środa, 07 sierpnia 2019 11:00

Tragedia przez niedbalstwo

 

Był środek nocy 7 sierpnia 1907 roku. Zawiadowca stacji Gnesen wyjrzał z nastawni i spojrzał w kierunku wschodnim, skąd miał przyjechać rozkładowy pociąg pospieszny. 

Oczekiwał składu z Insterburga (ob. Czerniachowsk) w Prusach, który podążał do Berlina, a który powinien być tu już jakiś czas temu. Z informacji które uzyskał wcześniej, miał on małe spóźnienie. Teraz jednak nie wiedział co się dzieje. Zgodnie z ostatnim raportem wysłanym ze stacji w Inowrocławiu, pociąg powinien już tu być.

Wypatrując w ciemności świateł lub jakiegokolwiek sygnału o zbliżającym się składzie, widział jedynie lampy sygnalizacyjne wzdłuż torów. Głuchą ciszę, która zaczynała go coraz bardziej niepokoić, przerwał dzwonek telefonu...

* * *

Nocny pociąg pospieszny gnał co sił. Był znacznie opóźniony, a wszystko przez to, że w Toruniu musiano podczepić do niego dwa dodatkowe wagony. To nie zmienia jednak faktu, że na Posen Hauptbahnhof (Poznań Główny) miał stawić się o 1:58, a mijając właśnie stację Trzemeszno, była już 1:29. Maszyniści postanowili wyciągnąć jak najwięcej obrotów z obu lokomotyw, które ciągnęły długi skład wagonów pasażerskich.

Chwilę po minięciu trzemeszeńskiej stacji, torem w przeciwną stronę podążał skład towarowy, który dawał długie sygnały gwizdkiem. Nie przywiązując do tego wagi, „pośpiech” gnał dalej, zbliżając się do Talsee, dziś znanego jako Jankowo Dolne. Była 1:30 w nocy, kiedy nagle maszyniści poczuli, że lokomotywą zakołysało. W ułamku sekundy potem parowóz przewrócił się na bok, ryjąc kadłubem po torze kolejowym. Druga z lokomotyw odbiła się od pierwszej i wpadła na sąsiedni tor, a na obu ciężkich maszynach zaczęły rozbijać się drewniane wagony z pasażerami, których większość była pogrążona w głębokim śnie.

* * *

Zawiadowca, odbierając telefon, od razu rozpoznał głos dróżnika, który pełnił służbę kilka kilometrów od Gniezna: Pociąg wykoleił się w Talsee, potrzebna pomoc! - zapewne usłyszał w słuchawce. Informacja o katastrofie szybko zaczynała się rozchodzić po Gnieźnie, pogrążonym w głębokim śnie. Na nogi postawiono służby ratunkowe, szpital i kolejarzy przebywających na stacji. Obudzono lekarzy w domach, znajdujących się najbliżej dworca. Sprawdziły się procedury, obowiązujące na pruskich kolejach - nakazywały one, aby pod parą i gotowy do wyjazdu zawsze znajdował się jeden stacyjny parowóz. Teraz wystarczyło podczepić kilka wagonów i ruszyć z pomocą w kierunku miejsca zdarzenia.

Miejsce katastrofy

To, co zastano po przyjeździe pierwszych osób niosących ratunek, wstrząsnęło wszystkimi. W wykopie pogrążonym w zupełnej ciemności rozświetlanej płomieniami, na całej szerokości toru leżały rozbite dwie lokomotywy, a za nimi znajdowało się kilka strzaskanych wagonów. Niektóre z nich, zwłaszcza te na przodzie, wbiły się z impetem jeden na drugi, powodując zmiażdżenie przedziałów i w efekcie uwięzienie pasażerów w niebezpiecznej pułapce. W chwili zderzenia wybuchł też gaz, którym oświetlano pomieszczenia wagonów, powodując tym samym pożar.

Kiedy przybył pierwszy pociąg ratunkowy z Gniezna, część pasażerów zdążyła już wyjść z wagonów. Wybijali okna rękoma i nogami, aby uwolnić się potrzasku. Dla innych było to niemożliwe, gdyż zostali zakleszczeni lub byli zbyt mocno okaleczeni, by opuścić przedziały o własnych siłach. Niektórzy natychmiast rzucali się do pomocy innym, znajdującym się w pozostałych wagonach. Część popadła w odrętwienie, a widok strasznie pokaleczonych ciał spowodował, że tracili zmysły. Nikomu nic się nie stało tylko w dwóch ostatnich wagonach, które jako jedyne co prawda się wykoleiły, ale nie zostały poważnie uszkodzone.

Nadchodzi pomoc

Wraz z pierwszym pociągiem ratunkowym, na miejscu pojawili się lekarze, którzy widząc ogrom tragedii nie wiedzieli jak postępować i komu najpierw udzielać pierwszej pomocy. Brakowało sprzętu potrzebnego do uwalniania rannych czy wyciągnięcia ciał, a akcję utrudniały panujące ciemności.

W ciągu następnych dwóch godzin na miejsce zdarzenia przyjechały kolejne pociągi – ratunkowy z Inowrocławia i sanitarny z Poznania. Wkrótce też do Gniezna odjechał pierwszy transport ciężko rannych, a ze stacji przewożono ich natychmiast do szpitala miejskiego. Kolejnych przewożono do Poznania i Inowrocławia. Początkowo nie można było nawet oszacować ilu jest rannych, gdyż przednie wagony, w tym pocztowy były tak strzaskane, że trzeba było je wszystkie rozbijać i podnosić, aby sprawdzić czy ktoś pod nimi nie pozostał. Trzeba było też ugasić częściowo palące się fragmenty wagonów. W akcję ratowania włączyli się inni pasażerowie, także mieszkańcy Wymysłowa, którzy usłyszeli w nocy huk. Do pomocy ruszyli także robotnicy kolejowi, którzy nocowali w pobliżu toru.

Lekarze pracowali na miejscu do 10 rano, a wielu rannych było uwięzionych w wagonach nawet przez kilka godzin. Było krótko po południu, kiedy na miejsce wypadku dotarł fotograf jednej z inowrocławskich gazet, który wykonał kilka ujęć katastrofy. Na jednej z nich widać nawet ciała poukładane przy jednym z wagonów. Na podstawie tych fotografii można stwierdzić, z jak ogromną katastrofą mieli do czynienia ówcześni. Dość tego, że wszystkiemu przyglądać musieli się pasażerowie innych pociągów. Co prawda wyznaczono objazdy, ale nie wszystkie składy miały nimi przejeżdżać, dlatego podróżni niektórych kursów po dojechaniu w pobliże katastrofy, musieli pieszo przechodzić obok miejsca zdarzenia i wsiadać do pociągów czekających po drugiej stronie.

Śmierć przedstawicieli wielu narodowości

Początkowo prasa donosiła o wielu zabitych i kilkudziesięciu rannych, w tym kilkunastu ciężko. Wśród tych ostatnich był palacz o nazwisku Beyer z Gniezna. Ostatecznie, mimo różnych przekazów, dziś można powiedzieć, że na miejscu zginęło 8 lub 9 osób. Kolejne trzy miały umrzeć w gnieźnieńskim szpitalu. Źródła różnie zaliczają na listę zmarłych jedną z osób, znalezionych… kilka kilometrów od miejsca zdarzenia. Ujawniono bowiem zwłoki kobiety niedaleko stacji Trzemeszno, a które rzekomo należały do jednej z pasażerek. Przypuszczalnie będąc w szoku po katastrofie, oddaliła się w ciemnościach z miejsca zdarzenia.

Ostatecznie dziś wiemy, że w katastrofie zginęło lub zmarło z ran kilkanaście osób, choć pełną listę trudno ustalić. Jak podawała wstępnie prasa, na miejscu zginęli:

  • Heinz Ernst Otto Graf von Kayserlingk, kadet marynarki lat 14 z Mitawy na Łotwie
  • Hilmar Theodor Karl Otto Grav  Kayserlingk, kadet marynarki lat 13 z Mitawy na Łotwie
  • Pułkownik Sotow, inżynier telegrafów z Petersburga, towarzysz braci Kayserlingk
  • Książę Konstanty Aleksander Bebatow z Petersburga
  • Juliusz Isaak, kupiec z Berlina
  • Kupiec Abramowicz wraz z żoną i dzieckiem z Kijowa
  • Kupiec Razawiet Moryc Ziedllin z Petersburga
  • Żona portiera Pieta z Olsztyna
  • Mężczyzna o nieznanym nazwisku.

Szybkie śledztwo

W dniu katastrofy na miejsce przybył minister Paul von Breitenbach z Berlina, by osobiście zobaczyć rozmiary katastrofy. Od razu rozpoczęto też śledztwo, prowadzone przez gnieźnieńską prokuraturę, które bardzo szybko wskazało winowajców. Za takowych uznano robotników kolejowych, jak i maszynistów z pociągu. Ci pierwsi wykonywali na tym odcinku prace remontowe i zdaniem śledczych, niedbale przymocowali nowe szyny do podkładów. Później tłumaczono, że miano tego dokonać po przejeździe feralnego pociągu, a na trasie obowiązywało ograniczenie prędkości. Do niego nie dostosowali się sami maszyniści, którzy chcieli nadrobić spore opóźnienie. Ten splot czynników spowodował, że doszło do tragedii. Czy kogoś ukarano? Tego już niestety nie wiemy...

Wyjaśnień w sprawie tragedii zażądał cesarz niemiecki Wilhelm, a jego żona cesarzowa Augusta Wiktoria von Schleswig-Holstein  poprosiła o informacje o stanie zdrowia osób, które trafiły do szpitala w Gnieźnie. Gazety donosiły o okropnym stanie, w jakim znalezione zostały ciała zabitych. Zmarły Heinz Kayserlingk, syn łotewskiego hrabiego, został znaleziony z kartką pocztową w ręku, którą pisał do matki w Mitawie. Rzekomo było na niej zapisane słowa, że do celu dotarł szczęśliwie…

Dziś

Dziś miejsca katastrofy nie upamiętnia żadna tablica. Ze zdjęć wykonanych na miejscu tragedii można wywnioskować, że doszło do niej na wysokości wsi Wymysłowo koło Jankowa Dolnego (kilkaset metrów na wschód od przystanku tej miejscowości). W miejscu, gdzie doszło do tragedii, obecnie wznosi się wiadukt nad torami, ale widoczny na powyższych zdjęciach budynek dróżnika nadal istnieje.

Kilka lat temu podejmowano już próbę upamiętnienia tragedii przez środowiska regionalistów z Pałuk i Ziemi Gnieźnieńskiej, ale jak dotąd - bezskutecznie. Pamięć o tym zdarzeniu wciąż pozostaje odległa.


Artykuł opublikowany po raz pierwszy 2 czerwca 2015 roku


Zobacz także: Miejsce katastrofy

10 komentarzy

  • Link do komentarza prosport środa, 07 sierpnia 2019 19:17 napisane przez prosport

    sok - pomnik postawić? Taki bardziej mocno marmurowy? Starczy tablica z opisem wydarzenia?
    Dziękuję za konkrety, gratuluję wiedzy historycznej i technicznej.

  • Link do komentarza sok wtorek, 08 sierpnia 2017 07:11 napisane przez sok

    Można pisać artykuły i opowiadać takie historie, ale jak widać nikt z bezradnych samorządnych nie potrafi się zainteresować upamiętnieniem takiego zdarzenia. Mało przy tym blichtru i fleszy aparatów, pomimo iż mogłoby stanowić urozmaicenie trasy turystycznej przebiegającej w regionie.

  • Link do komentarza gosc poniedziałek, 07 sierpnia 2017 15:09 napisane przez gosc

    Tak soundpack ma racje to droga Jankowo Szczytniki :)))

  • Link do komentarza Piotr Dzięcielak wtorek, 16 sierpnia 2016 18:21 napisane przez Piotr Dzięcielak

    Katastrofa kolejowa, która wydarzyła się w Jankowie Dolnym w sierpniu 1907 r. po 102 latach od jej miejsca została przypomniana w listopadzie 2009 r. przez Romana Wolka trzemeszeńskiego dziennikarza, wychodzącego w Mogilnie " Pałuki i Ziemia Mogileńska " Nr 46/2009 z 19 listopada 2009 r. wraz ze wskazaniem miejsca zdarzenia. Note bene artykuł i autor otrzymali nagrodę w konkursie prasy lokalnej . Następnie w kwietniu 2011 r. współczesne zdjęcia miejsca wypadku ukazały się na Forum.Gniezno.com.pl . 12 września 2011 roku w Domu Kultury w Trzemesznie , odbyło się spotkanie Koła Miłośników Zbieractwa w Trzemesznie, podczas którego członek Koła Zbigniew Kowalczyk przedstawił prezentację multimedialną poświęconą wydarzeniu i zaprezentował niepublikowane wcześniej pocztówki ze zdjęciami z wypadku należące do gnieźnieńskiego kolekcjonera Romana Kokotta. Z tematem jest również obeznany historyk i regionalista Tadeusz Panowicz z Gniezna. Informacje ilustrowane zdjęciami ze spotkania w trzemeszeńskim Domu Kultury ukazały się na łamach miesięcznika Kosynier w Trzemesznie , Pałuk i Ziemi Mogileńskiej oraz rozkładówkę poświęciły katastrofie Przemiany Nr 43/2011 wraz z aktualnym zdjęciem miejsca ( wskazane niezależnie od zdjęć z Forum.Gniezno.com.pl ) Kolejne materiały w tym artykuł autorstwa Artura Wichniewicza potwierdzają i dokumentują miejsce zdarzenia. Katastrofa od 2009 roku "żyje " w przestrzeni lokalnych mediów, pasjonatów kolejnictwa, lokalnych regionalistów. Nie ma jednak jednego ośrodka - osoby koordynującej ten temat, nie ma też miejsca. Być może w mającym powstać w gnieznieńskiej parowozowni muzeum znalazło by się miejsce - ekspozycja poświęcona temu zdarzeniu, materiałów jest sporo, tym bardziej, że w roku 2017 przypada 110 rocznica katastrofy.
    Wspomniana historia o znalezionej u jednego z zabitych kartce pocztowej pisanej przez podróżującego pociągiem, który informował, ze do celu dotarł szczęśliwie w mojej rodzinie urosła do rangi legendy i jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Moi pradziadkowie mieszkali wówczas obok linii kolejowej w Rudkach, ok. 4,5 km od miejsca katastrofy. Pozdrawiam Piotr Dzięcielak. Trzemeszno.

  • Link do komentarza soundpack wtorek, 11 sierpnia 2015 10:19 napisane przez soundpack

    to jest w jankowie widac ta strozowke a teraz obok niej jest droga i wiadukt nad torami z droga laczaca jankowo ze szczytnikami i lubochnia

  • Link do komentarza sweetbaby wtorek, 02 czerwca 2015 23:12 napisane przez sweetbaby

    większość takich tragedii to wina człowieka i wygląda na to, że historia nie jest poważaną nauczycielką życia, ot! pozdrawiam autora i dziękuję za kolejny artykuł historyczny...

  • Link do komentarza zocha wtorek, 02 czerwca 2015 22:23 napisane przez zocha

    Garść informacji o tym wydarzeniu ukazała się kilka dni temu na portalu rodowod.com.pl
    Poniżej link
    http://www.rodowod.com.pl/143-rocznica-uruchomienia-pierwszej-linii-kolejowej-przez-gniezno-26-05-2015.html

  • Link do komentarza pobl wtorek, 02 czerwca 2015 22:06 napisane przez pobl

    I naprawdę nikt nie zna dokładnego miejsca tej tragedii?

  • Link do komentarza Krzysztof Modrzejewski wtorek, 02 czerwca 2015 22:05 napisane przez Krzysztof Modrzejewski

    Nie bez znaczenia pozostaje również typ maszyn prowadzących pociąg, co niestety zostało pominięte w śledztwie - były to S6 (polskie oznaczenie Pd5), które co ciekawe stacjonowały również w Gnieźnie. Były to maszyny o bardzo nierównym, wręcz szarpiącym biegu, a ze względu na typ konstrukcji miały bardzo wysoki nacisk na osie napędowe (ponad 17 ton), co na owe czasy dopuszczało je wyłącznie do ruchu po największych liniach kolejowych. Może zachodzić tu podejrzenie, że zarówno wysoka prędkość składu w połączeniu z doborem tych maszyn w podwójnej trakcji doprowadziło do takiej sytuacji na osłabionym fragmencie szlaku.

  • Link do komentarza tomo wtorek, 02 czerwca 2015 20:04 napisane przez tomo

    Mega ciekawe!

Skomentuj

W związku z dbałością o poziom komentarzy, prowadzona jest ich moderacja. Wpisy wulgarne, obsceniczne czy obrażające innych komentatorów i naruszające podstawowe zasady netykiety (np. pisane CAPS LOCKIEM), nie będą publikowane. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji. Ponadto prosimy nie umieszczać wklejonych obszernych tekstów, pochodzących z innych stron, do których to treści komentujący nie posiadają praw autorskich. Ponadto nie są dopuszczane komentarze zawierające linki do serwisów, prowadzonych przez wydawców innych lokalnych portali.

Ostatnio dodane