Grzegorz P. ps. "Esik" za swój czyn usłyszał ponad rok temu wyrok 20 lat więzienia. To był najwyższy możliwy wymiar kary, jaki bestialski oprawca mógł usłyszeć za brutalne okaleczenie i zgwałcenie 24-letniej kobiety. W sprawie nie uwzględniono jednak czynów popełnionych (a właściwie braku reakcji na to, co się na ich oczach działo) przez rodzinę Grzegorza P. - przede wszystkim jego brata, Pawła: - W okresie od 27 do 29 października 2015 roku w Gnieźnie nie udzielił pomocy pozbawionej wówczas wolności przez swojego brata Grzegorza P. Milenie W., która znajdowała się w położeniu grożącym jej bezpośrednim niebezpieczeństwie poniesienia uszczerbku na zdrowiu - odczytywał akt oskarżenia prokurator. Pierwsza rozprawa przeciwko Pawłowi P. miała się odbyć 15 czerwca, jednakże ten pojawił się w sądzie w stanie nietrzeźwości - badanie alkomatem wykazało 1 promil alkoholu, za co mężczyzna został ukarany siedmioma dniami aresztu. Rozprawę odroczono na 21 sierpnia br.
"Nie pytałem, co się stało"
Paweł P., 42 lata, wcześniej nie był karany, nie był leczony psychiatrycznie, odwykowo i neurologicznie. Nie przyznaje się do zarzucanego mu czynu. Od lat mieszkał z matką i swoim bratem w niewielkim mieszkaniu (pokój z kuchnią) na os. Tysiąclecia. Obaj w średnim wieku, ale to Grzegorz P. dominował nad resztą domowników. Głównie siłą i groźbami. Ich matka jest schorowana, ale nawet własny syn nie wie, czy jest chora na Parkinsona czy Alzheimera. Potem stwierdza iż jest chora psychicznie, gdyż "sama do siebie mówi lub się śmieje".
Trzy lata temu pracował w firmie budowlanej, która wykonywała prace na terenie Gniezna. 27 października 2015 roku wrócił z pracy do domu i zastał brata wraz z pokrzywdzoną i ich własną matką: - Widziałem, że miała oczy wduszone, teraz już to wiem, ale wtedy nie wiedziałem. Myślałem, że została pobita. Zjadłem coś i poszedłem do apteki kupić coś na te oczy, jakieś krople. Jak wróciłem, to podałem bratu te opatrunki, a ja się wykąpałem i poszedłem spać. Na drugi dzień, jak wróciłem, to brata z nią już nie było - zeznawał Paweł P. Następnie Sędzia Sądu Rejonowego Anna Prywata odczytała treści zeznań złożonych wcześniej przez oskarżonego: - (...) Pamiętam, że wróciłem wieczorem i widziałem, że ona leży na tapczanie brata z podbitymi oczami. Pytałem się brata, co jej jest, a on odpowiedział, że sobie zasłużyła, ale dokładnie nie pamiętam. Powiedziałem iż mogę iść do apteki po jakieś maści czy krople. Ona się w ogóle nie odzywała. Ja jej się nie pytałem, co się stało. (...) - można było usłyszeć w pierwszych zeznaniach. Dopytany swierdził iż tego dnia był "raczej trzeźwy".
Braterstwo do bólu
Okład z rumianku
Poszkodowana obecnie ma 26 lat. Na rozprawie nerwowo przebierała rękoma w trakcie zeznań brata swojego oprawcy. Trzy lata temu, krótko przed całym dramatycznym zdarzeniem w bloku, Grzegorz P. próbował jej zrobić krzywdę w trakcie pewnego spotkania towarzyskiego w jednym z mieszkań przy ul. Staszica. Wówczas też został powstrzymany przez inne osoby.
Feralnego, październikowego dnia spotkali się - on, ona i jego koledzy. Udali się do piwnicy, gdzie część z nich piła piwo. Kiedy koledzy odeszli, Grzegorz P. pobił ją i oślepił, a potem zaprowadził do swojego mieszkania, gdzie ją przetrzymywał przez kolejne dwa dni i zgwałcił. Poszkodowana o Pawle P. zeznaje: - Nie przypominam sobie, by on kupował jakieś krople. W domu nie był cały czas, przychodził wieczorami i było go słychać. Policja, kiedy była pod drzwiami, to ich nie otwierali. Pamiętam, że był w domu i jak leżałam to wtedy na pewno pili. Na pewno widział, że byłam zakrwawiona, bo miałam białą bluzę i była cała we krwi.
Po odczytaniu poprzednich zeznań poszkodowanej, na pytania prokuratora i pełnomocnika, kobieta przyznała iż oskarżony nie interesował się jej stanem zdrowia. Nie słyszała, by wychodził na zakupy czy chciał wezwać pogotowie, a już tym bardziej iż Grzegorz P. miałby go powstrzymywać: - Lekarz mówił, że jakbym dotarła pierwszego dnia do lekarza, to byłaby szansa na to, że bym teraz widziała. To mi powiedział lekarz z Poznania. Odnosiła jednak wrażenie iż Paweł P. bał się swojego brata. Niemniej wie, że oskarżony musiał także wiedzieć, że chciała opuścić mieszkanie, jednak ten nie próbował z nią rozmawiać. Zeznała też, że Grzegorz P. na pewien czas opuścił mieszkanie, w którym była przetrzymywana, by posprzątać w piwnicy. W tym czasie miała zostać w środku z Pawłem P.: - Nie zainteresował się moim stanem. Mówiłam mu, żeby otworzył drzwi, ale odpowiedział iż nie ma kluczy. Wbrew twierdzeniom oskarżonego powiedziała, że Grzegorz P. nie podał jej żadnych leków, tylko zrobił okład na uszkodzone i krwawiące oczy... z herbaty rumiankowej.
Świadkowie
Po przerwie w rozprawie zeznawali świadkowie. Matka poszkodowanej stwierdziła iż nic nie wie w tym temacie, gdyż córka nie opowiadała jej o tym zdarzeniu, tylko swojemu partnerowi. To jednak matka otworzyła drzwi, kiedy jej córka wróciła do domu odstawiona pod blok przez Grzegorza P.: - Jak weszła to płakała i mówiła, że nic nie widzi. Miała opuchnięte oczy. .
Grzegorza P. widziała pięć razy, m.in. jak dobijał się do drzwi ich mieszkania, gdyż ten chciał widzieć się z jej córką. Wcześniej z rozprawy Grzegorza P. wynikało, że poszkodowana podobała się mu. On zaś, znany był na osiedlu jako miejscowy awanturnik, agresywny szczególnie po alkoholu, który trzymał się w towarzystwie osób, posiadających na swoim koncie pobyty w zakładach karnych.
Drugi świadek, partner poszkodowanej, stwierdził iż Paweł P. wiedział o całej sytuacji, przebywał w domu i musiał wszystko widzieć, a mimo to nie udzielił pomocy. Dodał iż znał Grzegorza P. z widzenia - często przesiadywał na ławce koło bloku, gdzie spożywał alkohol: - Bywał agresywny, a inne osoby bały się go - stwierdził. Jego zdaniem, Grzegorza P. bał się także jego brat, ale o tym zainteresowany wie od osób postronnych. Tak samo jak to, że brat nie raz pobił Pawła P.
Przedostatni świadek niewiele wnosi do sprawy. Pawła P. nie znał, bo choć był u niego zatrudniony trzy lata temu, to jednak nie podległ mu personalnie - lepiej znał go brygadzista. Ten ostatni to czwarty świadek i prywatnie brat poprzedniego. Zeznaje iż firma nie posiada dokumentacji dotyczącej czasu pracy z 2015 roku, bo nie ma obowiązku jej prowadzić. Dodaje jednak iż pracownicy najpóźniej kończyli około godziny 18. Paweł P. na przełomie września i października 2015 roku zapytał, czy nie byłoby "prostej roboty" dla jego brata, Grzegorza P. Ten ostatni do pracy przyszedł tylko raz i już więcej się nie pojawił. Świadek wie iż bywał on w więzieniu, był agresywny, a od pracowników dowiadywał się iż Paweł P. czasem przychodził do pracy pobity przez Grzegorza P. Na końcu stwierdza: - Moim zdaniem w pewnym sensie oskarżony jest ofiarą swojego brata.
Ostatecznie po zeznaniach świadków posiedzenie zostało zakończone i kontynuacja rozprawy ma mieć miejsce we wrześniu br. Na nią też zostanie wezwany biegły lekarz, który przedstawi ocenę możliwości uratowania wzroku poszkodowanej, gdyby tej udzielono odpowiednio wcześniej pomocy. To pozwoli na oszacowanie tego, jaka kara może spotkać Pawła P. O tym, że ona zapewne będzie, raczej nikt nie ma wątpliwości po zeznaniach, jakie złożono 21 sierpnia w sądzie. Tymczasem rodzina poszkodowanej domaga się dla oskarżonego bezwzględnej kary. Pawłowi P. za czyn z art. 162 par. 1 kodeksu karnego grozi do 3 lat pozbawienia wolności.