W poniedziałkowy wieczór w Woli Skorzęckiej spotkali się mieszkańcy tej wsi, Szczytnik Duchownych, Osińca a także Kędzierzyna wraz z władzami gminy Gniezno. O spotkaniu mieli być powiadomieni przedstawiciele gminy Niechanowo, jednak nie pojawił się nikt zainteresowany z tej strony.
Na samym początku Piotr Gołubowski, jeden z mieszkańców, przedstawił założenia całej sprawy, o której pisaliśmy kilka dni temu, kiedy informowaliśmy o proteście. Zaznaczył, że planowane farmy fotowoltaiczne, jeśli powstaną w ilości, jakiej są zakładane, stanowić będą problem, z którym trzeba będzie się borykać przez najbliższe 30 lat - bo zazwyczaj na taki okres podpisywana jest umowa dzierżawy gruntów.
Poproszona o wyrażenie stanowiska Gminy Gniezno wójt Maria Suplicka przekazała, że obecnie wykonana jest jedna elektrownia w Wierzbiczanach (przy torach kolejowych) i w realizacji są trzy w Szczytnikach Duchownych. Na możliwość powstania kolejnych czeka następne aż 11 lokalizacji na terenie gminy - na tyle zostało złożonych wniosków. To tylko "akcent" przy tym, o czym się mówi tuż za gminną miedzą - w pobliżu Kędzierzyna na terenie gminy Niechanowo. Tam ma powstać farma, której moc przewiduje się nawet na maksymalną moc do 180 MW. Jeśli doszłoby to do skutku, to w najbliższej okolicy wszystkie zakładane farmy fotowoltaiczne będą miały wartość 236 MW, a więc wytwarzać będą 20% energii, jaką generuje obecnie elektrownia w Koninie. Mieszkańcy oszacowali, że w promieniu trzech kilometrów pojawi się ponad milion paneli fotowoltaicznych.
- Gmina jest organem, do którego spływają wnioski o wydanie takich pozwoleń i w oparciu o przepisy prawa, jednolite zasady, jest realizowana procedura administracyjna. Polega ona na uzyskaniu stosownych uzgodnień i opinii. Na podstawie tej procedury jest wydawana decyzja środowiskowa czy warunki zabudowy. Chcę z pewną mocą podkreślić, że to jest główna rola gminy w tym zakresie. Gmina ma obowiązek rozstrzygać te sprawy o przepisy prawne, o uzgodnienia i ustalenia - zaznaczała wójt Maria Suplicka, wskazując iż samorząd nie może działać wbrew prawu, które obowiązuje wszystkich jednakowo. Zaznaczyła, że osobiście przyjmuje uwagi mieszkańców i rozumie ich obawy. Dodała, że był już przypadek odwołania się od pozytywnej decyzji gminy, po czym Samorządowe Kolegium Odwoławcze odrzuciło przeciw mieszkańca.
Obecni na miejscu wyrażali wiele wątpliwości zarówno co do metod działania firm zakładających farmy fotowoltaiczne, jak i sposobami przeciwdziałania tego typu inwestycjom po stronie gminy. Padały propozycje radzenia sobie na różne sposoby, przerzucano się argumentami prawnymi, wyrokami sądowymi czy podejściem do sprawy: - W ograniczeniach, które mówią, gdzie nie można postawić paneli, jest bocian czarny, czapla jakaś, Natura 2000, korytarze ekologiczne, a w tych całych opracowaniach nie ma słowa o człowieku - mówił Piotr Gołubowski. Wskazano, że inwestorzy przedkładają dokumentacje zapewniające o bezpieczeństwie i zasadach funkcjonowania ww. farm, których treść jest "dopasowana merytorycznie" do potrzeb przedsięwzięcia. Nie ma więc w nich nic o negatywnych długofalowo skutkach.
Maria Suplicka wskazała, że każdy mieszkaniec ma prawo do decyzji gminy wnosić swój sprzeciw, który będzie rozpatrywany. Dodała, że pracownicy gminy mieli zawczasu informować poszczególnych sołtysów, aby ci informowali mieszkańców o planowanej inwestycji. Wówczas też jedna z mieszkanek Kędzierzyna przyznała, że w ich przypadku wiadomość o elektrowni słonecznej została przez gminę Niechanowo podana w sposób co najmniej odbiegający od tego, jak powinni być powiadamiani: - Wójt nie zorganizował żadnego spotkania, żeby zapytać się, jakie my mamy zdanie na ten temat - przyznała, dodając wprost: - Tak naprawdę ta informacja u nas była zamieciona pod stół. Decyzja środowiskowa o budowie elektrowni o mocy do 180 MW została wydana w lipcu br.
Podczas spotkania wskazywano, że firmy realizujące farmy fotowoltaiczne często powołują kolejne spółki, które dzielą tereny na mniejsze działki, dzięki czemu uciekają przed dodatkowymi kosztami. Podawano też przykłady z innych części kraju, gdzie rolnicy dzierżawiący pola pod tego typu inwestycje zostają z przysłowiową "ręką w nocniku": - Dzierżawcą gruntu jest firma dobrze postawiona, która dzierżawi od rolnika, bierze wszystkie dotacje państwowe na uruchomienie tej procedury i już zostaje zmieniony właściciel, przekazane na spółkę, która ma kapitał założycielski 5 tysięcy złotych i ona bierze kredyty. Dlaczego? Bo jak wszystko upadnie, to 5 tysięcy przepadło, zwiną żagle i zostawią rolnika i gminę z tym dziadostwem - mówił jeden z mieszkańców, wskazując na jeden z konkretnych przypadków na terenie powiatu gnieźnieńskiego.
Jak dodała Maria Suplicka: - Każdorazowo rolnicy, którzy zwracają się o nas z zapytaniem o sytuację podatkową po podpisaniu takiej umowy dzierżawy, uświadamiamy ich. Efektem tego uświadamiania jest odstąpienie wielu osób od dzierżawy tych gruntów - przyznała.
Jeden z mieszkańców wprost zapytał, czy nie byłoby łatwiej stworzyć plan zagospodarowania przestrzennego dla całej gminy. Mariusz Nawrocki, przewodniczący rady przyznał, że jest to żmudne działanie, które zajęłoby długie lata. Brak takiego ustalonego porządku w przestrzeni mieszkaniec skomentował: - Odnoszę wrażenie, że ta sytuacja, która jest, to jest najwygodniejsza, bo jest bajzel, bałagan i to przedstawia obraz tego wszystkiego.
Radny Patryk Dobrzyński przyznał wprost: - Może gmina wydać decyzję odmowną. Jeśli nie są spełnione wszystkie warunki, to może być wydana decyzja odmowna. Jeżeli jednak inwestor będzie bardzo zawzięty, uparty, to będzie dążył do osiągnięcia wszystkich wymagań dotyczących uzyskania warunków zabudowy - mówił, wskazując iż nawet jeśli wtedy gmina wyda odmowną decyzję, to odwołaniem może ją dostać od SKO: - Uważam, że akurat w tym przypadku protesty mieszkańców czy jakiekolwiek uwagi co do wydania pozytywnej decyzji, może zniechęcić inwestora do oczekiwania i ciągłego boksowania.
W trakcie spotkania wskazywano także na nieustalone do tej pory efekty wpływu na zdrowie takich instalacji. Choć wielu z obecnych na spotkaniu korzysta z fotowoltaiki na swoich domach, to mają obawy o bliskie sąsiedztwo dużych elektrowni słonecznych, które nie jest poparte badaniami realizowanymi na przestrzeni lat. Abstrahując już od tej kwestii, mieszkańcy nie ukrywają, że wprost są przeciwko tworzeniu wielkich obiektów, zajmujących całe połacie ziemi i do tego w takim w rozproszeniu wokół ich wsi. Przeważnie też wracali do tematu wspomnianej największej inwestycji w Kędzierzynie, wobec której panuje zmowa milczenia ze strony decydentów. Wszyscy na spotkaniu wskazali, że właścicielem gruntów jest Kuria, która zamierza z tego przedsięwzięcia czerpać korzyści.
Mieszkańcy zdecydowali, że zamierzają korzystać ze wszelkich dróg oporu przeciwko powstawaniu kolejnych farm fotowoltaicznych w tej części obu gmin. Dlatego też zamierzają stworzyć właściwą petycję, która będzie stanowiła dowód społecznego sprzeciwu. Dalej pojawiały się także pomysły wysłania pisma do Kurii w sprawie odstąpienia od realizacji ww. inwestycji o mocy do 180 MW, która będzie jedną z największych w kraju. Przerzucano się przykładami innych samorządów, gdzie znaleziono drogę do zablokowania "wysypu" farm na dużych obszarach. Pewnym więc jest, że mieszkańcy nie zamierzają tak łatwo ustąpić i będą dążyć do tego, żeby powstrzymać powstawania tego typu inwestycji w tej części gminy Gniezno.