Zielony Trójkąt - to nazwa organizacji, która istniała w rejonie trzech miast w latach 1945-46 - Gniezna, Wrześni i Konina. To z okolic tych miejscowości wywodzili się przedstawiciele tej organizacji, która za cel założyła sobie, podobnie jak inne tego typu grupy, walkę z nowym okupantem sowieckim oraz narzuconą siłą władzą komunistyczną. Ich historia do niedawna pozostała niezbadana, a jak przyznawał w trakcie spotkania prelegent, na terenie Wielkopolski funkcjonowało zaraz po wojnie ponad 60 tego typu organizacji, z których tylko kilka doczekało się jakiegokolwiek opracowania czy w ogóle zebrania informacji na temat działalności.
- To, czym się zajmuję od kilkunastu lat, tak naprawdę zaczęło się w 1981 roku, kiedy to 13 grudnia tego roku zupełnym przypadkiem trafiłem do ośrodka odosobnienia w Ostrowie Wielkopolskim będąc internowany jako student ostatniego roku historii i stało się coś, czemu się dziwią moi dzisiejsi studenci mówiąc "co za idiota posadził pana w jednej celi z dowódcą oddziału podziemia antykomunistycznego". Tak się złożyło, że trafiłem do celi z Marianem Rączka ps. Kościuszko, który był ostatnim dowódcą oddziału "Dzielnego", któremu jest poświęcona moja ostatnia książka. On działał w tym samym czasie, kiedy tu działał oddział Zielony Trójkąt, a więc w latach 1945- 1946. W tym samym mniej więcej czasie zakończył działalność i został za to aresztowany i skazany w 1946 na podwójną karę śmierci, którą mu Bierut zamienił na dożywocie, a ostatecznie jednak wyszedł w 1957 roku. W tym Ostrowie zaczęła się moja historia z Wyklętymi, choć wówczas jeszcze nie używano tego określenia, które pojawiło się dzięki zasługom Ligii Republikańskiej, która stworzyła wystawę o Żołnierzach Wyklętych, dzięki czemu ten termin wszedł do naszego języka - mówił Waldemar Handke. Jest on obecnie autorem kilku publikacji o niezłomnych, którzy zdecydowali się nie składać broni po zmianie okupacji na terenie Wielkopolski. Jak jednak przyznał prelegent temat, mimo dostępu do dokumentacji, która pokazuje działalność grup, jest i będzie niewygodny dla wielu osób: - Trzeba na początku uczynić zastrzeżenie, które jest istotne i szczególnie ważne, bo często spotykamy się ze stwierdzeniem, że jest to kontrowersyjna tematyka. Sytuacja jest jednak bardzo prosta z jednego podstawowego względu. Trudno wymagać od kogoś, kto korzeniami tkwi w tamtym ustroju, a do tego rodzinnie ma konotacje ubeckie lub pepeerowskie, aby on na Wyklętych patrzył oczami niepodległego państwa polskiego. Nie ma takiej możliwości, bo te dwie strony będą istniały - będą ci, którzy będą o nich mówić "bandyci" i z drugiej strony będą ci, którzy będą patrzyli na Wyklętych oczami tych, którym na sercu leżała wolna i niepodległa Rzeczpospolita - stwierdził prelegent.
O działaczach wielkopolskiego podziemia prof. Waldemar Handke mówi wprost iż byli kontynuatorami Armii Krajowej, a na samym początku opowiedział o Samodzielnej Grupie Ochotniczej "Warta", która była organizacją powstałą formalnie w maju 1945 przez ostatniego komendanta AK płk. Andrzeja Rzewuskiego ps. Hańcza, który nie wykonał rozkazu o rozwiązaniu AK, gdyż nie dotarł on do niego na czas i nie zgadzał się z jego treścią: - Ta organizacja istniała krótko, bo do końca 1945 roku, liczyła od 5 do 6 tysięcy ludzi, a więc w skali Polski była to jedna z największych organizacji. Po aresztowaniu Hańczy, kiedy zdał sobie sprawę iż przez jego jedno przesłuchanie zatrzymano kilku działaczy podziemia, popełnił samobójstwo w więzieniu. Tym czynem, jak uważa Waldemar Handke, uchronił wielu innych od ujawnienia i chociażby z tego powodu należy mu się upamiętnienie, nawet w formie pomnika. Przedstawicielem "Warty" na terenie Gniezna był ppłk Henryk Pracki ps. "Golski", dowódca rejonu, pod którego podlegało także Mogilno, Września i Żnin.
Tematem spotkania była jednak działalność Zielonego Trójkąta. Organizacja została założona przez Lucjana Najrzała ps. Marynarz, urodzonego w Gąsawie k. Żnina, a jedną z pierwszych, głośniejszych akcji było zdemolowanie pomnika żołnierzy sowieckich w nocy z 12 na 13 lipca 1945 roku, znajdującego się we Wrześni. Efektem było to, że w tym samym miesiącu Lucjan Najrzał i 17 innych osób z oddziału lub współpracujących z nim, zostało aresztowanych. Po dwóch dniach od zatrzymania, na tzw. procesie kiblowym (odbywającym się w celi więzienia we Wrześni), prowadzonym przez sędziego Jana Zaborowskiego, bez udziału prokuratora i obrońcy, zapadło dziewięć wyroków śmierci: - Sześć z nich zostało wykonanych na dziedzińcu wrzesińskiego więzienia, a wśród nich był Lucjan Najrzał, mający 24 lata. Najmłodszy skazany miał 18 lat. Jeśli ktoś mówi o nich, że to byli bandyci, to jak nazwać taki sąd? - pytał Waldemar Handke.
Następcą "Marynarza" był Leon Wesołowski ps. Wichura, urodzony w Gutowie Małym, a któremu przypisuje się udział w 29 różnych akcjach. Nie były to małe sabotaże, ale dość spektakularne akcje: - Dokonano zajęcia na kilka godzin Pyzdr, Żerkowa czy dwa razy Powidza. To były wyjątkowe akcje, kiedy wkraczano do tych miejscowości, zajmowano wszystkie najważniejsze instytucje, wiążące się z władzą - posterunki milicji były rozbijane i rozbrajane, a funkcjonariuszom nic się nie działo, chyba, że "zasłużyli" się miejscowej ludności. Wtedy robiono to, co stało się m.in. w Powidzu, gdzie gminny referent Urzędu Bezpieczeństwa z Gniezna i wójt gminy, za to, że się odnosili do ludzi w sposób niewłaściwy, zostali ukarani chłostą. To nie są wydumane rzeczy, tylko zapiski z dokumentów UB, które same potwierdzają iż zostali "sprani" za to, że tak się zachowywali - opowiadał historyk. Wyjątkowo ciekawą historią jest zajęcie Pyzdr - wejście oddziału "Wichury" do tej miejscowości związane było także z koniecznością pozyskania pieniędzy na funkcjonowanie organizacji, dlatego postanowiono zabrać je z miejscowego młyna. Okazało się jednak iż jest on w rękach prywatnych, dlatego zrezygnowano z tego i postanowiono "obrabować" Kasę Miejską - zabrano 104 tysiące złotych, ale organizacja wystawiła... pokwitowanie!
Do Zarządu Miejskiego w Pyzdrach - Kasy Miejskiej. Niniejszym prostujemy pokwitowanie zostawione w tamt. kasie za pobór pieniędzy. Gotówki zabranej było: 104.000 tys. (sto cztery tysiące). Za sumę pobraną na rzecz Armii Krajowej oddziału Zielony Trójkąt, serdecznie dziękujemy. Resztę pieniędzy w sumie 125 tys., która została w kasie, zostawiamy na potrzeby miasta. Z poważaniem D-ca Jednostki Oddziału /Wichura/-Zielony Trójkąt- Uwaga: W razie gdyby ktoś z personelu biurowego, wyrażał się o nas jako o 'bandzie', poniesie to za sobą niepowołane skutki /"Wichura"/.
Ta notatka była efektem plotek rozsiewanych przez komunistów, że zabrano wszystkie pieniądze. Powyższa notatka jest jednak odpisem z dokumentów sprawy i jak uważa prof. Waldemar Handke, ostatnie zdanie mogło być dopisane przez agentów UB: - Z mojego doświadczenia wiem z dokumentami ubeckimi gramatyka i ortografia tych osób nie była najsilniejszą stroną - przyznał historyk. Jak dodał, podobne pokwitowania znajdowały się wszędzie, a ubecji łatwo było pokazać iż mowa jest o pospolitych przestępcach. Przykładem były kradzieże spirytusu, czym można było stworzyć wrażenie iż wykorzystywany jest do celów konsumpcyjnych, a tymczasem w tamtym okresie stanowił on częstokroć większą wartość od pieniądza i wykorzystywany był jako waluta zamienna. W trakcie akcji w Powidzu w ręce organizacji wpadła m.in. takżę dokumentacja agentów współpracujących z UB na terenie tej gminy.
Za organizacją uganiał się cały aparat bezpieczeństwa od Gniezna, przez Wrześnię po Jarocin i Konin, a to powodowało iż pętla na niej powoli, acz nieustannie się zaciskała: - Trzeba pamiętać iż ten oddział funkcjonował, podobnie jak wiele innych, na takiej zasadzie, że kiedy pojawiała się "spalona grupa" o której bezpieka wiedziała z imienia i nazwiska kim są, to ona przebywała stale w lesie. Pozostali wracali po akcji do swoich domów i byli tylko wzywani. Taka była specyfika Wielkopolski. Urbanizacja tego terenu była zupełnie inna niż na wschodzie Polski - tutaj sieć dróg bitych i kolejowych była dużo gęstsza niż na wschodzie Polski czy w Generalnym Gubernatorstwie. To powodowało, że łatwiej było przeprowadzać takie akcje przeciwko oddziałom. Poza tym co mamy na północy regionu Wielkopolski i w rejonie Kalisza, to nie było tu takich dużych lasów jak na Wschodzie. "Kościuszko" mi sam mówił - jak można 50-osobowy oddział ukryć w lesie, który można "przerzucić beretem". Jeśli bezpieka zbierze 300 ludzi, to mogą go obstawić dookoła, więc to powodowało, że sposób działania grup był taki, a nie inny - przyznał Waldemar Handke i dodał, że inną kwestią było poparcie ludności dla oddziału: - Trzeba pamiętać, aby mogli funkcjonować w lesie czy konspiracji, to muszą być ci, których będą ich wspierać. Jeśli jest to oddział w 30-osobowym składzie, to jeśli przyjmie się iż oddziałach partyzanckich jeden jego członek musiał być utrzymywany przez pięciu - siedmiu ludzi, to po pomnożeniu mamy liczbę, która musiałaby pracować na całą grupę - mówił historyk. Jak dodał, inną istotną sprawą jest to, że bezpieka w początkowym okresie działalności funkcjonowała w bardzo ograniczonym zakresie, mając po kilka osób na cały powiat: - Bez rozbudowanej sieci agentury organizacje podziemne mogły spokojnie funkcjonować.
Leon Wesołowski ps. Wichura zginął w trakcie akcji zbrojnej, jaka miała miejsce w Strzelnie 21 września 1945 roku. Jego ciało pochowano na miejscowym cmentarzu jako NN, ale dzięki staraniom jednego z miejscowych działaczy, udało się zlokalizować najbardziej pewne miejsce pochówku i obecnie trwają starania o dokonanie ekshumacji - udało się pozyskać nawet zgodę rodzin, których groby znajdują się na miejscu spoczynku "Wichury".
Waldemar Handke wspomniał o działaczach z powiatu gnieźnieńskiego, którzy działali w Zielonym Trójkącie. Wśród nich był m.in. Edward Jagła ps. Sęp, urodzony w Skiereszewie (dziś osiedle Gniezna) w 1926 roku. 15 września 1945 roku był dowódcą patrolu, który miał za zadanie prawdopodobnie rozbroić przebywających w pobliżu kilku żołnierzy radzieckich. W trakcie tej akcji zginął w strzelaninie, jaka wywiązała się we wsi.
Symbolicznym zakończeniem działalności Zielonego Trójkąta było zabicie przez M. Kuczkę ps. Sokół kapitana Borysa Lisowskiego, jednego z najbardziej aktywnych funkcjonariuszy KBW, który wziął udział m.in. w likwidacji kilku oddziałów partyzanckich. Jeszcze dzień wcześniej zdążył on dokonać egzekucji na innym żołnierzu Zielonego Trójkąta - Mieczysławie Kusiołku, co miało miejsce 31 sierpnia 1946 roku w konińskim więzieniu.
Do prelegenta, który przybył tego dnia do Gniezna na zaproszenie Stowarzyszenia Gnieźnieńscy patrioci, przybyli słuchacze mieli sporo pytań. Dwugodzinne spotkanie pozwoliło na odkrycie przed zainteresowanymi nowej karty historii naszego regionu, która pozostałaby na pewno nieznana, gdyby nie działalność naukowa prof. Waldemara Handke, któremu za swój wykład i przekazaną wiedzę, podziękowano zasłużonymi oklaskami. Ci, którzy chcieli, mogli także zakupić książkę dotyczącą Zielonego Trójkąta, a historyk przekazał iż obecnie pracuje nad kolejną publikacją (także dotyczącą naszego regionu), która na pewno będzie przyczynkiem do kolejnego spotkania w przyszłym roku.