Artykuł jest kontynuacją cyklu: Kartka z kalendarza - 29 grudnia 1918 roku
Oba obiekty były największymi budynkami we wsi i stanowiły tym samym dobre stanowiska do obrony i obserwacji otoczenia. Szkoła została obsadzona kilkudziesięcioma żołnierzami, wyposażonymi w karabiny maszynowe. Sztab całego oddziału pruskiego wojska stacjonował tymczasem w dworku - majątku Wendorffów, rodziny uchodzącej zresztą za bardzo nieprzychylną Polakom.
Powrót przedstawicieli Rady Ludowej z pertraktacji z Niemcami o Gniezna spowodował awanturę. Część powstańców w Gnieźnie była niezadowolona z faktu, że w ogóle próbuje się rozmawiać z przeciwnikiem, zamiast na niego uderzyć. Zygmunt Kittel był jednak zdecydowany wypełniać wolę Naczelnej Rady Ludowej i uniknąć rozlewu krwi, dlatego by nie drażnić Niemców... nakazał powrócić przybyłej dopiero co kompanii wojska z powrotem do Wrześni. Kiedy w poniedziałkowe południe 30 grudnia udano się ponownie do Zdziechowy, przeciwnik w trakcie rozmów postawił twarde warunki - zdanie broni oraz poddanie miasta i przywrócenie władzy w niemieckie ręce. W czasie, kiedy trwały pertraktacje, w koszarach nie ustawała gorączka emocji, która po dłuższym czasie nieobecności emisariuszy, przeobraziła się w przygotowania do wyruszenia bojowego na Zdziechowę. Powstańcy widząc, że od prawie dwóch dni rośnie zagrożenie ze strony Niemców, nie chcieli dłużej rozmawiać, tylko faktycznie działać. Po opuszczeniu miasta w kierunku Zdziechowy, napotkali powracających przedstawicieli Rady Ludowej. Nawoływali oni powstańców, aby zaniechali marszu i powrócili do koszar w celu podjęcia ostatecznej decyzji. Tego jednak było już za wiele i część z nich ruszyła dalej na wieś.
Zmierzchało, kiedy dotarli w rejon oddalonej o około 8 kilometrów wsi. Rozwinięto tyralierę i zbliżono się do szkoły od dwóch stron szosy. Atak był zaskoczeniem dla Niemców, którzy nie wiedzieli kto i w jakiej liczbie ich atakuje. Zaczęli odpowiadać ogniem na wszystkie strony. Tymczasem na komendę sztabu stacjonującego w dworku, odezwała się artyleria. Niecelne trafienia tylko przyspieszyły działania powstańców, którzy obrzucili granatami szkołę. Wówczas Niemcy się poddali i zostali wzięci do niewoli wraz z całym uzbrojeniem - część wsi była więc zajęta.
Pierwsze natarcie na Zdziechowę od strony Gniezna. Teren przyszkolny oznaczony na zielono. Na czerwono zaznaczone zabudowania dworskie, położone po drugiej stronie wsi.
Około 20:00 wieczorem przedstawiciele powstańców (tym razem dr Wojciech Jedlina-Jacobson oraz Antoni Skwerens) udali się ponownie do dworku. Niemcy nie chcieli z nimi rozmawiać, jednak zauważywszy iż utracili połączenie z artylerią w Mącznikach, zdali sobie sprawę, że prawdopodobnie są otaczani przez Polaków ze wszystkich stron. Do rozmów trwających dość długo, dołączył także ks. Mateusz Zabłocki - efektem pertraktacji miało być wycofanie się Niemców 31 grudnia do Nakła. Przeciwnik był zdezorientowany, gdyż tak do końca nie wiedział, jakimi siłami dysponują Polacy. Powstańcy zaś zdążyli już załatwić blokadę połączeń kolejowych od strony Damasławka.
Jednocześnie z Gniezna do Wrześni wysłano delegację w osobach Bolesława Kasprowicza seniora i juniora, a także Stanisława Wierbińskiego. Mieli oni ponownie przekonać wrześnian, by przybyli z odsieczą do Gniezna. W tym samym czasie wezwano na pomoc także siły polskie z Witkowa, Powidza, Trzemeszna i Kłecka. Zygmunt Kittel zdążył już zauważyć, że inicjatywa komendanta miasta wymknęła mu się z rąk i cały bieg wydarzeń dzieje się już bez jego osobistego działania. Zapadła przedsylwestrowa noc i powstańcy oczekiwali, aż nastanie ranek, kiedy to Niemcy mieli opuścić wieś i wyjechać w kierunku północnym. Tymczasem do Gniezna zmierzały już posiłki z Wrześni...
Artykuł opublikowany po raz pierwszy 30 grudnia 2015 roku