Alkohol i ludzka tragedia. Trudno inaczej podsumować to, jaki obraz przedstawia się po pierwszej odsłonie rozprawy, toczącej się przed poznańskim sądem. W ławie oskarżonych zasiadły dwie osoby, które przed ponad rokiem były w tym samym pomieszczeniu, w którym doszło do zbrodni pozbawienia życia. 40-letnia Sławomira G. odpowiada za zabójstwo oraz kierowane groźby, a 40-letni Łukasz C. za nieudzielenie pomocy pokrzywdzonemu. Zmarłym jest 46-letni Maciej G., mąż Sławomiry, nazywanej przez jej znajomych także Sławką.
Wszystko rozegrało się 30 października 2021 roku w jednym z bloków we wsi Ostrowite, położonej 6 kilometrów od Trzemeszna, ale tło tych zdarzeń wyłania się już kilka miesięcy wcześniej.
To skomplikowane
Małżeństwo G. można określić jako „toksyczne”. Tak później mówili o tym bliscy zmarłego Macieja. Według zeznań, miał on poznać Sławomirę w internecie. Ona mieszkała wówczas w rodzinnym Wąbrzeźnie, położonym w województwie kujawsko-pomorskim. Ma wykształcenie podstawowe, nie posiada zawodu. W ostatnich latach pracowała w jednej z fabryk słodyczy, jako kontroler jakości. Kobieta ma już dzieci z poprzedniego związku – 19-letnią córkę i 5-letniego chłopca.
Maciej G. mieszkał w Ostrowitem, ale jak poznał Sławomirę, to wyjechał do Wąbrzeźna. Później, podczas rozprawy, wyszło na jaw iż Sławka miała się nad nim znęcać – filmy pokazujące obrażenia wysyłał do rodziny, także w SMS-ach opisywał, co się dzieje. Miała mu nawet zabrać dowód osobisty, co skończyło się na policji. Ona też, nękana, chciała skoczyć z okna, ale ją powstrzymano. W całą sprawę tych relacji wmieszany był nawet były partner Sławki, z którym wcześniej spędziła 13 lat życia i mieszkał obok nich. Ze wszystkich zeznań wynika, że zarówno Maciej, jak i Sławomira te sytuacje nawzajem sobie wybaczali.
Po tym wszystkim trudnym do zrozumienia, ale przyjętym na potrzeby postępowania faktem jest to, że para po trzech latach znajomości wzięła ślub, przy czym... bliscy Macieja G. dowiedzieli się przypadkowo. Mimo tych różnych perypetii, związek trwał, aż w końcu w okolicach czerwca 2021 roku małżeństwo sprowadziło się do Ostrowitego. Stało się to rzekomo z inicjatywy Macieja G., choć Sławomira G. zeznawała, że tutaj to on chciał zyskać nad nią kontrolę. Kochała go – tak też twierdziła podczas procesu.
Łukasz C., wcześniej już karany, w całej historii jest najwyraźniej osobą zupełnie przypadkową, choć Sławomira G. twierdziła na wstępie śledztwa, iż to on zadał śmiertelny cios. Z treści odczytanych protokołów, sporządzonych podczas śledztwa wynika, że oskarżony Łukasz C., mieszkający w Wymysłowie w gminie Trzemeszno, nie znał wcześniej małżeństwa G. Pierwszy raz widział ich trzy tygodnie przed feralnym dniem – spotkał ich w jednym z lokali w Trzemesznie.
Krótka wizyta
W dniu, kiedy doszło do zabójstwa, tj. 30 października 2021 roku, Łukasz C. był od rana w Gnieźnie na zakupach, a potem przyjechał do domu w Wymysłowie. Było jeszcze jasno na dworze, kiedy wyruszył do Trzemeszna, gdzie udał się do jednego z miejscowych barów. Tam pojawiło się także małżeństwo G. Łukasz C. miał być wtedy już mocno pijany, ponieważ wcześniej spożywał alkohol. W pewnym momencie dołączył do pary i zaczęła się rozmowa przy alkoholu.
Dalszy przebieg zdarzenia jest niejasny. Po pewnym czasie Sławomira G. postanowiła wracać do Ostrowitego taksówką razem z nowym kompanem. Jej mąż miał wrócić pieszo. Łukasz C. nie potrafił powiedzieć, dlaczego tak postąpił – cały czas podkreślał swój stan upojenia alkoholowego i brak świadomości tego, co się działo. To jednak on zapłacił za kurs taksówkarzowi.
Po wejściu do mieszkania G., Łukasz i Sławomira mieli przejść do pokoju, gdzie dalej rozmawiali i czekali na Macieja. Tu jednak zeznania poczynione przed śledczymi odbiegały od tego, co padło w sądzie. Oskarżony przyznał, że niewiele pamiętał, bo był bardzo pijany. Stwierdził, że tylko siedzieli na kanapie i rozmawiali, ale nie potrafił stwierdzić, czy coś jeszcze pił. Sławomira również twierdziła, że kontynuowali rozmowę.
W pokoju
W pewnym momencie, a było to prawie wpół do ósmej wieczorem, do mieszkania przybył Maciej G. - Wszedł i od razu się rzucił na mnie, zaczął wyzywać od najgorszych, był chorobliwie zazdrosny - twierdziła przed sądem Sławomira G. i kontynuowała: - Rzucił się na mnie z rękoma, dostałam z pięści w twarz i się przewróciłam. Potem mnie ciągnął za włosy, zaczęłam krzyczeć, pobiegł do kuchni, wziął na mnie nóż, ja próbowałam ten nóż wyrwać, on się wtedy pochylił i sobie go wbił - stwierdziła ze stanowczością oskarżona. Sędzia Tomasz Borowczak próbował się dowiedzieć, jak Maciej G. mógł to sobie zrobić: - Pochylając się. Przez przypadek - powiedziała Sławomira G. Mężczyzna miał paść na łóżko.
Jako dowód, że to nie pierwszy raz nóż był w użyciu w tym domu podczas kłótni, kobieta pokazuje bliznę na ręce, którą miał zadać jej właśnie mąż. Nie zgłosiła tego żadnym służbom: - Bardzo męża kochałam, nie raz byłem bita i nie chciałam z tym nic zrobić - twierdziła przed trybunałem. Dodała, że była w szoku, a wbity w klatkę piersiową nóż wyciągnęła i odrzuciła na podłogę: - Sam się nadział na ten nóż. Ja bym nigdy nie skrzywdziła męża wysoki sądzie. Tu kobieta zaczęła płakać.
Łukasz C. jej zdaniem w ogóle nie reagował na to, co się działo – ani na awanturę, ani na widok słaniającego się mężczyzny. Mimo to, z pierwszych zeznań kobiety wynikało, że oskarżony miał się szarpać z jej mężem po jego wejściu do mieszkania. Ona miała tylko zadać nieznaczny cios, a Łukasz C. wpierw założył lateksowe rękawiczki (!), a potem wbił drugi nóż prosto w serce. W Sądzie Okręgowym kobieta jednak odwołała te zeznania, twierdząc iż wtedy była w szoku, a podczas przesłuchania policjanci na nią krzyczeli, żeby się przyznała.
Zeznania Łukasza C. w sprawie całego zajścia są bardziej spójne. Po prostu niewiele pamiętał, bo był pijany – tak twierdził podczas śledztwa, jak i zeznał przed sądem: - Zaczęło się od krzyków, potem przepychania. Tyle pamiętam. Oboje na siebie krzyczeli, ale nie pamiętam co. Oni miedzy sobą się przepychali - stwierdził dodając, że nie wie o co była ta kłótnia: - Jak oni się szarpali, to ona chwyciła za ten nóż - mówił oskarżony, ale nie potrafił wskazać skąd i kiedy narzędzie przyszłej zbrodni wzięło się w ręce kobiety.
W samych skarpetkach
Kiedy mężczyzna się przewrócił, w mieszkaniu zapadła cisza. Wcześniej jednak jeden z sąsiadów G. zadzwonił do bliskich Macieja G. informując, że słychać awanturę. Zeznając w sądzie, lokatorzy z mieszkania obok twierdzili iż głównie niosły się głośne krzyki.
Siostra Macieja G., po otrzymaniu telefonu o burdzie, przyszła razem z drugim bratem. Akurat byli na przyjęciu imieninowym w tym samym bloku, ale w innej klatce, więc pojawili się bardzo szybko. Kiedy jednak dotarli pod drzwi mieszkania, było cicho. Na pukania nikt nie reagował, dlatego mężczyzna stwierdził iż pewnie poszli spać, więc poszedł. Siostra jednak dalej próbowała się dostać do środka. W pewnym momencie drzwi zostały otwarte: - Weszłam do mieszkania i dalej do pokoju. Po lewej stał Łukasz C., którego nie znałam, a naprzeciwko stała Sławka. Zapytałam, co się dzieje, że są krzyki, a Sławka odpowiedziała „już wszystko dobrze, możesz iść do domu”. Za nią, na łóżku, na wznak z nogami na ziemi leżał brat. Podeszłam do niego, miał zapiętą bluzę pod szyję, ale charczał. Odpięłam bluzę, koszulka była rozerwana i cała we krwi. Wtedy zaczęłam krzyczeć - zeznawała.
Rana była przykryta papierowymi ręcznikami, które nasiąknęły krwią. Wówczas kobieta wybiegła z mieszkania do sąsiadów, by wezwać pogotowie. Wtedy też Łukasz C. uciekł. - Pierwszy raz byłem w takiej sytuacji w swoim życiu. Spanikowałem i wyszedłem z tego mieszkania, bo nie wiedziałem co robić - stwierdził oskarżony. Jego decyzja o ucieczce była tak błyskawicznie podjęta, że... nie założył butów i wybiegł w skarpetkach. Po wyjściu z bloku skierował się drogą do Trzemeszna.
Wodzenie oczami
Na krzyki siostry przybiegł ponownie brat Macieja G. Ranny nie mógł już mówić. Kierując się instrukcjami osoby z pogotowia, ułożyli mężczyznę w pozycji bezpiecznej ustalonej. - Sławka wtedy wpadła w histerię, zaczęła się na niego kłaść, że ona go kocha, że ona mu nic nie zrobiła - mówiła siostra zabitego. Kiedy Maciej G. jeszcze leżał na łóżku, zapytała go, czy zna mężczyznę, który był w mieszkaniu: - Kiwną głową, że nie. Kiedy zadałam mu pytanie, czy Sławka mu to zrobiła, to zrobił taki gest skinięcia okiem, że tak. Mniej więcej to samo zeznał potem brat zabitego.
Kiedy przyjechało pogotowie, mężczyzna został opatrzony przez ratowników medycznych, po czym został przetransportowany do szpitala w Gnieźnie w krytycznym stanie. Tam, wkrótce po przewiezieniu, zmarł.
Zarówno brat, jak i siostra Macieja G. stwierdzili, że kiedy czekali na pogotowie, zauważyli iż ofiara miała otarcie na szyi od noszonego przez niego łańcuszka – tak, jakby ktoś za niego ciągnął i podduszał. Na czole też miał mieć rany. Sławka miała mieć ślady krwi w dziurkach od nosa oraz uraz na głowie. Ona została zatrzymana przez policjantów na miejscu. Łukasz C. na drodze, około kilometr od Ostrowitego.
Niuanse
W tle całej sprawy pojawiła się jeszcze jedna, o która jest oskarżona Sławomira G. Podczas wiejskiego festynu nad jeziorem w Ostrowitem kilka tygodni przed zbrodnią, miała grozić jednemu z mieszkańców, że spali mu dom. On (i jego rodzina) rzekomo się wystraszył, ale dopiero kilka miesięcy po sprawie zdecydował ostatecznie złożyć zawiadomienie, które teraz w akcie oskarżenia dołączono do procesu. Pomijając pewne niedorzeczności, jakie pojawiały się w tej kwestii i wyjaśnieniach całej sytuacji, wartym odnotowania jest jeszcze iż cała wieś plotkowała, że w małżeństwie G. „źle się dzieje”.
Sławka twierdziła, że Maciej nie znosił obecności jej dziecka z pierwszego małżeństwa, które z nimi mieszkało. Rodzina zabitego natomiast, że związek był toksyczny, a ich brat ich informował o tym, co mu robi jego żona. Inna sprawa, że zarówno ona, jak i on, nie stronili od alkoholu. Trudno więc powiedzieć, co w wysyłanych przez Macieja G. z Wąbrzeźna wiadomości jest prawdziwe, ale – jak stwierdził w zeznaniach syn zabitego - „baba weszła z butami w jego życie”: - To od początku nie miało sensu. Widziałem co się dzieje, same kłótnie i to się nie kleiło od samego początku. Nie raz mówiłem, żeby to olał i zostawił, ale jakoś bez większego skutku - twierdził. Nawet on nie wiedział, że jego ojciec się ożenił ze Sławomirą G.
Jeszcze na początku postępowania adw. Bogdan Przedwojewski, broniący Łukasza C. przekazał, że jego klient chce się dobrowolnie poddać karze w wymiarze roku i trzech miesięcy więzienia. Na to samo przystał prokurator Piotr Krystek, ale oskarżyciele posiłkowi w postaci bliskich zabitego zdecydowali iż jest to za mało.
Łukaszowi C. obecnie grozi do 3 lat więzienia, a Sławomirze G. dożywocie. Cały czas przebywają w areszcie. Kolejne postępowanie odbędzie się za kilka tygodni.