostałem plecak, który wydał mi się lekki i położyłem go na tylnym siedzeniu. Zapytałem jeszcze osobę, która mi go dała, gdzie mam go zwieźć, to odpowiedziała, że nic nie wie. Widziałem, że mężczyzna był przestraszony - zeznawał taksówkarz. Za kurs otrzymał od podającego paczkę dwa banknoty o nominale 50 złotych. Z powrotem kurs odbył się tą samą drogą, jednak w trakcie jazdy ponownie skontaktował się Piotr M., który zaczął kierować taryfę południowymi ulicami miasta, aż w końcu skierował go w ul. Grunwaldzką, prowadzącą w kierunku Lasu Miejskiego. Oskarżony co chwię wypytywał mnie, czy nikt za mną nie jedzie, gdzie jestem oraz dokładnie mi mówił gdzie mam dalej jechać: - Powiedział mi, że będzie taka dróżka w las, przy której miałem stanąć. Przejechałem ją, ale się cofnąłem i tam zobaczyłem sylwetkę w lesie 50 metrów od drogi. Była w kapturze, ale przez telefon przekazała mi, że mam wyrzucić torbę. Otworzyłem okno z mojej strony i wyrzuciłem ten plecak na drogę. Taksówkarz szybko wrócił do swojego domu, gdzie natychmiast powiedział swojej żonie o tym, co go spotkało. Jak zeznał, nie skończył mówić, kiedy pod jego dom podjechała policja.

Zarówno adwokat, jak i prokurator rejonowy zadawali kolejne pytania do taksówkarza. Chcieli wiedzieć dlaczego podjął się tak ryzykownego kursu, widząc iż dzieje się coś dziwnego. Jak przyznał, często zdarza się podejmowanie przesyłek czy zakupów dla różnych osób, jednak ten przypadek był dziwny od momentu, kiedy zaczął łączyć ze sobą fakty w trakcie kursu. Zaczęło się od poszukiwań ulicy, milczącego kierowcy samochodu, poprzez lekką paczkę i zdenerwowanego mężczyznę, po kluczenie w lesie. Zauważył też, że w pewnym momencie ktoś śledził jego samochód. Dodał jednak, że po prostu bał się o swoje życie i chciał to mieć za sobą. Podejrzewał, że w torbie mogą być pieniądze lub narkotyki. W pewnym momencie seria pytań, kierowanych do taksówkarza, wyraźnie zaczęła go wyprowadzać z równowagi. Prokurator i adwokat chcieli jednak dokładnie ustalić jego rolę w sprawie i dlatego dopytywano także o każdy szczegół akcji, łącznie ze sposobem nawracania na drodze: - Ja nie mogę sobie pozwolić na arogancję wobec klienta czy to mojego czy przypadkowego. Każdego muszę obsłużyć tak, by był zadowolony - mówił taksówkarz, odpowiadając na zarzuty, że nie zrezygnował z kursu w momencie, kiedy podejrzewał iż coś jest z nim nie tak. Poszkodowany obecny w sali rozpraw przypomniał, że kierowca miał pretensje do niego o całą te akcję: - Chciałby pan uczestniczyć w takiej sytuacji? Chyba nie, bo ile to wszystko mnie zdrowia psychicznego kosztowało, to chyba pan się nigdy o tym nie przekona - powiedział taksówkarz do poszkodowanego, który z pewnym przekąsem przyznał: - No pewnie nie przekonam się. Dodać należy, że po tych wydarzeniach przedsiębiorca zaczął chorować na serce, co także zostało ujęte w trakcie sprawy.

Lokal na własność?

Sprawę kłopotów finansowych Piotra M. nakreśliła już pracownica jednostki samorządowej, w której oskarżony wynajmował lokale pod działalność gospodarczą: - Jak przebiegała realizacja umowy pod kątem opłat? - zapytała sędzia Katarzyna Czyżowicz. Księgowa odpowiedziała: - M. był obciążany fakturami za dzierżawę pomieszczeń zgodnie z umową, a które cyklicznie co miesiąc były przekazywane mu do firmy. Z płatnościami było jednak gorzej, gdyż na początku jeszcze jakoś szło, a później z roku na rok pojawiały się zatory. W związku z tymi zaległościami, majątek przedsiębiorstwa był systematycznie przejmowany i to trzykrotnie. Zdaniem świadka po raz pierwszy przewłaszczenie nastąpiło w 2012 roku na kwotę 13 tysięcy złotych, po raz drugi w 2013 roku na kwotę 35 tysięcy złotych, a trzeci raz w styczniu 2014 roku – ponad 100 tysięcy złotych. W czerwcu 2014 roku, kiedy doszło do zdarzenia, Piotr M. miał zalegać na kwotę... 1400 zł.

Mecenas poszkodowanego, słysząc o tylu przewłaszczeniach i długach Piotra M. zapytał wprost: - Jaki był powód tego, że państwo kontynuowaliście od 2012 roku umowę z panem M., skoro były takie problemy? Księgowa odpowiedziała: - To były indywidualne rozmowy z dyrektorem. Zawsze dawaliśmy szanse. Poszkodowany sam stwierdził: - To czy ten obiekt był przypisany dla pana M.? Ja też dzierżawiłem swojego czasu lokale od Miasta czy Starostwa i jak były odsetki to po trzech miesiącach było wypowiedzenie umowy, więc kto tu decydował o tym? Wy robiliście krzywdę temu człowiekowi, jeśli on sobie nie radził i zadłużenie wzrastało do 100 tysięcy złotych i nie zerwano umowy. Świadek jednak stwierdziła, że nie jest w stanie na to odpowiedzieć.

Utrzymać się na powierzchni

- Na temat tych wydarzeń dowiedziałam się po fakcie, kiedy to się stało - stwierdziła na początku swoich zeznań żona oskarżonego. Tym samym otwarto przestrzeń do licznych pytań, jakie mecenasi skierowali do świadka. Jak przyznała: - To, co się działo z mężem przez dłuższy okres nie brało się z niczego i te zobowiązania były ogromne, co świadczy przekazanie sprzętu na rzecz tych zobowiązań. Dodatkowo były one względem Urzędu Skarbowego, ZUS i Urzędu Miasta. Moim zdaniem na czerwiec 2014 roku kwota zadłużeń wynosiła około 150 tysięcy złotych - przyznała żona oskarżonego i jak dodała, spore zadłużenie dotyczyło opłaty za podatek od gruntu: - Należność na rzecz Urzędu Miasta z tego tytułu obejmowało 7 lat, o opłacie którego dowiedzieliśmy się praktycznie półtora roku od rozpoczęcia działalności.

Jak przyznała żona oskarżonego, nie mieli żadnych oszczędności. Dom był własnością banku, a po całej sprawie i opuszczeniu aresztu przez Piotra M., małżeństwo zdecydowało się na kilka kroków. Jednym z nich była rozdzielność majątkowa, a drugim – sprzedanie domu w Cielimowie. Przypomnijmy iż Piotr M. był sąsiadem poszkodowanego i ich domy znajdowały się około 30 metrów od siebie. Nieruchomość pod Gnieznem została sprzedana za kwotę ponad 800 tysięcy złotych. Z tej kwoty, z tytułu spłaty kredytu do banku wróciło ponad 600 tysięcy złotych. Za pozostałe kwoty spłacono część zadłużeń, a także kupiono mieszkanie w centrum Gniezna: - Mąż nie chciał sprzedaży tego domu. Wierzył, że jego sytuacja finansowa się polepszy - stwierdziła w trakcie odpowiadania na pytania. Decyzję o sprzedaży domu podjęli w styczniu 2014 roku, jednak usilne starania by to zrobić, świadek miała podejmować już w roku poprzednim.

Obrońca oskarżonego próbował wypytywać o stan zdrowia Piotra M.: - Pogarszający się stan męża był widoczny już dwa lata wcześniej, ale twierdził iż sobie z tym poradzi i nie potrzebuje lekarza. To się gromadziło i tak się w pewnym momencie skumulowało. Miał wahania, gdyż raz wydawało się iż jest zdrowy, a za dzień za dwa wpadał w depresję, nie potrafił wstać z łóżka i ruszyć ręką. Lekarz stwierdził, że miał też myśli samobójcze. Zasłaniał się zasłoną dymną przede mną i dziećmi i nie mówił o swoich problemach - stwierdziła żona oskarżonego. Dodała, że znajomi mogli zauważyć, że coś jest nie tak z Piotrem M.

Po zeznaniach świadków, mecenas poszkodowanego złożył wniosek o wykonanie kolejnych badań lekarskich, dokonanych przez biegłych. Mają oni ostatecznie i niezależnie stwierdzić, czy Piotr M. był poczytalny w trakcie trwania całego zdarzenia, które trwało dwa tygodnie. Wniosek ten wypłynął z tego, że pozostali lekarze, którzy wykonali badania na zlecenie prokuratury oraz prywatnie powołanego biegłego przez przedsiębiorcę, są niejednoznaczne i znacząco różne. Obrońca oskarżonego poparł ten wniosek i złożył swój o powołanie dwóch kolejnych świadków, związanych ze środowiskiem hokejowym, w którym działał dawniej Piotr M. Sąd przychylił się do tych wniosków i wyznaczył kolejne terminy rozpraw i przesłuchań.

18 komentarzy

  • Link do komentarza czytelnik piątek, 22 kwietnia 2016 12:23 napisane przez czytelnik

    Jestem zdecydowanie przeciwny pomawianiem kogokolwiek na publicznym forum, ale skoro pojawiła się taka wypowiedź, ze reklamy danej firmy były jeszcze przed przetargiem, to po prostu trzeba to sprawdzić i tyle. Nie będzie żadnych niejasności i niedomówień.

  • Link do komentarza pytajnik czwartek, 21 kwietnia 2016 00:12 napisane przez pytajnik

    No więc kto kogo w końcu tutaj skrzywdził?

  • Link do komentarza czytelnik środa, 20 kwietnia 2016 15:36 napisane przez czytelnik

    W świetle tego, co napisał dyrektor Gosiru, a należy wierzyć, że nie miał z zadłużeniem i umarzaniem nic wspólnego, trzeba bezwzględnie wyjaśnić kto kogo naciskał w urzędzie,że doszło do tak duźego zadłużenia dzierźawcy, które spowodowało tragiczne skutki będące podstawą tego nieracjonalnego zachowania sprawcy, które w konsekwencji zaprowadziło go na ławę oskarżonych. Może, gdyby nie było nacisków albo poczucia bezkarności, nie doszło by do tego dramatu obu stron procesu?

  • Link do komentarza wyborca środa, 20 kwietnia 2016 12:21 napisane przez wyborca

    Albo jest kara za okup, albo się sąd bawi w rożne poboczne sprawy w tym długi oskarżonego. bardzo [proszę sąd, by ten temat podrążył w imię polskiej sprawiedliwości. Kto stał za tym, ze urząd miasta nie naciskał na oskarżonego w sprawie długów? To jest bardzo istotne, bowiem , w tym także rzuca światło na byłego senatora i byłego prezydenta, skoro oni występują w tych zeznaniach. Sam dyrektor Gosiru nie ma takiej mocy, żeby omarzać długi, bo to nie on jest przedstawicielem majątku miasta w tej sprawie organizującym przetarg?

  • Link do komentarza Jacek Mańkowski środa, 20 kwietnia 2016 11:24 napisane przez Jacek Mańkowski

    Użytkowniku. Twoje bezpodstawne pomówienia i oskarżenia prowokują do podjęcia przeze mnie kroków prawnych i spotkania w Sądzie.
    Jacek Mańkowski - dyrektor GOSiR

  • Link do komentarza niewinny wtorek, 19 kwietnia 2016 23:03 napisane przez niewinny

    Jak zwykle w naszym uroczym kraju, kogos puszkuja za batonika, a tu złapany na miejscu i nie ma wyroku. Prawo jest jednak ślepe

  • Link do komentarza użytkownik wtorek, 19 kwietnia 2016 23:01 napisane przez użytkownik

    Żeby sprawiedliwości stało się zadość, ci którzy pozwolili Piotrowi M. pomimo wielkich długów prowadzić działalność- za to wszystko powinni ,,beknąć" . Mam tutaj na myśli obecnego dyrektora GOSiR-u i osób mu podległych odpowiedzialnych za finanse. Nie będę sie bawił w dyplomację i dodam jeszcze, że nawet po tym przestępstwie, którego dokonał , dyrektor GOSiR-u nadal pozwolił żonie Piotra M. utrzymać pełnomocnictwo w prowadzeniu działalności gosp. jeszcze przez ponad pół roku. To jest karygodne . Karygodne jest również to, ze dyr.GOSiR-u brał udział w ustawionym przetargu w lipcu 2007 r. na prowadzenie przez Piotra M. działalnosci gosp. a reklamy Piotra M. odnośnie prowadzenia tej działalności można było zobaczyć juz wiosną czyli jeszcze przed przetargiem. Zarówno senator jaki i dyrektor powinni być wsadzeni do tego samego wora.

  • Link do komentarza najemca wtorek, 19 kwietnia 2016 09:54 napisane przez najemca

    @rak - Kruk krukowi oka nie wykole. Takie miasto i takie porządki, że są równi i równiejsi. A jak tam prezes TBSu? Zaczął juź budować kolejny blok?

  • Link do komentarza rak wtorek, 19 kwietnia 2016 08:46 napisane przez rak

    Antos a miał znać? Po co? Grunt że dorwał tego kryminalistę, szkoda tylko że tak się z nim cackali. Tylko czekać aż wróci na świecznik, bo tacy tu nie opadają na dno - vide prezes spółdzielni czy znany były radny SLD, co i tak płynie w spółce miejskiej

  • Link do komentarza hahahaahahahahahahahahahaha wtorek, 19 kwietnia 2016 08:39 napisane przez hahahaahahahahahahahahahaha

    normalnie powalający jest ten tekst jak podniosła się głowa i ich obserwowała

  • Link do komentarza Antos wtorek, 19 kwietnia 2016 08:13 napisane przez Antos

    pełna profeska: "Nie znam dokładnie topografii miasta" i to mówi policjant, który bierze udział w akcji??To nie mogła zatrzymać tego człowieka policja z Gniezna, która zna topografię? Przecież to jakaś kpina... Dalej nie czytałem bo mi się odechciało po tych pierwszych słowach...

  • Link do komentarza wyborca poniedziałek, 18 kwietnia 2016 22:39 napisane przez wyborca

    A może Wysoka Komisja Rewizyjna wyjaśni to sądowi, a przede wszystkim mieszkańcom?

  • Link do komentarza ciekawski poniedziałek, 18 kwietnia 2016 21:41 napisane przez ciekawski

    Też się przyłączam do komentatora "dziękuję". jak moja kuzynka nie zapłaciła podatku w terminie, to dowalone miała odsetki. Znane też są sprawy w sądzie o dług wobec miasta. No to jak to było z tym oskarżonym, naprawdę niech sąd wyjaśni, może rzuci światło na ciekawe układy?

  • Link do komentarza dziękuję poniedziałek, 18 kwietnia 2016 20:02 napisane przez dziękuję

    @urzędas - czy można prosić o coś bliżej w tej sprawie , bo jeżeli faktycznie były interwencje byłego senatora w sprawie jakiegoś zadłużenia to dobrze byśmy wiedzieli na czym to polegało i sami jako podatnicy byśmy mogli skorzystać z jakichś wzorców

  • Link do komentarza urzędas poniedziałek, 18 kwietnia 2016 16:57 napisane przez urzędas

    Jak już sąd drąży, to niech drąży do końca. Senator w urzędzie interweniował czy nie? A co powie pani skarbnik w sprawie tych potwornych zaległości, a stoi ona przecież na straży przepisów finansowych?

  • Link do komentarza rak poniedziałek, 18 kwietnia 2016 15:45 napisane przez rak

    oj ale kręcenia przy tej sprawie, niech się pan D nie poddaje!

  • Link do komentarza z miasta poniedziałek, 18 kwietnia 2016 11:49 napisane przez z miasta

    A ja się pytam dlaczego nie przesłuchuje się byłego senatora w sprawie, czy interweniował w Urzędzie Miejskim w sprawie długów oskarżonego względem Miasta? Jeżeli interweniował, o cym mówi się "na mieście" to u kogo ?Jeżeli to był były prezydent, to dlaczego nie wezwie się i jego na przesłuchanie???

  • Link do komentarza pierożek poniedziałek, 18 kwietnia 2016 11:27 napisane przez pierożek

    jeszcze trochę i okaże się, że sprawca - szantażysta jest ofiarą!??

Skomentuj

W związku z dbałością o poziom komentarzy, prowadzona jest ich moderacja. Wpisy wulgarne, obsceniczne czy obrażające innych komentatorów i naruszające podstawowe zasady netykiety (np. pisane CAPS LOCKIEM), nie będą publikowane. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji. Ponadto prosimy nie umieszczać wklejonych obszernych tekstów, pochodzących z innych stron, do których to treści komentujący nie posiadają praw autorskich. Ponadto nie są dopuszczane komentarze zawierające linki do serwisów, prowadzonych przez wydawców innych lokalnych portali.

Ostatnio dodane