poniedziałek, 29 lutego 2016 16:09

Niemy świadek dramatycznego wydarzenia

 
Niemy świadek dramatycznego wydarzenia fot. Rafał Wichniewicz

Niewielkie urządzenie, od lat stojące w jednej z remiz na terenie powiatu gnieźnieńskiego, jest wyjątkowym świadkiem historii sprzed 71 lat. Teraz, wraz z gnieźnieńskim dokumentalistą Bogumiłem Bieleckim, udało się nam odkryć ją na nowo.

Wydarzenia związane z podpaleniem gnieźnieńskiej katedry przez Armię Czerwoną w styczniu 1945 roku, od kilkunastu lat udaje się odkłamywać dzięki działaniom wielu osób. Na ukazanie prawdy historycznej złożyły się już liczne filmy, artykuły czy publikacje książkowe, a także zdjęcia przedstawiające podpalenie świątyni przez sowieckie czołgi. Te fotografie, wykonane przez Juliana Śmieleckiego, a odkryte przypadkiem przez jego syna Wojciecha kilka lat temu, rzuciły nowe światło na wydarzenia z 23 stycznia 1945 roku.

Wydawać by się mogło, że w sprawie tych wydarzeń wszystko już zostało powiedziane, a ostatni żyjący świadkowie mający okazję przekazać to, co zapamiętali, już to zrobili. Jak się jednak okazuje, nawet po tylu latach można odkryć coś, o czym praktycznie wiedziała jedynie niewielka grupa osób. Kilka tygodni temu skontaktował się z nami Bogumił Bielecki, gnieźnieński dokumentalista, który od czterdziestu lat utrwala różne wydarzenia, rozgrywające się na terenie Gniezna. Jest on też autorem kilku filmów, związanych ze zniszczeniem katedry przez Armię Czerwoną. Po ostatnim seansie, jaki odbył się w styczniu 2015 roku, jeden z gnieźnian przekazał mu dość ciekawą informację: - Po pokazie podszedł do mnie pan Artur Wardęcki, który powiedział mi, że motopompa dzięki której gaszono ogień i o której mówią świadkowie w filmie, istnieje do dziś i znajduje się w remizie OSP Łopienno. Dla mnie ta informacja była wręcz rewelacyjna, bo przecież to wyjątkowa pamiątka po tych wydarzeniach - stwierdził Bogumił Bielecki. Usłyszawszy tę informację, dokumentalista skontaktował się z naszą redakcją i podzielił się tą wiadomością. Dla nas była ona równie ciekawa, więc postanowiliśmy bardziej zainteresować się tym tematem.

Chcąc najpierw wybadać sprawę, skontaktowaliśmy się z OSP w Łopiennie, która posiadała także swój profil na Facebooku. Posiadana przez nas informacja nie była w zasadzie pewna, więc krótko spytaliśmy: - Czy posiadają państwo na stanie starą motopompę z Gniezna? Administrator strony, którym był miejscowy ochotnik Filip Wegner bardzo szybko odpisał nam: - Tak, jest u nas taka pompa i brała ona udział w gaszeniu katedry gnieźnieńskiej. Jest u nas osoba, która zna historię tego urządzenia - otrzymaliśmy w odpowiedzi. W związku z tym postanowiliśmy oficjalnie umówić się na spotkanie we wsi odległej od Gniezna o 30 kilometrów. Wszystko po to, by zobaczyć urządzenie, które odegrało tak ważną rolę w historii jednego z najdramatyczniejszych zdarzeń okresu końca II wojny światowej w naszym regionie. Trudno bowiem sobie wyobrażać, że maszyna mająca bez mała 70 lat może jeszcze nie tyle, co działać, ale w ogóle istnieć. Jak się okazało na miejscu - mimo iż nie jest używana od lat, jest za to wspaniale zakonserwowana i znajduje się stałą pod opieką miejscowych strażaków. Już to samo w sobie zasługuje na uznanie.

W przedpołudnie 27 lutego wybraliśmy się z Bogumiłem Bieleckim do Łopienna, gdzie mieli na nas oczekiwać przedstawiciele tamtejszej OSP. Mimo gęstej mgły, jaka w ostatnią sobotę lutego spowiła nasz region, udało się na miejsce dojechać o umówionej porze. Przed remizą czekali na nas nie tylko strażacy, ale także Komendant Powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Gnieźnie, mł. bryg. Jacek Michalak. Razem z nim przyjechał także były komendant gnieźnieńskiej straży - ppłk poż. Hieronim Muszyński, który sprawował swoją funkcję w latach 1981-1990, a wśród gospodarzy miejsca był obecny prezes OSP - druh Tomasz Kochanowicz oraz sołtys wsi - Adam Pilarowski.

Samą historię motopompy opowiedział Zbigniew Arabasz, mieszkaniec Łopienna, a także członek zarządu tutejszego OSP. Jak przyznał, według jego informacji motopompa miała służyć w Miejskiej Pralni i Farbiarni, która przed wojną oraz w trakcie okupacji, należała do gnieźnianina Ludwiga Proebstla (Niemca z pochodzenia). Budynki tego zakładu znajdowały się przy ul. Trzemeszeńskiej (ob. ul. Roosevelta - dziś w tym miejscu stoi Lidl). Po wojnie firmę znacjonalizowano, a przy nim, jak przy każdym większym obiekcie produkcyjnym na terenie Gniezna, funkcjonowała straż pożarna: - Motopompa, którą tu mamy, była w naszej zakładowej straży do 1961 roku. Później zaczęto rozglądać się, żeby załatwić bardziej nowoczesną i wówczas zdecydowano się taką nową zakupić na koszt zakładu. Tymczasem ta motopompa stała i była w zasadzie już niepotrzebna, bo strażakom służyła ta nowa. W związku z tym rada zakładowa zdecydowała się, żeby tę motopompę zezłomować. Przeznaczono ją więc na złom i już chciano wyrzucić, ale ponieważ byłem tu w Łopiennie w Straży Pożarnej, to stwierdziłem że takiego zabytku nie można byle gdzie wyrzucać, więc załatwiłem z byłym tu prezesem, żeby nam tu tę pompę dali. Trochę z tym problemów było, ale udało się i przywiozłem ją tutaj do remizy. Obecnie jest to już zabytkowa pompa i na Dzień Strażaka, który urządzaliśmy na boisku szkolnym, była jako rekwizyt ustawiona - opowiada Zbigniew Arabasz. Motopompa była używana przez łopieńską straż do początku lat 90. i od tego czasu stoi ona w garażu remizy. Na zbiorniku paliwa, na którym zachowała się czerwona farba, widnieje wciąż skrót nazwy zakładu - MPiF Gn. czyli Miejska Pralnia i Farbiarnia Gniezno.

W trakcie pobytu w Łopiennie, nieco nieścisłości pojawiło się w przypadku historii, związanej z tym jak ta motopompa znalazła się przy katedrze. Według relacji samych strażaków i osób biorących udział w gaszeniu świątyni, trafiła ona do akcji prosto z jednostki przy ul. Chrobrego. Choć sam nie był tego wydarzenia świadkiem, to jednak Zbigniew Arabasz stwierdził iż motopompa miała dojechać na miejsce z zakładu przy ul. Trzemeszeńskiej. Zgodnie jednak z innymi relacjami przyznał, że pochodziła ona z porzuconego niemieckiego transportu, który został przypadkiem odkryty na kolejowej rampie rozładunkowej - to właśnie stamtąd gnieźnieńscy strażacy mieli pozyskać węże i urządzenia, które wcześniej uciekający hitlerowcy zabrali ze sobą. Jak się okazało, zaledwie dzień później miały one zostać użyte do jednej z najtrudniejszych i największych akcji gaśniczych, jakie kiedykolwiek miały miejsce w historii Gniezna.

Co potwierdza fakt, że motopompa znajdująca się na stanie OSP Łopienno, jest właśnie tą, która brała udział w akcji? Na uwagę zasługuje tu bowiem jeden, dość istotny detal, który również ma swoją osobną historię. Chodzi o wyraźny ślad spawania urządzenia: - Nie było wtedy dużo strażaków, bo to był okres wojenny, także cywile tam też pomagali przy gaszeniu. Gdy odpalili i zaciągnęli wodę z jeziora, przyszło rosyjskie wojsko, poprzecinało węże i motopompa stanęła, a w efekcie rozmroziła się głowica. Naprawiono ją dopiero później, jak już wojna się skończyła - przekazał swoją relację Zbigniew Arabasz. Według innych informacji, które udało się Bogumiłowi Bieleckiemu pozyskać od świadków wydarzeń pod katedrą w noc 23 stycznia 1945 roku, w motopompie miało się skończyć paliwo i w efekcie urządzenie po prostu się zatrzymało. Ponieważ był siarczysty mróz, niewiele czasu trzeba było, żeby metalową konstrukcję rozsadziła zamarzająca woda. Choć od wydarzeń minęło w tym roku 71 lat, dowodem wskazującym wyraźnie na zbieżność wszystkich relacji i potwierdzającym fakt, że łopieńska motopompa jest właśnie tą, która 23 stycznia brała udział w gaszeniu katedry, jest właśnie ślad po spawaniu pękniętego fragmentu. Urządzenie miało być naprawione dopiero po zakończeniu wojny.

Nie wiadomo w którym roku motopompa została wykonana. Na pewno jednak urządzenie pochodzi z Niemiec, a do dziś zachowały się oryginalne wszystkie najważniejsze elementy konstrukcyjne maszyny, łącznie z miernikami posiadającymi niemieckie napisy. Nienaruszone są także blachy z danymi od producenta, którym były zakłady Auto Union AG w Chemnitz, a które bardziej są znane z produkowania samochodów marki Audi - charakterystyczny symbol czterech połączonych kółek także widnieje na maszynie. Niemiecki zakład wykonał cały silnik, napędzający motopompę, a na częściach zachowały się także numery fabryczne. Podobne do tego typu urządzenia, wyprodukowane w trakcie wojny w tym zakładzie, ważą około 160 - 170 kilogramów i, jak można było samemu stwierdzić, łopieńska maszyna wcale nie jest lżejsza.

W trakcie sobotniej wizyty strażacy zaprezentowali nie tylko samą maszynę, ale także inne przedmioty o wartości historycznej, jakie posiadają w swoich zasobach - niemiecką ręczną syrenę alarmową oraz dzwon ze starego wozu strażackiego. Sama jednostka jednak jest w miarę nowocześnie wyposażona - w garażu stacjonuje Star, ratownicy mają pełne umundurowanie, a także drugą motopompę. Choć ta ostatnia jest o wiele nowsza od swojej zasłużonej poprzedniczki, to jednak konstrukcyjnie rozwiązanie jest w zasadzie takie samo. Jej przeznaczenie także się nie zmieniło - służy ratowaniu mienia i życia ludzi. To właśnie w imię tej zasady działają wszystkie ochotnicze straże pożarne na terenie naszego kraju. Ta łopieńska wyróżnia się jeszcze tym, że jej ochotnicy potrafili zadbać o, być może niewielki (choć ciężki), ale jednak wartościowy dla historii naszego regionu zabytek. Także i za to, w trakcie późniejszego spotkania w miejscowej restauracji, podziękowaliśmy druhom OSP Łopienno, życząc przy tym pomyślności i bezpiecznych powrotów z każdej akcji.

3 komentarzy

  • Link do komentarza Gość wtorek, 01 marca 2016 08:29 napisane przez Gość

    Na zdjęciu bardzo dobrze widać, co ta motopompa przeszła, ale poza tym remiza strażaków bardzo schludna. Szacunek dla nich! Z takimi strażakami można czuć się bezpiecznie.

  • Link do komentarza senior poniedziałek, 29 lutego 2016 23:02 napisane przez senior

    Bardzo ciekawe, ale może warto byłoby przeprowadzić wywiad z panem Florianem Piaseckim, bodajże jedynym jeszcze żyjącym mieszkańcem naszego miasta, który uczestniczył w gaszeniu katedry i ma wspomnienia związane z tą motopompą.

  • Link do komentarza czytelnik poniedziałek, 29 lutego 2016 16:32 napisane przez czytelnik

    Niezwykle ciekawa historia i nie damy sobie jej wydrzeć tak, jak to robi się z chrztem Polski!

Skomentuj

W związku z dbałością o poziom komentarzy, prowadzona jest ich moderacja. Wpisy wulgarne, obsceniczne czy obrażające innych komentatorów i naruszające podstawowe zasady netykiety (np. pisane CAPS LOCKIEM), nie będą publikowane. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji. Ponadto prosimy nie umieszczać wklejonych obszernych tekstów, pochodzących z innych stron, do których to treści komentujący nie posiadają praw autorskich. Ponadto nie są dopuszczane komentarze zawierające linki do serwisów, prowadzonych przez wydawców innych lokalnych portali.

Ostatnio dodane