W grudniu 2015 roku po raz pierwszy od dłuższego czasu, stopa bezrobocia w powiecie gnieźnieńskim spadła poniżej poziomu ogólnopolskiego. W całym kraju w tym miesiącu bez pracy pozostawało 9,6% Polaków, a w naszym regionie liczba ta obniżyła się do poziomu 9,5%. Jeszcze na początku roku 2015 liczby te wynosiły kolejno 11,5% w kraju i 12,5% w powiecie gnieźnieńskim. Kilka tygodni temu ManpowerGroup opublikował dziesiąty raport globalny, z którego wynika iż pracodawcy w Polsce mają spore problemy z pozyskaniem pracowników o odpowiednich kompetencjach. 41% takich firm, które nie mogą znaleźć wykwalifikowanych osób, to wzrost o 8% w stosunku do roku 2014. Dlaczego tak się dzieje?
- W Polsce niezmiennie najtrudniej pozyskuje się wykwalifikowanych pracowników fizycznych. W ciągu ośmiu lat prowadzenia badania w naszym kraju, prawie zawsze rozpoczynali oni listę i tylko raz, w 2012 r., zajęli na niej drugą pozycję. To grupa zawodowa, w skład której wchodzą m.in. mechanicy, elektrycy, hydraulicy, spawacze, stolarze, kucharze, drukarze, murarze, cieśle, monterzy, itp. Na drugim miejscu, podobnie, jak rok i dwa lata wcześniej, znaleźli się inżynierowie - informuje raport. Wydawać by się mogło, że ostatnie działania zmierzające do poprawy sytuacji rynku pracy w regionie zmierzają ku lepszemu. We Wrześni powstaje fabryka Volkswagena, a w Gnieźnie nowy zakład Kirchhoff. Ta druga ma już zapełnioną listę pracowników, ale jak się okazuje, wrzesiński zakład ma niedobór chętnych i o aż o... tysiąc osób! O tej ostatniej sytuacji niedawno informowały wrzesińskie media. Dlatego coraz częściej mówi się o poszukiwaniu pracowników wykwalifikowanych ze Wschodu (np. Ukrainy), gdyż na polskim rynku mimo istniejącego bezrobocia, nie ma odpowiednich rąk do pracy.
Nie inaczej jest na gnieźnieńskim obszarze. Problem zauważany jest przez urzędników, którzy widzą iż szczególnie brak kwalifikacji występuje wśród młodzieży. To również odbija się na naszym rynku pracy, który także jest wymagający: - Młodzi ludzie nieraz wybierając kierunek studiów w ogóle nie robią tego pod kątem zapotrzebowania na rynku pracy. Tym nikt się nie interesuje, a kiedy później rozmawiamy z takimi osobami, to pytane o to kto, dlaczego wybrali taką a nie inną szkołę, najczęściej mówią, że albo rodzice, albo że jest to szkoła na miejscu i nie trzeba dojeżdżać, albo że... koleżanka lub kolega też tam poszedł. Nikt się nie zastanawiał, że będzie przez to problem z uzyskaniem pracy - przyznaje Małgorzata Matczak, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy.
W tym celu od ponad roku Starostwo Powiatowe, wespół z Miastem Gnieznem, podejmuje kroki mające na celu dokonać zmiany kierunku patrzenia zarówno uczniów szkół gimnazjalnych oraz ich rodziców. To właśnie oni są elementem docelowym planowanej kampanii, mającej na celu promować szkolnictwo zawodowe. W tym celu też powstało Centrum Kształcenia Praktycznego, którego zadaniem będzie szkolenie warsztatowe praktycznie wszystkich kierunków zawodowych funkcjonujących w placówkach ponadgimnazjalnych. Zmiany oświatowe mają iść w tym kierunku, ale jak się okazuje, problem bezrobocia może wcale nie zniknąć. Nie z powodu wymagań stawianych przez pracodawców, ale też przez... niechęć zainteresowanych: - Z Volkswagenem też współpracowaliśmy, jeśli chodzi o nabór i generalnie mieli oni dość wysoko postawioną poprzeczkę. Każdy pracodawca ma prawo oczekiwać czegoś od pracownika i nikt dziś nie płaci za przychodzenie do pracy i podpisanie listy, tylko wymagane są określone umiejętności. Były takie sytuacje, że Volkswagen wybrał sobie jakieś osoby i była kwestia ukończenia szkolenia. Nawet jak proponowaliśmy, że zapłacimy za szkolenie to i tak te osoby rezygnowały, bo stwierdzały, że nie mają czasu - przyznaje Małgorzata Matczak.
Przedstawiciele PUP przyznają, że dziś możliwości nie tylko otworzenia swojej działalności, ale także podszkolenia czy możliwości zmiany kwalifikacji są bardzo duże. Są różne programy, wspierające wiedzę praktyczną na miejscu pracy oraz dodatkowe szkolenia dla całych firm. Nic jednak nie zmieni tego, że są osoby, którym zwyczajnie nie chce się rozwijać, a tego - czy chcemy czy nie - wymaga gnieźnieński rynek pracy: - Tu dominują mikroprzedsiębiorstwa, więc tak naprawdę zupełnie inaczej szuka się pracownika do takiej firmy. Na ogół to nie jest wąska specjalizacja, a zatrudniony wykonuje kilka czynności i dlatego myślę, że ta otwartość na zmiany i naukę, chęć mobilności, jest bardzo istotna, a tymczasem jest z tym bardzo słabo. Niektórzy by chcieli, żeby firma była na sąsiedniej ulicy, ale wystarczy spojrzeć na Zachód - tam ludzie nie wiążą się z miejscem zamieszkania, tylko miejscem pracy. Tymczasem u nas jest z tym coraz gorzej, gdyż ofert pracy jest coraz więcej, a pracodawcy zaczynają sobie podbierać pracowników. Kiedy ruszał Volkswagen, odzywały się do nas firmy z np. Nekli, które szukały osób będąc świadomym, że ta fabryka spowoduje iż oni nikogo nie znajdą - mówi dyrektor PUP.
Mimo iż w grudniu bezrobocie spadło do jednego z najniższych poziomów w ostatnich latach, ten uzyskany wynik może się jeszcze długo utrzymać. Spory odsetek stanowią bowiem osoby, nieposiadające żadnego wykształcenia zawodowego: - Są to osoby po gimnazjum, albo nawet nie. Moglibyśmy im pomóc, kierując na szkolenia czy do zakładu pracy, ale one albo nie chcą dojeżdżać, albo nie chcą, tak po prostu. Nie wiem, czy byłby możliwy do powstania taki program, który mógłby zmobilizować do pracy. Zawsze podaję tu jednak przykład młodego człowieka, który był po gimnazjum, więc zaproponowaliśmy mu kurs obsługi wózków widłowych z zatrudnieniem po ukończeniu. Po trzech dniach przestał chodzić na to szkolenie, gdyż jak stwierdził, jego konkubina była w ciąży i musiał ją odwiedzać w szpitalu. To, że miał do zwrotu koszty szkolenia, to nie robiło na nim wrażenia. Każdy rozsądny i dojrzały człowiek, powinien myśleć o życiu inaczej - krótko stwierdza Małgorzata Matczak.
Przedstawiciele urzędów i instytucji, które zazwyczaj mają kontakt z osobami długo pozostającymi bez pracy lub zwyczajnie unikającymi jej, przyznają krótko - system zapomogowy jest zbyt duży. Zasiłki oraz ulgi, które można uzyskać w kilku instytucjach powodują, że niektóre osoby (np. sprzątaczki, dozorcy itd.) zarabiają zaledwie sto - dwieście złotych więcej niż osoby, które dosłownie "utrzymują się" z takich pieniędzy przyznawanych im przez instytucje. Na przepisy, tworzone odgórnie, urzędnicy jednak nie mają wpływu i powtarzają słowa, które najczęściej do nich kierują wspomniani mieszkańcy: - jak się należy, to dlaczego nie brać?