Wtorkowe, nadzwyczajne posiedzenie Rady Powiatu Gnieźnieńskiego, było okazją do w miarę merytorycznej dyskusji z osobami, które zostały na nią zaproszone. Wśród nich był projektant obecnie trwającej rozbudowy szpitala Grzegorz Sadowski, który poproszony do głosu wkrótce po rozpoczęciu obrad, od razu przystąpił do udzielania odpowiedzi na pytania, jakie zostały mu przedłożone.
"Czy przekazał pan kosztorys wykonania budynku D z wyposażeniem na kwotę blisko 197 mln zł brutto zarządowi pod kierunkiem Beaty Tarczyńskiej?". Grzegorz Sadowski odpowiedział: - Na kwotę 197 mln złotych brutto nie przekazałem. Generalnie rzecz biorąc, moim zadaniem jako projektanta tego szpitala było wyliczenie wszystkich kosztów inwestycyjnych. Dotyczyło to robót budowlano-instalacyjnych, także kosztów zakupu wyposażenia. Koszty te kształtowały się w takich proporcjach, że koszty robót budowlano-instalacyjnych wynosiły mniej więcej 65 mln zł brutto, natomiast koszty wyposażenia, które było liczone jako 100% wyposażenia nowego, wynosiły około 99 mln złotych. Mogę się mylić o 2-3 miliony, ale to były tego typu koszty - mówił architekt, czym wywołał zdumienie części obecnych w sali. Jak dodał, koszty te były przekazane dyrekcji szpitala i były one wówczas dla niej "wstrząsające": - Niemniej jednak zaczęto kwoty te analizować i stwierdzono, że część wyposażenia, które myśmy policzyli według projektu technologii, szpital posiada i że generalnie rzecz biorąc te koszty mogą być mniejsze. Właściwie na tym ta dyskusja się skończyła i dalsze informacje o budowie szpitala były w zasadzie udzielane bez poruszania kosztów wyposażenia.
Odnosząc się do kwestii zmiany projektu aranżacji budynku D, Grzegorz Sadowski stwierdził: - Przyznam się szczerze, że było to dla mnie niesympatyczne (...). Za moimi plecami, bez mojej wiedzy, nie wiem w zasadzie kto do końca, ale zlecono projekt wnętrz pracowni Ego Studio. Wielu pewnie pomyśli, że się czepiam, że chodzi tu tylko o kolory, ale tak nie jest. Ten projekt mocno ingeruje w moje kompetencje, jako człowieka, który posiada prawo wykonywania samodzielnych funkcji w budownictwie, posiadającego uprawnienia. Zostało całkowicie zmienione wykończenie łazienek. Nie mam żadnych informacji, czy są one poślizgowe lub niepoślizgowe, a później mogą się zdarzać jakieś wypadki. Nie chciałbym za to ponosić jakichkolwiek odpowiedzialności. Zostały zmienione sufity podwieszone i nie mam pojęcia co się pod nimi kryje, ponieważ ich kształt i forma zostały zmienione. Zmieniono też materiały wykończeniowe na klatkach schodowych, nie mam pojęcia, jakie parametry zostały przyjęte, jak to zostało wykonane - całkowicie poza moją wiedzą. Zmieniono oprawy oświetleniowe przez nas zaprojektowane oraz w innych miejscach są rewizje instalacyjne. Jest to dla mnie pewien przyczynek do zastanawiania się nad stanem tego, ponieważ moi projektanci, przyjmując pewne parametry np. opraw oświetleniowych, decydują o konkretnym natężeniu oświetlenia niektórych pomieszczeń i odpowiadają za to, że pewne normy, które państwo w prawie określa, są spełnione. Jeśli ktoś poza naszą wiedzą je zmieni, to my nie mamy pojęcia czy te parametry są spełnione czy nie - mówił architekt.
Jak dalej dodał, zaskakujące jest dla niego także rozwiązanie zastosowane w salach operacyjnych, które zaprojektowano wraz z aktualnym trendem, a więc z oknami: - Państwa sale zostały okien pozbawione, są to zamknięte puszki i trudno mi powiedzieć, co jest za panelami, które zasłaniają okna, bo nie mam o tym pojęcia - czy są tam instalacje, czy to jest uszczelnione, czy będzie przeciekać czy nie, czy ja to mogę za to odpowiadać lub nie - mówił i dalej dodał, że zmiana aranżacji sali operacyjnej sprawiła iż inaczej są wykonane instalacje: - Jest to dla mnie pewien szok, ponieważ wszelkie przygody, przez które państwo przechodziliście na początku budowy tego szpitala, błądzenie niejako przez to, że ktoś nie dopilnował i tragicznie zbudował pierwszą konstrukcję. My to staraliśmy się wyprostować i my na samej końcówce jesteśmy zaskoczeni zupełnie nieświadomością tego, co ktoś robi za naszymi plecami, a my mamy za to odpowiadać - przyznał Grzegorz Sadowski. Dodał przy tym iż nie miałby uwag do wszystkiego, gdyby budynek był odebrany i miał pozwolenie na użytkowanie, a nagle by zaczęto wprowadzać zmiany np. w wyglądzie sal lub korytarzy: - Zupełnie inaczej jest, kiedy ja mam swoim podpisem uwiarygodnić dokumenty odbiorowe tym, że realizacja została wykonana zgodnie z moim projektem - mówił z pewnym rozgoryczeniem o tym.
Odpowiadając na kolejne pytanie, Grzegorz Sadowski przyznał, jak wyglądała sytuacja z możliwością oddawania budynku do szpitalu etapami (tj. według ukończonych pomieszczeń): - W toku uzgodnień projektowych staraliśmy się wyperswadować zamawiającemu, że tego typu rozdrobnienie projektu byłoby afunkcjonalne w realizacji. Byłoby to niemożliwe, tak głębokie poszatkowanie obiektu budowlanego, którym idą duże magistrale przesyłające ciepło, powietrze, gazy medyczne i inne rzeczy, które wymagałyby ujednolicenia i jednolitej koncepcji, zabezpieczenia przeciwpożarowego itd. Obiekt zaprojektowano wobec tego tak, by w pierwszym etapie pomyślano o naprawie budynku i wszelkiego rodzaju traktów przesyłających główne media oraz wszystkie rzeczy ogólne, by on działał - np. dach - przyznał projektant, dodając iż jak najbardziej sensownym było wykonanie elewacji. Nie ukrywał jednak, że realizacja niektórych zadań była wykonywana fragmentarycznie zamiast całościowo: - Blok operacyjny nie ma jednej sali. Gdzieś na poziomie -2 jest fragment diagnostyki obrazowej. Gdzieś na innej kondygnacji jest fragment czegoś. Musimy zmierzyć się z tym, czego nie chcieliśmy w projekcie, by powiązać tę fragmentaryczność w taki system bezpieczeństwa, aby on został zaakceptowany przez straż pożarną oraz Sanepid - mówił.
Odnosząc się do tematu niewykończonej jednej sali operacyjnej, która jest w stanie surowym i sąsiaduje bezpośrednio z ukończonymi pozostałymi salami, Grzegorz Sadowski mówił: - Nie trzeba być wielkim fachowcem, że stan wykończenia piątej sali w zdecydowany sposób zaburzy funkcjonowanie bloku operacyjnego. Tam jest regularna brudna budowa, zapylenie itd. Projektant zaznaczył, że aby budynek mógł zacząć w obecnym stanie funkcjonować w tej roli, do której został stworzony, musi zostać "powiązany" pomiędzy ukończonymi fragmentami. Na koniec dodał raz jeszcze, że czuł się "niemile zaskoczony" zmianami, jakie były wykonywane w projektowanym przez niego budynku za jego plecami: - Zlecono projekt wnętrz osobie nie posiadającej uprawnień budowlanych, która w zasadzie powinna się zajmować tylko sprawami dekoracyjnymi, a weszło tak głęboko w sprawy budowlane, że teraz sam nie wiem co z tym fantem zrobić. To moja osobista konkluzja.
Następnie głos zabrał adwokat Jerzy Polachowski, który omówił prawny aspekt całej inwestycji, odnosząc się do aktualnej sytuacji i kroków, jakie powinny zostać podjęte. Przyznał przy tym opinię, że inżynier kontraktu wyraził zgodę na przeniesienie niektórych zadań, zaprojektowanych w trzecim etapie inwestycji do pierwszego etapu: - Nie chcę wskazywać wprost podmiotów za to odpowiedzialnych. W momencie, w którym zakładane prace w etapie pierwszym z samego założenia wymagają prac z innego etapu, to wskazuje na to, że w fazie zamawiania nie przemyślano pewnych kwestii - mówił prawnik, i jak dalej dodał: - W mojej ocenie, mając wiele wątpliwości co do przeprowadzonych prac na tej inwestycji, moją rekomendacją byłoby wykonanie audytu tego, co miało miejsce. Są pewne racje i są one sprzeczne w całej rozciągłości. Racje podnoszone przez biuro projektowe, racje podnoszone przez generalnego wykonawcę, stanowisko inżyniera kontraktu. Nie może być tak, że wszystkie trzy podmioty mają słuszność, bo wynikałoby z tego, że nikt nie zawinił, a widzimy szereg błędów, które oglądamy w rzeczywistości. Nie podejmuję się arbitrażu, ale obowiązkiem zamawiającego, z racji tego iż podlega on dyscyplinie finansów, jest to by ustalić jednoznacznie i domagać się realizacji tego, co wynika z umowy lub przepisów ogólnych.
Tuż po tym głos zabrał dyrektor ds. lecznictwa Mateusz Hen, który wprost stwierdził: - Kilka dni temu otrzymaliśmy od projektanta wycenę, którą dostała poprzednia dyrekcja, że aby ten budynek mógł zacząć funkcjonować, ma on kosztować niebotyczną kwotę 200 mln złotych. Nasze szacunki nie sięgały tak daleko, aczkolwiek rozmawiając z panem inżynierem powiedział, że w rozmowach z poprzednią dyrekcją było podejście, że "przecież część mamy". Owszem, mamy część, dużą część nawet nowych, czy kupionych z rezerwy czy przekazanych z dotacji, ale są to kwoty na poziomie 30 mln zł. Zakładając iż inwestycja pochłonęła 36 mln zł, porównując to z zestawieniem przekazanym przez pana inżyniera, to brakuje nam ponad 100 mln złotych. A gdzie tu mówić o koncepcji szpitala zespolonego, który jest naszym wspólnym celem? - pytał Mateusz Hen.
Następnie przemówiła wicestarosta Anna Jung, która odniosła się do kwot szczegółowo, przedstawiając zamysł tzw. gorącej platformy (projekt kadencji z lat 2010-2014), a następnie obecnej rozbudowy. Jak wskazała, zarząd lat 2014-2018 w Wieloletniej Prognozie Finansowej wskazał w uchwale z marca 2015 roku iż rozbudowa szpitala kosztować ma 81 mln złotych: - Kosztorys budynku D z wyposażeniem na wrzesień 2016 roku. Zaokrąglona kwota to 198 mln złotych. To jest koszt, jaki miał wynosić, jeśli chodzi o ten szpital. Wiecie państwo ile wydatkowaliśmy, ile jest w budżecie, ale nie wiem skąd wziąć resztę. W listopadzie 2018 roku, przychodząc do Starostwa, mieliśmy zabezpieczone środki na poziomie 20, może 30 mln złotych, które moglibyśmy wziąć tworząc spółkę lub partnerstwo, o czym wcześniej myślał tamten zarząd. Niestety trudno jest zasięgnąć dług, jeśli nie ma możliwości w budżecie, by zadłużać dalej. Ekonomia mówi dalej sama za siebie - nie ma takiej możliwości.
Dalej Anna Jung odniosła się do kwestii zadłużeń szpitala w różnych placówkach bankowych na bieżącą działalność szpitala, zaciągniętych przez poprzednią dyrekcję na kwoty kolejno 3,4 mln zł (Bank Gospodarstwa Krajowego z 6 lipca 2016 r.), 3 mln zł (Magellan 26 września 2016 r.), 5 mln zł (Magellan) i ostatnia na 10 mln zł (Magellan 30 sierpnia 2018 r.): - Rada społeczna wiedziała? Nie, nie wiedziała. Czy podniosła rękę i zatwierdziła? Nie, nie zatwierdziła. Czy zarząd o tym wiedział? Trudno mi powiedzieć. Do tego mogłaby się odnieść starosta Beata Tarczyńska. My o tym nie wiedzieliśmy przejmując Starostwo - stwierdziła, dodając iż jest to spirala, która pochłania szpital: - Ani zarząd, ani szpital przy tak ujemnym wyniku nie ma 25 milionów, aby je wpłacić, a drugi etap czeka, nie mówiąc o gwarancjach bankowych. Wobec tego przedłożyliśmy jedyną propozycję, jaką otrzymaliśmy, już nie z Magellana, ale od BFF. Na niższym oprocentowaniu, niższymi prowizjami i z dłuższym terminem do 2022 roku. Podsumowała iż na koniec pierwszego kwartału 2019 roku zobowiązania wymagalne wynoszą 6 mln 297 tys. zł, a zobowiązania krótkoterminowe na koniec kwietnia br. wynosiły 34 mln złotych.
- Mówimy o horrendalnych pieniądzach, na które nie jest przygotowany absolutnie powiat, jeśli chodzi o finansowanie. My za chwilę będziemy mieli pomnik. My wykończymy budynek, jesteśmy w stanie to zrobić, bo niestety gwarancje bardzo mocno nam wiążą ręce i mam nadzieję, że główny wykonawca nie będzie w tej sprawie konsekwentny, ponieważ nie jesteśmy w stanie spełnić tego oczekiwania - stwierdził starosta Piotr Gruszczyński i dalej dodał: - Wystrzelono w kosmos rakietę, tylko zapomniano dolać paliwa. Ta rakieta zasuwa tak szybko, że my nie jesteśmy w stanie na drodze tej rakiety dolać paliwa. To oznacza, że konsekwencją tych decyzji sprzed 4 lat i jeśli prawdą jest to, co powiedział pan projektant, że Gniezno nie będzie miało szpitala. Takie są fakty. Na cuda proszę państwa nie liczmy, bo one się skończyły.
Odpowiadając później na pytania Grzegorz Sadowski wprost stwierdził, że zmiany w projekcie można wykonywać w trakcie trwających prac na zlecenie zamawiającego, ale do samego oddania budynku to on osobiście jest odpowiedzialny za to, jak jest on wykańczany. Dodał też, że nie należy brać kwoty 198 mln złotych jako rzeczywistą sumę, z jaką trzeba się dziś mierzyć przy rozbudowie: - Oczywiście, to może być pewien szok, że w tej chwili, kiedy powiedziałem iż ten dokument jest. Ja go robiłem, ale oczywiście zdaje sobie sprawę z tego co w nim jest i co było zrobione, to mnie kosztowało bo wymagało sporo pracy wykonanie takiego kosztorysu, ale państwo w pozycjach oficjalnych w projekcie tej pozycji nie znajdziecie. Tam nie ma wyposażenia. Byłbym ostrożny z ferowaniem różnych słów - mówił. Jak dodał, gnieźnieński szpital cechuje się ogromną trudnością techniczno-realizacyjną z uwagi na to, że budynek już istniał i trzeba było się do niego dostosować.
Komentarz. Pozostała część posiedzenia, zwłaszcza druga (po przerwie) to ciąg tych samych przepychanek słownych, dopytań (niekiedy nieistotnych), albo zarzutów na linii poseł Zbigniew Dolata - starosta Piotr Gruszczyński. O ile jeszcze można zrozumieć ironiczne stwierdzenia o szpitalu jako pędzącej rakiecie bez paliwa, o tyle słowa o niewykorzystanych środkach w poprawce budżetowej, podważanych oficjalnie przez Regionalną Izbę Obrachunkową, powodują jedynie brak wiary w sens dalszej dyskusji. Każda kolejna rozmowa na sesji nt. szpitala jest miałka, bo te same argumenty, stwierdzenia, zarzuty, kwoty, zestawienia, tabele, daty, nazwiska powtarzane są na okrągło, a dla przeciętnego mieszkańca nic z tych spotkań - niestety - nie wynika.
Nagranie z pierwszej części sesji (wraz z ww. wypowiedziami):
Nagranie z drugiej części sesji (wypowiedzi, pytania i odpowiedzi):