Od kilkunastu dni Krzysztof Bestwina oficjalnie jest dyrektorem Zakładu Opieki Zdrowotnej. Przez ostatnie pół roku zajmował stanowisko pełniącego obowiązki dyrektora tej jednostki, a w ciągu swojej kariery zawodowej zarządzał także szpitalami w Turku, Olkuszu i Giżycku. Ostatnie pół roku pracy w gnieźnieńskim szpitalu były czasem wytężonej pracy i trudnych decyzji, o których opowiada wywiadzie dla Gniezno24.com.
Rafał Wichniewicz: Od niedawna pełni pan rolę dyrektora Zakładu Opieki Zdrowotnej, ale stanowisko w naszym szpitalu sprawuje już od pół roku. Jaki był ten czas?
Krzysztof Bestwina: Ten czas biegł bardzo szybko, często był też związany z trudnymi decyzjami. Przede wszystkim mam tu na myśli inwestycję, a oprócz tego są to bieżące sprawy, także kontrole z różnych instytucji. Z reguły udaje się wychodzić nam z tego obronną ręką, choć często są sprawdzane sprawy sprzed wielu lat.
Mówi Pan o inwestycji, której temat przewijał się przez cały ten czas...
Tak, inwestycja jest faktycznie tutaj dominującym tematem. Jest to podjęcie samej decyzji o jej realizacji, wykup praw autorskich, w tym także negocjacje w sprawie ich zakupu, przygotowanie do przetargu i jego przeprowadzenie. Budowa szpitala jest inwestycją pod szczególnym nadzorem i musimy zachować ostrożność, żeby nie było żadnych wątpliwości i uwag. Ostatnio udało się nam ogłosić przetarg na wyłonienie projektanta, który się nie udał, ale to tylko z tego względu, że daliśmy trochę zbyt wysokie wymagania jeśli chodzi o zabezpieczenie w postaci kar i posiadanego doświadczenia. Chcieliśmy się zabezpieczyć przed ewentualnymi problemami, ale okazało się, że byliśmy zbyt ostrożni i musieliśmy te wymagania trochę obniżyć, żeby nie odstraszać zainteresowanych.
Pół roku to dość krótki okres. Z czym Pan zastał szpital, a co do tej chwili udało się wykonać?
Tych rzeczy jest dużo. Z najważniejszych wymienić można na przykład organizację i wdrożenie pakietu onkologicznego, a także pozytywne przeprowadzenie audytu nadzoru w zakresie ISO, czyli systemu zarządzania jakością w szpitalu. Dość pilnie trzeba było się tym zająć, zaangażować wielu pracowników aby osiągnąć pozytywny efekt. Musieliśmy wiele spraw uzupełnić i poprawić, aby uzyskać przedłużenie na następny rok. Poza tym wprowadziliśmy kartę monitorowania bólu, kartę oceny geriatrycznej pacjentów. To są rzeczy, które w naszym szpitalu powinny być od jakiegoś czasu, ale niestety ich nie było, dlatego zmuszeni byliśmy je w szybkim tempie wdrożyć.
Pakiet Onkologiczny to temat, który od początku sprawiał problemy w całym kraju. Pan trafił do szpitala w momencie, kiedy w zasadzie powinien on być gotowy.
Jeszcze za poprzedniej dyrekcji, na przełomie listopada i grudnia 2014 roku została zawarta umowa z Narodowym Funduszem Zdrowia, na podstawie której przystąpiliśmy do pakietu onkologicznego i to mimo tego, że nie byliśmy do tego przygotowani. W styczniu trwały dość intensywne prace związane z organizacją tego pakietu, aczkolwiek nie udało się temu do końca sprostać. Zajmowała się tym dwie osoby z administracji w tym zastępca dyrektora ds. medycznych, mające zająć się organizacją konsylium lekarskiego, którego skład jest ściśle określony przez NFZ i Ministra Zdrowia. Pomimo deklaracji, że już takowy istnieje, okazało się, że nie jest on takim, jakim powinien być i później w marcu byliśmy wzywani do uregulowania tych kwestii w trybie natychmiastowym. Dość szybko udało się to naprawić dr Ewie Jachimczyk i zgłosić to do NFZ, dzięki czemu zostało to sprawnie uregulowane. To była trudna kwestia, bo trzeba było znaleźć lekarzy specjalistów, onkologów klinicznych czy radioonkologów. To nie była prosta sprawa, ale teraz pakiet już działa, choć co prawda nie jest on wykorzystany w pełni. Lekarze rodzinni powinni kierować swoich pacjentów do nas z tzw. zieloną kartą, a my już na dalszym etapie kontynuujemy diagnostykę. Należy w tym miejscu wspomnieć, że w ciągu zaledwie kilku miesięcy funkcjonowania pakietów onkologicznych część szpitali woj. Wielkopolskiego wycofała się już ze świadczenia tych usług, wypowiadając umowę z NFZ w tym zakresie.
Te pół roku to także trudne decyzje. To nie tylko sprawy związane z lecznictwem czy inwestycją, ale także personalne...
Najtrudniejszymi decyzjami dla dyrektorów są zawsze decyzje personalne. Do najłatwiejszych na pewno nie należała decyzja o rozstaniu się z dyrektorem do spraw medycznych, aczkolwiek z perspektywy czasu i tego co się wydarzyło później, to oceniam że była jednak mimo wszystko trafna i konieczna decyzja. Tak prawdę mówiąc, bez jej podjęcia pewne rzeczy nie poszłyby do przodu w naszym szpitalu. Jeśli mówimy o trudnych chwilach, to takie zdarzają się też w momencie, kiedy pojawiają się różnego rodzaju kontrole, których w ostatnich kilku miesiącach mieliśmy wiele. Zdarzają się, ale wówczas trzeba zachowywać się w sposób naturalny i traktować kontrolujących jako takich, którzy nie przychodzą wskazywać błędy tylko po to aby dać kary, ale jako kogoś, kto wskaże niedociągnięcia, które należy poprawić.
Na samym początku Pana działalności w gnieźnieńskim ZOZ-ie, poza samą inwestycją mówiło się też o konieczności poprawy atmosfery w szpitalu.
Nie ukrywam, że dosyć ważnym elementem z punktu widzenia zarządzania jest kontakt z personelem. Jest to dla mnie bardzo istotne i staram się poświęcać na to sporo czasu. Poza standardowymi, cotygodniowymi spotkaniami z kierownikami działów administracyjnych i technicznych, mamy cotygodniowe odprawy z ordynatorami oddziałów i comiesięczne spotkania z oddziałowymi. Poza tym organizujemy spotkania oddziałowe, na które jako dyrekcja się poniekąd wpraszamy, w trakcie których spotykamy się i rozmawiamy bezpośrednio na temat problemów personelu i oddziału. Staramy się budować poprawną relację, tak żeby dyrektor był na miejscu w szpitalu, a nie tylko w swoim gabinecie za biurkiem do którego trzeba się umawiać. Podejście partnerskie w relacjach ze współpracownikami jest moim stylem zarządzania. Przebywanie pomiędzy pracownikami sprawia, że ludzie są bardziej otwarci i szczerzy i jednocześnie mogą swobodnie mówić o swoich problemach.
Czy to pozwoli w jakiś sposób zmienić wizerunek szpitala?
Ważnym elementem tych spotkań jest to, żeby sami pracownicy informowali co dobrego się dzieje w szpitalu. Nie mam żadnych pretensji do mediów, ale wiadomo że złe informacje dobrze się sprzedają, np. że ktoś musiał długo czekać w SOR, gdzieś nie został przyjęty albo źle go potraktował lekarz lub pielęgniarka. Mało się natomiast mówi o tym, co się dzieje dobrego. Szpital w oddziałach szpitalnych leczy ponad 18 tysięcy pacjentów rocznie. Tylu osobom corocznie udzielamy pomocy w naszych oddziałach i to jest coś, o czym trzeba mówić. W SOR corocznie udzielamy pomocy ok. 40 tysiącom pacjentów, w poradniach specjalistycznych przyjmujemy około 70 tysięcy pacjentów rocznie. To pokazuje, że szpital spełnia swoją rolę i jest potrzebny pomimo pewnych niedociągnięć. Będziemy się skupiać nad tym, żeby pokazywać pozytywną działalność szpitala. Temu miała służyć m.in. ostatnia akcja na Dzień Matki i Dzień Dziecka. Chcemy być odbierani przez społeczeństwo dobrze. Dlatego budowanie pozytywnego wizerunku oraz poprawa naszego podejścia do pacjenta będą nam nieustannie towarzyszyć.
Dość krytycznie wypowiedział się Pan ostatnio na temat słów Marszałka Województwa Wielkopolskiego w sprawie środków na doposażenie szpitala z Obszarów Strategicznej Interwencji...
Dla mnie to jest zastanawiające, bo wszyscy mówią o dobrej woli, a jednocześnie nic nie możemy zrobić. Pierwszą kwestią jest brak konsekwencji w podejmowanych decyzjach, kiedy to jeszcze w roku ubiegłym Urząd Marszałkowski pozytywnie oceniał możliwość dofinansowania szpitala w Gnieźnie ze środków OSI a już w roku bieżącym jednoznacznie stwierdza, że nie można. W wypowiedzi p. marszałka, czy p. Senatora słyszymy, że dawno było wiadomo, że na budowę, rozbudowę i remonty szpitali środki z UE nie mogą być przeznaczone, bo takie są wytyczne UE a przed kilkoma dniami słyszymy z ust nowego ministra zdrowia o tym, że Polska otrzyma 12 mld zł z UE m. in. na budowę, rozbudowę i remonty szpitali. W tej sytuacji aż pcha się na usta pytanie: Panowie o co chodzi? Kto posiada tę „tajemną” wiedzę i która z nich jest prawdą i to prawdą ostateczną?
Gniezno to nie jest przypadkowe miasto w Polsce. To Pierwsza Stolica, o czym wszyscy wiedzą i chociażby dlatego zasługuje na odpowiednie traktowanie. Czy Gniezno, Powiat Gnieźnieński i jego mieszkańcy nie zasługują na porządny szpital?
Spojrzenie polityków na Gniezno i to co się Tutaj dzieje powinno być zdecydowanie inne. Tu przyjeżdża wielu turystów, nie tylko z Polski, ale i całej Europy. Zdarza się, że leczymy takie osoby w naszym szpitalu, one wtedy widzą jaki on jest. Rozumiem, że każde miasto i każdy powiat zasługuje na dobry szpital, ale podkreślam, że Gniezno to jest inne i wyjątkowe miasto, które zasługuje na szczególną uwagę.
Zdaniem Pana szpital powinien powstać na innych zasadach?
W Polsce są przecież szpitale, które były nazywane inwestycjami krajowymi, których rozbudowę, doposażenie, czy remonty były finansowane ze środków centralnych. Czy szpital w Gnieźnie nie zasługuje na to, żeby go potraktować jako inwestycję krajową, jako placówkę o znaczeniu istotnym z punktu widzenia funkcjonowania służby zdrowia w Polsce? Szpital w Gnieźnie może być wsparty z budżetu krajowego, chociażby np. z powodu obchodzonej 1050. rocznicy Chrztu Polski, co mogłoby stanowić symboliczne podejście do tego ważnego dnia w historii Polski. Myślę, że nikt nie miałby, co do tego żadnych uwag i wątpliwości. Wystarczy mieć dobrą wolę, a przede wszystkim chęci, a tych chyba tu brakuje.
Obserwując Pana na spotkaniach roboczych na sesjach i komisjach, można zauważyć, że potrafi Pan swoimi wypowiedziami przekonać do siebie opozycję. Swojego czasu uznanie u Pana wzbudziło też to że, jak Pan powiedział, nie chce oceniać swoich poprzedników.
To nie jest mój pierwszy szpital i tak prawdę mówiąc wiem, że każdy z dyrektorów ma swoje problemy i ograniczenia. Myślę tu też o okolicznościach politycznych. Zdaję sobie sprawę, że jedni bardziej ulegają różnego rodzaju wpływom, a inni mniej. Twierdzę natomiast, że każdy dyrektor powinien wykonywać swoją pracę jak najlepiej potrafi. Niektórym wychodzi to lepiej, innym wychodzi to gorzej, ale ja nie jestem od oceniania tego. Jestem tu i teraz i nie ma co się zastanawiać nad tym co było i kto jest temu winien. My musimy skupić się na tym, aby poprawiać sprawozdawczość do NFZ, żeby wykonywane procedury były kompletne i abyśmy mogli za nie otrzymać 100% możliwych środków, a nie np. 70% tylko dlatego, że ktoś czegoś nie dopatrzył. Trzeba się starać o pozyskiwanie środków zewnętrznych, zwiększanie przychodów, poprawę jakości udzielanych świadczeń aby pacjenci byli z nas zadowoleni.
Czyli szpital powinien być apolityczny?
Twierdzę, że szpital jest dla wszystkich. Jeśli komuś się coś nie podoba, to ma prawo o tym mówić. Od tego też są politycy, ale jeżeli dostrzegają tylko złe rzeczy i mówią wyłącznie o tym, to tylko może być przykro pracownikom szpitala, że tak to wygląda i że tak są oceniani, bo jak wspominałem, w szpitalu dzieje się wiele dobrych rzeczy. Krytykę – zasadną, przyjmujemy z pokorą, ale prosimy więcej obiektywizmu w ocenach.
Mówimy o złych rzeczach, a wydaje się, że Pan czasem nawet każdą informację, nawet złą, potrafi przyjąć z uśmiechem. To chyba taki charakter ludzi z południa kraju...
Wydaje mi się, że ludzie z południa częściej się uśmiechają. Twierdzę też z własnego doświadczenia, że większość spraw, często nawet tych bardzo trudnych, łatwiej rozwiązuje się z uśmiechem. Czasem trudno jest jednak rozstrzygnąć poważny spór czy problem, ale uśmiech, zrozumienie, umiejętność słuchania w zdecydowany sposób ułatwiają jego załatwienie. Istotnym jest to, by trudne sprawy rozstrzygać po partnersku i z wzajemnym zrozumieniem.
Mówimy o pracownikach, a przecież zarówno oni, jak i szpital, są przede wszystkim dla pacjentów.
Sukcesem tego szpitala są zadowoleni pacjenci. Oczywiście zdarza się, że pojawią się tzw. "wpadki”. Niestety jest to nieuniknione, zwłaszcza kiedy pracuje w tej placówce kilkaset osób, a pacjentów jest kilkadziesiąt tysięcy rocznie. My te opinie musimy eliminować, żeby się ponownie nie zdarzały. Można zwrócić uwagę na to jeden, drugi czy trzeci raz, ale jeśli ktoś nie wyciąga wniosków i nie ma żadnych zmian, to wtedy rozmowa musi być inna. Pracownicy muszą wiedzieć, kto jest dla nich najważniejszy. Na spotkaniach zawsze podkreślam, co dla mnie jest najważniejsze. Jest to właśnie dobre samopoczucie pacjentów i ich dobra opinia o naszym szpitalu. Oni muszą wiedzieć, że personel się nimi interesuje i troszczy o nich. Wszyscy musimy się identyfikować ze swoim szpitalem – ze swoim miejscem pracy. Jeśli jakieś ogniwo działa niepoprawnie, to wszystkie inne powinny na to zwrócić uwagę i je naprawiać. To jest moim zdaniem źródło sukcesu, aby szpital się rozwijał i rósł w siłę, bo najzwyczajniej nie ma innej możliwości.
Konkurencja?
Mówi się, że jej nie ma, ale jednak ona jest i to coraz większa. Mam tu na myśli szpitale w innych miejscowościach, które wciąż ulepszają swoje warunki czy to w formie remontów, zatrudniania specjalistów itp. My musimy pokazać, że jesteśmy świetną załogą, która troszczy się i dba o pacjentów, którzy będą czuli się tu bezpiecznie i będą chcieli do nas ponownie wrócić jeśli zajdzie taka potrzeba.
Odchodząc już trochę od tematu, był Pan kiedyś wcześniej w Gnieźnie?
To było chyba w 2009 roku, kiedy spotkałem się z poprzednim dyrektorem szpitala w Gnieźnie, dr Włodzimierzem Pilarczykiem. Wówczas, kiedy byłem dyrektorem lecznicy w Turku, działaliśmy w ramach Związku Szpitali Powiatowych i podejmowaliśmy rozmowy w sprawie negocjacji z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Spodziewał się Pan, że się jeszcze pojawi w Gnieźnie i to w innej roli?
Prawdę mówiąc nie spodziewałem się takiego scenariusza, aczkolwiek specyfika pracy dyrektorów szpitali – szczególnie tych z doświadczeniem w zarządzaniu, polega na tym, że mogą spodziewać się propozycji pracy z różnych miejsc Polski. Podobne doświadczenia miałem do tej pory, więc tym bardziej jest to dla mnie naturalna kolej rzeczy.
Pochodzi Pan z gór i wydaje się, że lubi Pan w góry wracać, chociażby na urlop.
Po pierwszym wyjeździe z rodzinnych stron była spora tęsknota za górami, ale teraz już nie. Bardziej chyba tęskni za nimi moja żona aniżeli ja, ale tak prawdę mówiąc to jednak mam do nich spory sentyment. Tym bardziej, że przez wiele lat aktywnie uprawiałem pieszą i rowerową turystykę górską, dzięki czemu góry są dla mnie szczególnie „bliskie”.
Jak się mieszka w Gnieźnie? Udało się zaaklimatyzować?
Gniezno jest fajnym miastem. Nie jest to typowe miasto powiatowe, bo jest zdecydowanie większe od pozostałych, a jego dodatkowym atutem jest to, że ma wyjątkową historię. Plusem jest też to, że znajduje się blisko dużych ośrodków miejskich: Poznania i Bydgoszczy. Ponieważ Gniezno samo w sobie jest, spokojnym i wyjątkowym miejscem na mapie Polski, to właśnie dlatego należy Mu się dobry i funkcjonalny szpital.