Na spotkanie, które odbyło się w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury przyszła ponad setka mieszkańców, reprezentujących m.in. Kłecko, Polską Wieś, Michalczę, Świniary czy Charbowo. Od samego początku spotkania można było odczuć iż większość osób obecnych na spotkaniu deklaruje się jako przeciwnicy inwestycji, która miałaby powstać na terenie gminy.
Wszystkich zgromadzonych w sali powitał Jan Borkowicz, przewodniczący Rady Miejskiej Gminy Kłecko, który prowadził całe spotkanie, a następnie Kamila Kozicka, sołtys Polskiej Wsi, odczytała w imieniu inwestora oświadczenie inwestora, który planuje pobudować zakład hodowli trzody chlewnej: - "Dziękuję za zaproszenie od protestujących mieszkańców Miasta i Gminy Kłecko przeciwko budowie budynku inwentarskiego w prywatnym gospodarstwie rolnym, a nie jak się sugeruje - budowy fermy. Chciałbym również zaznaczyć iż budowa ta jest moją prywatną inwestycją. Na wszystkie pytania i wątpliwości odpowiedź można uzyskać w opinii sanitarnej, opinii Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska oraz raporcie o odziaływaniu przedsięwzięcia na środowisko, który znajduje się w Urzędzie Gminy Kłecko. Z powodu spraw osobistych nie mogę uczestniczyć w dzisiejszym spotkaniu. Z wyrazami szacunku, Łukasz Maciuszek." - odczytała treść listu Kamila Kozicka, a następnie zwróciła się ze swoją refleksją w tej sprawie: - Z jednej strony jest to młody, przystojny mężczyzna, który ma plan, chce się rozwijać i coś zrobić, a temat jest niewygodny nam mieszkańcom. Przeszkadza nam smród i odór, ale nie o to tutaj chodzi, bo chodzi o zdrowie i środowisko - mówiła i dodała iż występuje w imieniu mieszkańców Polskiej Wsi.
Temat budowy budynku inwentarskiego ciągnie się od ubiegłego roku. Co się składa na przedmiot sprawy? Obiekt, który planuje pobudować inwestor, ma mieścić 1490 sztuk zwierząt, 2 silosy na paszę (po 27 ton każdy) i zbiornik na ścieki socjalno-bytowe o pojemności około 10 metrów sześciennych. Jak przyznała Kamila Kozicka, na początku Polska Wieś była podzielona w tej sprawie, ale obecnie większość mieszkańców jest przeciwko. Zwłaszcza po tym, jak opinia środowiskowa okazała się być pozytywna dla tego przedsięwzięcia. Obywatele gminy, a ściślej mówiąc wsi położonych wokół planowanej inwestycji, mają obawy nie tylko o smród, jaki będzie musiał się wydobywać, ale także o uchowanie środowiska przed zanieczyszczeniem.
Adam Serwatka, burmistrz Miasta i Gminy Kłecko, przedstawił, jak wyglądały początki całej sprawy: - Dla nas ta sprawa jest proceduralna. Jeżeli zgodnie z prawem wpływa wniosek związany z planowaną inwestycją, to my jako gmina musimy postąpić zgodnie z procedurami, a więc musimy nadać sprawie odpowiedni bieg. Ten wniosek wpłynął 23 grudnia 2016 roku, potem trwało uzupełnianie dokumentacji, które nastąpiły 7 lutego 2017 roku i wtedy wszczęliśmy postępowanie o decyzje środowiskowe. W tym momencie powiadomiliśmy tych, których musimy powiadomić zgodnie z prawem - mówił burmistrz, odnosząc się do trzynastu właścicieli gruntów położonych bezpośrednio przy miejscu planowanej inwestycji w Polskiej Wsi. To właśnie wtedy rozpoczęły się dyskusje w tej sprawie, a także odbyło się już jedno spotkanie, które odbiło się szerokim echem. Teraz, jak można zauważyć, chodzi tylko o wywarcie presji na osobach odpowiedzialnych w tym temacie: - Na dziś jest tak, że zarówno opinie Sanepidu i RDOŚ są pozytywne przy tych warunkach, które inwestor ma spełnić. Tymczasem konsultacje społeczne polegają na tym, że od 13 listopada każdy z państwa, kto tylko chce, może zapoznać się z dokumentacją i po ich zakończeniu wydaje się stosowną decyzję. Tak to wygląda od strony proceduralnej - mówił Adam Serwatka i przyznał, że protesty przeciwko inwestycji zaczęły się nasilać w ostatnim czasie: - Od września pojawiać zaczęły się petycje i protesty mieszkańców i wszystkie one były zaraz wysyłane do RDOŚ, aby służyły przy wystawianiu opinii - nadmienił burmistrz przypominając iż Gmina Kłecko ma znamiona rolniczej i wszyscy rolnicy mają prawo do rozwoju własnej działalności rolniczej: - Ile razy takie inwestycje będą się pojawiać w gminie, tyle razy ile taka procedura będzie przewidywać udział społeczeństwa, takie formy spotkań będziemy stosować, jeśli mieszkańcy będą chętni do udziału - mówił Adam Serwatka nadmieniając iż podchodząc do tematu, jako samorządowiec musi brać pod uwagę głos zarówno rolnika-inwestora, mieszkańców, jak i wszystkie inne aspekty związane ze sprawą.
Następnie przedstawiciel komitetu protestacyjnego Krzysztof Jendraszak z Charbowa, który wprost określa inwestycję, jako "fermę": - Najbliższe zabudowania od inwestycji znajdować się będzie 290 metrów od budynku. Następne 510 metrów, a kolejne 600 metrów, a więc w bliskiej odległości. Ferma to 1490 sztuk w jednym cyklu hodowlanym, a trzy cykle hodowlane to ponad 4 tysiące sztuk tuczników w ciągu roku. Dlatego potrzebnych będzie 110 hektarów do wylania gnojowicy. Ilość azotu wytworzonego w ciągu roku to aż 18 774 kilogramy. To są dane na podstawie raportu jednej z firm - mówił mieszkaniec, prezentując zgromadzone dane o planowanym przedsięwzięciu w formie prezentacji. Nie o smród jednak tylko chodzi, ale także o środowisko. Mieszkańcy bowiem z troską patrzą także na przepływającą w regionie Małą Wełnę: - Rzeka ta łączy kilkanaście jezior na naszym terenie, a Polska Wieś jest położona w jej zlewni. Dzięki uprzejmości Stowarzyszenia Jezioro Rogozińskie, mogliśmy otrzymać dane z ostatnich badań stanu wody Małej Wełny, która jest zanieczyszczona związkami fosforanu i azotu, a to jest spowodowane, że w ostatnich latach w rejonie zlewni powstało sporo ferm różnego rodzaju - kur, trzody chlewnej i innych - mówił Krzysztof Jendraszak dodając iż próbki były pobierane w regionie Zakrzewa, a więc stosunkowo blisko Kłecka. Zaznaczył przy tym iż Unia Europejska zobowiązała Polskę do polepszenia jakości wód płynących do 2015 roku, a w tym konkretnym przypadku mamy wciąż sytuację iż jakość jest w stopniu zagrożonym.
Co zagraża rzece w opinii przeciwników? - Gnojowica może być tylko w niewielkim stopniu wykorzystywana do nawożenia powierzchni uprawowej i to przy ograniczeniach co do terminu. Od końca listopada do końca marca nie można wylewać gnojowicy na pola i nadwyżki powinny być utylizowane, a to się wiąże z kosztami i nie jest to w Polsce praktykowane z tego względu. Postępowanie z gnojowicą na terenie zlewni Małej Wełny nie jest kontrolowane w żaden sposób przez służby, a w dokumentacji inwestycji brakuje jakichkolwiek informacji o działkach, na których będzie wywożona gnojowica. To jest 110 hektarów na terenie naszej gminy. Może się okazać więc, że gnojowica może być wylewana w bezpośrednim sąsiedztwie cieków wodnych, a tych jest pięć, lub też w pobliżu siedlisk ludzkich. Paradoks jest taki, że producent zarabia na środowisku, a społeczeństwo obmyśla metody oczyszczenia ścieków w jeziorze, które pochłaniają bardzo wysokie koszty - stwierdził Krzysztof Jendraszak. Kolejne argumenty, które dotyczą inwestycji, to przede wszystkim fetor, którego nie ma możliwości ani zmierzyć: - Nie ma instrumentów prawnych do weryfikacji tego. Jedyną metodą oceny odoru jest po prostu węch. Co znajduje się w tym powietrzu? Pozostaje się jedynie domyślać - przyznał Krzysztof Jendraszak i dodał, że w całej sprawie chodzi też o to, że przez taką działalność gmina może stracić swoje walory, które często decydują o osiedlaniu na jej terenie przez nowych mieszkańców. W prezentacji znalazło się także miejsce na Konstytucję Rzeczpospolitej Polskiej, z której powołano się na punkt dotyczący władzy, która powinna dbać o bezpieczeństwo publiczne i obowiązek ochrony środowiska.
W dalszej części spotkania mieszkańcy przybyli do MGOK mogli wyrazić swoje opinie na powyższy temat. - Jakie ilości wody będzie potrzebować ta ferma na własne potrzeby? - zapytał Siwucki Ryszard, mieszkaniec Charbowa, pytając się o dobowe zaopatrzenie, który dalej wyliczył: - 1500 sztuk, 30 litrów na jedną sztukę, a więc potrzebnych będzie 45 metrów sześciennych na dobę. To jest już bardzo dużo, a więc czy inwestor wystąpił do właściciela wodociągu o zapewnienie, że taka ilość wody będzie dostarczona? Bo już dzisiaj w okresie dnia występują bardzo duże spadki ciśnienia w Charbowie. Wyraził on obawy, że wypuszczenie takiej ilości zanieczyszczonej wody spowoduje iż trafi ona w grunt, gdzie skazi obszary wodonośne.
- W zeszłym roku o tej samej porze była ta sama sytuacja i urząd mówił iż pójdzie w tym kierunku, że nas zabezpieczy przed taką hodowlą przemysłową. Chcę wiedzieć, co się w tym kierunku zrobiło? Gmina zrobiła piękną rewitalizację plaży, są tabliczki, są ryby i jest pięknie. Jeszcze trochę i trzeba będzie tam dołożyć szczury pospolite, bo zapewne ich przez to przybędzie - mówił Antoni Drejza z Kłecka podając przykład Szwecji, gdzie w mokrym roku nie wywozi się gnojowicy na pola, bo dostaje się ona od razu do wód gruntowych: - Jeżdżę często na ryby i widzę, jak woda się psuje. To się dzieje na moich oczach, bo jest coraz mniej ryb - stwierdził. Każde kolejne przemówienie przeciwników budowy budynku inwentarskiego, nagradzane było głośnymi oklaskami, co tylko podkreślało przekonania obecnych tego wieczoru w sali.
Do głosu doszedł Marek Terka z Charbowa, który prowadzi hodowlę trzody w cyklu zamkniętym: - Jestem za tą inwestycją. Podoba mi się, że mieszkańcy Gminy Kłecko są za ekologią i zrównoważonym rozwoju gminy - mówił i odczytał treść swojego przemówienia: - Z pól wywozimy płody rolne od kilku wieków, buraki, zboża i rzepak, a nie wnosimy substancji organicznej, zubożając glebę. Ostatnie badania Instytutu Gleboznawstwa są zastraszające, bo ubyło nam 1% próchnicy z profilu gleby, a my mamy gleby zawierające do 3,5% substancji organicznej. Poniżej 1,5% ziemia nie będzie nam rodzić. Sztuczne nawozy nie podnoszą nam żyzności gleby i tu pojawia się ekologia w szerokim tego znaczeniu. Stosowanie gnojowicy na pociętą słomę zrównoważy utratę próchnicy. To jest paradoks - stwierdził Marek Terka, podając przykłady funkcjonowania rolnictwa z Niemiec. Jego przemówienie jednak wyraźnie nie spotykało się z aprobatą wielu obecnych w sali mieszkańców.
Inny mieszkaniec, Stanisław Borkowski stwierdził: - Wracamy do tej samej sprawy. Czy my tak będziemy do tego wracać co pół roku czy rok, aż w końcu się to nam znudzi, bo znów ktoś może wystąpić o budowę i będzie próbować coś zyskać. Wydaje mi się, że jesteśmy ludźmi odpowiedzialnymi i nie pozwolimy sobie. To nie tak, jak kolega Terka powiedział, że my jak mieszkamy na wsi, to mamy wąchać smród. To jest nieprawda. My nie mieszkamy na wsi sami dla siebie, bo my tu mieszkamy bo nas tu ktoś o to poprosił, abyśmy się budowali, aby wieś się nie wyludniała, a gminy postarały się o oświatę, a dzisiaj rolnik może mi wywieźć koło mojej działki? To są przepisy? - stwierdził i zwrócił się do zwolenników budowy fermy: - Panowie, co wy zaczynacie popierać? Co? Śmierdzieli takich? (oklaski w sali) To niszczy polskiego tradycyjnego rolnika! (oklaski w sali) Dla mnie to jest koncern. Ja wierzę temu człowiekowi, bo jest katolik i ja też. Wierzę, ale wszystko wskazuje na to iż to jest koncern. Ilość świni się zgadza na to, co jest w przepisach. Patrząc na to wszystko, my panie burmistrzu, musimy coś zrobić. Nawet kosztem jakiejś inwestycji musimy opracować plan i nie możemy co pół roku stawać tutaj i na ten temat ciągle dyskutować - stwierdził Stanisław Borkowski. Odniósł się tym samym do problemu, z którym boryka się każda gmina, a więc opracowywania miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, które pozwalają ustalić, jakie są dopuszczalne możliwości zabudowy na danym obszarze: - Będę apelował do tego rolnika, aby się wycofał, aby przeczytał sobie w internecie, jakie skutki niesie gnojowica w naszym życiu, a szczególnie w życiu dzieci. Chcę, by zrezygnował dla dobra współżycia sąsiedzkiego i to tym bardziej iż ten rolnik ma już taką małą chlewnię i wszyscy wiemy, jak to wygląda - mówił Stanisław Borkowski.
Dość merytoryczne i wyważone przemówienie wygłosił Tomasz Duczmal ze Stowarzyszenia Natura Potrzanowo, dzięki któremu burmistrz gminy, w której mieszkańcy się sprzeciwili budowie fermy, wydał decyzję negatywną: - Sytuacja u nas była podobna, też żyjemy w dolinie Małej Wełny i były dwa podania o budynki poniżej 1500 zwierząt, bez ściółki i był młody rolnik z dostępem do pieniędzy, który chciał w imieniu postępu zwiększyć hodowlę. W tym momencie mieliśmy dylemat, czy rzucać kłody pod nogi młodemu człowiekowi, robiąc mu "polskie piekiełko", ale jednak trzeba było się zastanowić nad pojęciami "rolnik" i "postęp". Co to jest za rolnictwo, jeżeli ja traktuję najemczo moją ziemię, przywożę prosiaki z Danii, paszę dostaję jako mieszankę ryby z padliną, taką wysokoenergetyczną paszę z Holandii, zakontraktowałem to z chińskim Animexem i wszystko, co robię, to używam mojej ziemi jako szambo (oklaski w sali). Teraz biorę pół miliona pożyczki, kiedy w górę idzie procent i ładuję się w biznes o którym wiem, że cena skupu jest coraz niższa. To jest postęp? To jest rolnictwo? - mówił Tomasz Duczmal stwierdzając iż ostatecznie mieszkańcy jego gminy doszli do wniosku, że dając zielone światło, zaszkodzą sobie i zwierzętom. Nawiązał też do szkodliwości odpadów w postaci gnojowicy z takiego gospodarstwa, która nie jest zwykłym, tradycyjnym nawozem, ale zwykłym szmbem: - Jaka jest różnica między odchodami ludzkimi, a świńskimi? Ta sama dieta, taki sam metabolizm i nikt mnie nie przekona, że wylewając gnojowicę nieprzerobioną, my to pole użyźniamy. Takich rzeczy nie ma. Prawo jest przestarzałe i nieadekwatne do sytuacji i przemysłowego chowu świń. To nie jest nowoczesne rolnictwo. My się przeciwstawiliśmy brudnemu przemysłowi biotechnologicznemu (oklaski w sali). To jest przemysł, który stara się przerzucić koszty związane z operacją na nas, na nasze środowisko - stwierdził Tomasz Duczmal i dodał, że inna sytuacja by była, gdyby cały proces takiego gospodarstwa byłby całkowicie izolowany i wentylowany przez filtry, a gnojowica trafiałaby do zbiorników, z których produkowano by np. metan na sprzedaż: - To byłby postęp. To jest dobry przemysł. Ale to jest poza możliwościami wszystkich rolników - mówił przedstawiciel stowarzyszenia, opowiadając jak przebiegły protesty w jego gminie.
Ryszard Boborowicz mieszka kilkaset metrów od planowanej inwestycji w Polskiej Wsi: - Nikt mnie nie zapytał o pozwolenie i nikt nie pytał o drogę dojazdową, ale to jest inna kwestia. W tym roku mieliśmy wymianę uczniów z Niemiec i jeden z nich był u nas z moim synem i po pierwszym obiedzie, który zjedliśmy, proszę mi wierzyć, że chłopiec zadzwonił do swojej mamy, że nie jadł tak dobrego schabowego. To wydaje się śmieszne, ale trzeba sobie powiedzieć jasno, że hodowla świń to jest kiedy ma się 200 - 300 sztuk, a 1,5 tysiąca świń to już jest fabryka i ja jako mieszkaniec nie wyrażam na to zgody.
Zbigniew Stajkowski, członek Zarządu Wielkopolskiej Izby Rolniczej i delegat Gminy Kłecko określił się jako zwolennik powstania tej inwestycji: - Jestem mieszkańcem Michalczy od urodzenia. Żyję i żyć chcę wśród sąsiadów, także tych nowych (...). Na tematy rolnictwa i przyszłości wypowiada się tu dziś tylko jedna strona. Kolega zacytował konstytucję, ale zapewnienie żywności narodowi, też jest obowiązkiem państwa (głosy z sali "Mamy co jeść!") i teraz wracając do tego kotleta, to przepraszam, ale debata nt. handlu w niedzielę i te wielkie dyskusje. Po co jedziemy do supermarketu? Nikt się nie orientuje, skąd przyjechał upieczony już chleb, czy nie z Chin. Zastanówcie się państwo. Będę bronił tej inwestycji z racji swojej funkcji, którą pewnie stracę niedaleko, ale nie jestem populistą. Stawiam sprawy jasno. Krzysztof Jendraszak odniósł się do słów Zbigniewa Stajkowskiego, cytując statut Izby Rolniczej, dotyczący kształtowania i zasad etyki w rolnictwie. Wymiana zdań pomiędzy ostatnimi mówcami była jednak krótka i niewiele wniosła do samej dyskusji.
Później głos zabrał m.in. poseł Zbigniew Dolata, który przekazał iż trwają działania w kierunku stworzenia nowelizacji ustawy dla odsunięcia tego typu inwestycji na większe odległości od siedzib ludzkich. Sam siebie określił jako przeciwnika tego przedsięwzięcia, mając świadomość jego uciążliwość i szkodliwość dla otoczenia. Zastępca burmistrza Joanna Cieślińska odpowiedziała nie tylko w kwestii tej inwestycji, ale także w temacie planów zagospodarowania przestrzennego dla Gminy Kłecko. Dodała też, że wydanie decyzji negatywnej mogłoby zostać zaskarżone przez inwestora, za czym idą kolejne reperkusje dla samej gminy.
Adam Serwatka w końcowym słowie podkreślał iż w gmina zrobiła duży postęp rozwojowy - wymieniał tu przede wszystkim gazyfikację oraz inne inwestycje podjęte w ostatnim czasie, ale w kwestii samego przedsięwzięcia w Polskiej Wsi przyznał na końcu: - Jako burmistrz zrobię wszystko, żeby planowana inwestycja, jeżeli ma powstać, będzie miała takie zabezpieczenia i takie rozwiązania wariantowe, które na pewno jako gmina będziemy proponować, a które na pewno zabezpieczą nasze tereny.