Pożar z 27 maja 1819 roku był ostatnią tak wielką katastrofą, jaka dotknęła miasto na przestrzeni dziejów. Był zarazem przełomowym w jego historii, bowiem odtąd należy liczyć powstanie tego Gniezna, jakie znamy dzisiaj. Mowa tu o ścisłym centrum, gdzie wiele budynków do dziś pamięta czas odbudowy sprzed dwustu lat. Niektóre z nich pobudowano na ulicach, które zaprojektowano dla nowej dzielnicy, która... ostatecznie nigdy nie powstała. Dlaczego?
Był 3 czerwca 1819 roku, kilka dni po pożarze (zobacz więcej: Pożar, dzięki któremu powstało nowe Gniezno). Do Gniezna przybył przedstawiciel Rejencji Bydgoskiej, radca Thom, który był jednym z najbardziej doświadczonych inspektorów budowlanych tej części Prowincji Poznańskiej. Zastał miasto już nie tylko zniszczone, ale i "zdesperowane". Oto bowiem tam, gdzie to się dało, na swoich spalonych posesjach mieszkańcy zaczynali wznosić namioty lub prowizoryczne komórki lub szopy. Co majętniejsi już porządkowali swoje nieruchomości, wyraźnie mając w zanadrzu ruszyć z odbudową domów. Widząc to Thom polecił wstrzymać wszelkie prace przynajmniej do czasu uregulowania sytuacji. Dla władz pruskich była to idealna okazja do tego, by odbudować Gniezno w takiej formie, która mogłaby zapobiec tego typu zdarzeniom w przyszłości - z szerokimi ulicami i murowanymi domami krytymi dachówkami.
Po lewej - obszar miasta, który uległ spaleniu. Po lewej - ten sam obszar nałożony na współczesną siatkę ulic.
Zarządzenia swoją drogą, a praktyka swoją. Mieszkańcy chcieli jak najszybciej wrócić do normalnego życia i nie w smak było im dyktowanie warunków, na które mieli czekać. Wyjątkowo wysoki poziom emocji, jaki panował wśród gnieźnian, znalazł wkrótce upust - zdemolowano prowizoryczny sklep Itziga Ephreima, żydowskiego galanternika, na terenie którego to posesji wybuchł wspomniany pożar, a który już zdążył częściowo odbudować swój "interes". Na polecenie Rejencji Bydgoskiej stoisko zostało rozebrane, gdyż naruszyło obowiązujące tymczasowe przepisy. To samo spotykało wszystkie inne samowole. Porządku pilnowało wojsko - do czasu, aż zostanie ustalone, co dalej z rozbudową.
Radcy budowlani od samego początku byli przekonani, że trzeba będzie dokonać głęboko idącej regulacji siatki ulic oraz posesji. Przed oczami stał im pożar w Poznaniu z 1803 roku, który również stał się przyczynkiem do przebudowy części tego miasta. Tymczasem 1 lipca 1819 roku, społecznemu komitetowi odbudowy zaprezentowano wstępny plan - sporządzony został przed inspektorów budowlanych Windischa i Bachhoffa na polecenia szefa budowlanego Rejencji Poznańskiej - Adlera.
Projekt zakładał całkowitą regulację siatki ulic na obszarze spalonego miasta. "Wyprostowano" ul. Tumską, która do tej pory prowadziła po łuku, a także ul. Dąbrówki, pierzeje Rynku i przyległe uliczki. Z południowo-wschodniej części placu wychodzić miała nowa ulica, tworząca wraz z ul. Tumską oś widokową na katedrę (przyszła ul. Chrobrego). Plan Adlera był jednak w swoim założeniu bardzo radykalny - w północnej części Rynek miał się kończyć na kościele OO. Franciszkanów. Ten pomysł wywołał wielkie oburzenie części mieszkańców, ale miał też zwolenników. Otwierał on bowiem przestrzeń mimo wszystko i tak małego placu, ale jednocześnie redukował miejsca handlowe, w których do niedawna kilkunastu gnieźnian miało swoje domy z kramami. Mało tego - regulacja siatki posesji według równych szerokości sprawiła iż wielu kupców, którzy do tej pory miało swoje siedziby na Rynku, nagle musiało się przenieść na inne ulice. Nikt nie chciał tak łatwo rezygnować, a przeciągające się miesiącami dyskusje sprawiły iż mieszkańcy doprowadzeni do ostateczności chcieli już odbudowywać miasto według starego układu. Dopiero wiosną 1820 roku zapadła decyzja iż projekt z nieznacznymi zmianami, zostanie zrealizowany. Miał on jednak o wiele śmielsze założenie...
Wspomniana oś widokowa na katedrę, prowadząca z ul. Tumskiej przez Rynek na północ, miała kończyć się na kościele ewangelickim. Pod koniec maja 1820 roku, kiedy zaczęto wydzielać parcele mieszkańcom, wraz z kolejno przyznawanymi posesjami oddalającymi się od Rynku, powstawało coraz większe oburzenie. Mało kto chciał mieć nieruchomość "tak daleko" od głównego placu handlowego miasta. W sumie tylko 52 właścicieli nieruchomości mogło zostać w miejscach, gdzie mniej więcej do 1819 roku mieli swoje domy. Pozostałych 54 trzeba było ulokować na dalszych posesjach, ale w końcu i te się skończyły. Wówczas powstał plan wydłużenia nowo zaprojektowanej drogi (dziś ul. Chrobrego) dalej w kierunku wschodnim. Tam zaczęto tworzyć prostopadłe odgałęzienia. W ten sposób, pod okiem kreślarskim inspektora Crusiusa, powstał plan Nowego Miasta - Neuestadt.
Zaczęło się od wydzielenia 34 parceli na terenach położonych w obszarze gruntów starościńskich od obecnej ul. Mieszka I do ul. Sienkiewicza. Do 1820 roku teren ten stanowiły obszary zajmowane przez ogrody, często też z wysokimi wodami gruntowymi, niekiedy mokradłami. Krótko mówiąc - wprost zniechęcały do budowania się w tym miejscu. Oferowano je jednak w o wiele niższej cenie za znacznie większą powierzchnię niż bliżej rynku. Posesje w rejonie ul. Mieszka I i Łubieńskiego jeszcze znalazły nabywców, ale im dalej - tym było coraz trudniej zachęcić do ich kupna.
Retablissements Plan - projekt regulacji siatki ulic wraz z planem Nowego Miasta (Neuestadt) - nowej dzielnicy na południowy-wschód od ówczesnego Gniezna.
Plany realizacji Nowego Miasta snuł komisarz Breański, któremu widziało się utworzenie przeciwwagi dla dotychczasowego śródmieścia, gdzie także rozwijał by się handel. Zaprojektowano siatkę ulic całej dzielnicy, której głównym elementem miał być nowy rynek - niemal dwukrotnie większy od obecnego. Dziś w przybliżeniu należy go lokalizować na terenie dawnej jednostki wojskowej, blisko Parku Miejskiego. Od niego odchodzić miały ulice dochodzące m.in. do ul. Dąbrówki oraz dzisiejszej ul. Chrobrego, a dalej miały docierać aż do terenu Kawiar, które wówczas jeszcze sięgały do obecnej ul. Lecha. Niestety, położenie oraz stan nieruchomości, które leżały na terenach podmokłych sprawiły iż nikt nie chciał ich kupić. Ostatecznie sprzedano kilkanaście nieruchomości wzdłuż dzisiejszej ul. Sienkiewicza i rozpoczęto na nich budowę domów, które zachowały się częściowo do dzisiaj. Brak zainteresowania posesjami sprawił iż projekt Nowego Miasta ostatecznie upadł w ciągu kolejnych dwóch lat i zwyczajnie zarzucono ten śmiały pomysł.
Problem z "cywilizowaniem" tego obszaru trwał przez kolejne dziesięciolecia. Aby nieco podnieść prestiż tej części miasta, w 1823 roku wytyczono drogę, która łączyć miała Nowe Miasto z Targowisko - dzisiejszą ul. Mickiewicza. Kilka lat później postanowiono też pobudować w północnej części tego obszaru dwupiętrowy gmach, w którym ulokowano szpital - obecnie siedziba komendy Policji.
Projekt Nowego Miasta naniesiony na mapę satelitarną.
Ostatecznie jednak z całego, innowacyjnego projektu Nowego Miasta zrealizowano być może nawet mniej niż 10% jego założeń - jest to wytyczona ul. Chrobrego, ul. Sobieskiego (odcinek od Chrobrego do wejścia Parku Miejskiego), ul. Sienkiewicza i ul. Jana Pawła II. Pozostałe ulice nigdy nie powstały, a ogromny obszar pozostał pusty jeszcze przez wiele lat. Dopiero na przełomie lat 70. i 80. XIX wieku teren ten przejęło wojsko pruskie, a na nim pobudowało kompleks koszar składający się z trzech potężnych (jak na gnieźnieńskie warunki) bloków oraz kilku mniejszych budynków. Jedynym namacalnym śladem całego projektu była... nazwa ulicy. Do początku 1919 roku dzisiejsza ul. Sienkiewicza nosiła bowiem nazwę Neuestadtstrasse, czyli - uproszczając - ul. Nowe Miasto lub ul. Nowomiejska. Po repolonizacji przeprowadzonej po odzyskaniu niepodległości przez kilka lat nosiła nazwę ul. Piastowskiej, a dopiero później otrzymała nazwisko polskiego pisarza.
Jest jeszcze jeden namacalny świadek, sięgający metryką do tego trudnego okresu odbudowy miasta i projektowania nowej dzielnicy...
To kilka niepozornych domów stojących wzdłuż wspomnianej już wyżej ul. Sienkiewicza. Mowa tu o parterowych budynkach, krytych dwuspadowym dachem. Zostały one pobudowane w pierwszych latach 20. XIX wieku w oparciu o te same założenia co kamieniczki bliżej Rynku (w stylu Retablissementbau), choć bez piętra. Zachowały one ten sam układ - równej szerokości (około 12,5 metra) z osią przelotową pośrodku budynku, gdzie znajdowała się sień prowadząca na podwórko. Na niektórych do dziś zachowały się relikty detali architektonicznych. Domy jeszcze istnieją, chociaż dwa z nich są już w coraz gorszym stanie technicznym i bez uregulowania kwestii własnościowej. Dobrze by było, gdyby choć kilka z nich zachowało się, jako pamiątka etapów rozwoju tkanki miejskiej Gniezna.