Zagrali i Poszli to grupa, której początki sięgają 1991 roku. Powstała z inicjatywy Andrzeja Janka i Arka Królaka, a stopniowo poszerzała swe szeregi. Zespół wykonuje muzykę, którą trudno jednoznacznie sklasyfikować. Sami mówią, że w swojej muzyce łączą różne gatunki i to co tworzą roboczo określają "piosenką drogi". Choć Zagrali i Poszli istnieją już tyle lat i na swoim koncie mają już sport dorobek artystyczny, to jednak dopiero teraz wydali swój debiutancki album pod tytułem "Życie jako droga", na którym znalazło się 11 utworów. Jedna z piosenek pt. "Moje miasto" doczekała się wideoklipu z archiwalnym materiałem z 1964 roku, który przybliża ówczesne Gniezno. O genezie powstania zespołu, jego historii i losach można dowiedzieć się więcej w poniższym wywiadzie z członkami grupy Zagrali i Poszli.
- Początki zespołu sięgają 1991 roku. Jak to w zasadzie się zaczęło? Skąd potrzeba stworzenia takiego projektu muzycznego?
Andrzej Janka: Zawsze podkreślam, że zaczęło się przy harcerskim ognisku, podczas obozów i wędrówek. Wtedy Arek i ja dostaliśmy fioła na punkcie gitar i gór. Nierzadko na bieszczadzkie włóczęgi czy alpejskie i wspinaczkowe wyprawy zabieraliśmy nasze pudła. W środowisku harcersko – turystycznym bardzo popularne były piosenki turystyczne i poezja śpiewana. Cieszyliśmy się taką muzyką na wiele lat przed powołaniem do życia ZiP. Natomiast bardzo chcieliśmy stworzyć coś swojego i koniecznie po swojemu. Piosenka turystyczna wydawała nam się zbyt niepoważna, a poezja zbyt poważna. Więc wykombinowaliśmy coś pośrodku i zaprosiliśmy do współpracy muzyków z Gniezna.
- Kto lub co było inspiracją do tworzenia muzyki? Czy inny zespół lub muzyk był dla Panów wzorem?
Miłosz Dziurleja: Raczej nie znajdziemy nazwy zespołu czy nazwiska wykonawcy, od którego zaczęła się przygoda. Każdy z nas na przełomie wielu lat słuchał i słucha czegoś zgoła innego. Mamy swoje gusta i na nich opieramy inspirację oraz warsztat instrumentalny. Właśnie z tej zbieraniny szkiełek powstają nasze witraże muzyczne.
Andrzej: O swoich gustach muzycznych mogę powiedzieć, że są bardzo rozległe: wychowany na solidnym rocku lat osiemdziesiątych, słucham wszystkiego co się mieści między metalem, a rockiem progresywnym, zaliczając po drodze grunge'owe kapele. Zaliczona w przeszłości przygoda z poezją śpiewaną, szantami i piosenką turystyczną odcisnęła we mnie trwały ślad. Ostatnio dużo słucham etno i folku, country, bluesa, w ogóle strasznie mnie kręci muzyka z czterech stron świata. Chyba te akcenty można usłyszeć na płycie.
- Skład zespołu z czasem zaczął się powiększać, a jego instrumentalna forma urozmaicać. Dlaczego korzystają Panowie z takich nieco zapomnianych instrumentów jak banjo, saksofon, flet, akordeon? Czy mają one jakieś szczególne znaczenie ?
Miłosz: To wcale nie są zapomniane instrumenty. One miały i mają w muzycznym świecie od zawsze swoje zasłużone miejsce. Chodzi tylko o gatunek muzyki. Dla przykładu w country banjo jest królem, a w rocku progresywnym nie występuje wcale. Nasz pomysł na instrumentarium jest prosty: niech zabrzmi natura bez sztucznie wytworzonych brzmień elektronicznych.
Andrzej: Taki mamy pomysł, żeby w jednej kapeli ożenić instrumenty z różnych kontynentów i z różnych gatunków muzycznych. Obecne instrumentarium to: gitary elektroakustyczne, gitara elektryczna, hawajskie ukulele, cigar box guitar czyli gitara zbudowana z pudełka po cygarach, banjo, akordeony, melodyka, cura czyli turecki strunowiec baglama saz, gitara basowa i uke bas, cajon i perkusjonalia.
Paweł Brylewski: Ukulele basowe to pomysł i zakup Andrzeja. Początkowo sceptycznie podchodziłem do tego instrumentu, ale szybko się do niego przekonałem. Pomysł trafiony.
- Jak na przestrzeni lat zmieniał się skład zespołu Zagrali i Poszli?
Andrzej: Trochę się działo... były dziewczyny w chórkach, była skrzypaczka, zawsze były gitary. Ale doszliśmy do wniosku, że to takie banalne... więc szukaliśmy... Z uporem maniaka namawiałem Miłosza by grał na obciachowym dla wielu akordeonie, ale już wtedy dostrzegałem w nim ogromny potencjał. I co? Miałem rację? Teraz akordeon znów króluje na scenie zarówno popowej, jak i w rocku, o bardach wszelkiej maści nie wspomnę. Długo poszukiwaliśmy basisty. Bywało, że Miłosz podgrywał bas z klawisza. Potem na basie grał Michał, ale też Arek, Artur i mój syn Piotrek. W końcu dołączył do nas Paweł i ten już basu z rąk nie wypuści. Od wielu lat za gitarową wirtuozerię odpowiedzialny jest Artur, który ostatnio chwycił za cigar box guitar. Piciu w kilku utworach podgrywał na saxofonie. Zaprosiliśmy do współpracy bębniarza Piotrka. Jestem też zachwycony inną zmianą – już nie tylko ja śpiewam, ale prawie cały zespół, potrzebujemy więcej mikrofonów. Obecny skład wydaje nam się optymalny:
Paweł Brylewski – bas i uke bas oraz wokal
Miłosz Dziurleja – akordeon, melodyka i wokal
Artur Franczak – gitara elektryczna, cigar box guitar i wokal
Andrzej Janka – gitara, ukulele, cura i główny wokal
Arek Królak – gitara i banjo
Piotrek Szymczak – cajon i perkusjonalia
czasami Piotr Więcek – Janka na saxofonie i flecie (oczywiście jeśli jest na miejscu, bo obecnie studiuje w Finlandii)
Paweł: Dołączyłem do zespołu w 2014 roku. Grałem ponad 20 lat na weselach i tym podobnych imprezach na instrumentach klawiszowych. Zabrało mi trochę czasu by przestawić się na bas i na tego typu gatunki muzyczne.
- Skąd w ogóle pomysł nad tak nietypową nazwę dla grupy? Jaka jest geneza powstania nazwy Zagrali i poszli?
Andrzej: Potrzeba chwili i przypadek – zgłaszając występ na jakimś przeglądzie należało podać nazwę. Rzuciłem pytanie – to jak się nazwiemy? Arek palnął: zagrali i poszli. I tak zostało... Czas pokazuje, że nazwa jest doskonała - dowcipna i intrygująca zarazem. Przylgnęła do nas na zawsze.
- Czy można jakoś scharakteryzować nurt muzyczny wykonywany przez zespół? Dlaczego grają Panowie właśnie taką muzykę?
Miłosz: Roboczo określamy naszą twórczość „Piosenka Drogi”. Muzycznie jesteśmy tacy, jakich nas słyszycie. Nie udajemy, nie tworzymy na siłę produktu estradowego nastawionego na wymuszony sukces. Nie ważne jak potoczą się losy pierwszej płyty, będziemy dalej dobrze bawić się swoją muzyką.
Andrzej: Rzeczywiście pytania o wykonywany gatunek wprawiają nas w zakłopotanie. Wszak jest to mieszanka stylów: folk, country, blues, ballada, nutka rockowa się pojawia, zwłaszcza w solówkach gitarowych Artura. Nadal wrzuca się nas do szufladki „poezja śpiewana, piosenka turystyczna”, na co nie do końca wyrażamy zgodę, ale nie zapominamy o swoich początkach. W każdym razie wszystkim powtarzam: pisząc teksty nie czuję się poetą, a śpiewane utwory to już nie turystyka, choć przy ognisku da się zaśpiewać. Z racji tego, że pomysły na piosenki przywozimy ze swoich wędrówek, to „Piosenka drogi” wydaje się trafnym określeniem.
- Co jest inspiracją do tekstów?
Miłosz: Zwyczajny Człowiek ze zwyczajnymi problemami, sprawami, marzeniami, wzlotami i upadkami. Droga, wędrówka, czas, uczucia i towarzyszące na przestrzeni przemijającego czasu zmiany. Życie, życie i jeszcze raz życie. Czyli nic nowego.
- Czy można zliczyć ile już przez te ponad 20 lat twórczości powstało utworów?
Miłosz: Z dokładnością do pięciu to coś około trzydziestu. Ale są w tym zbiorze lepsze i gorsze naszym zdaniem. Czasem te gorsze po czasie stają się lepsze i na odwrót. Taka własna lista przebojów. Czasem „spadek”, innym razem „w górę”, a czasem „bez zmian”.
- Czy mają Panowie utwory ze swego repertuaru, które znaczą szczególnie wiele, albo wiąże się z nimi jakaś historia?
Miłosz: Właśnie, ostatnie słowo pytania: historia... To długa historia, bo z każdą piosenką wiążę się jakaś wspomniana historia. To materiał na pracę, może nie magisterską, ale dyplomową i to obszerną.
- Za wami wiele zagranych koncertów i uczestnictw w konkursach, czy przeglądach. Czy któryś był szczególnie ważny? Czy jakieś wyróżnienie ucieszyło najbardziej?
Andrzej: Wszystkie sukcesy cieszą, ale ostatnia niespodzianka, którą sobie zafundowaliśmy wywołała zaskoczenie i "banany" na naszych twarzach. Mam na myśli I miejsce na Szanta Claus Festiwal w Poznaniu 6 grudnia 2014.
Paweł: Najcenniejszą lekcją były dla mnie IV Wędrowny Przegląd Piosenki „POLANA” Janowice Wielkie 26 lipca 2014 oraz 47 Turystyczna Giełda Piosenki Studenckiej 1-3 sierpnia 2014 Szklarska Poręba. Na tych oto imprezach nabyłem cenne doświadczenie.
- Zapewne jednym z najistotniejszych punktów w historii zespołu było wydanie płyty „Życie jak droga”. Jak to się stało, że wydaniu debiutanckiego albumu nastąpiło dopiero po ponad dwudziestu latach istnienia zespołu? Czy wcześniej nie mieli Panowie myśli, aby wydać swą twórczość?
Miłosz: Wcześniej nasze życiowe drogi gnały w różnych kierunkach i wydawało się każdemu, że czas jest nieograniczony. Tak myśli wielu młodych ludzi. Nie mieliśmy parcia na spektakularny sukces, do tego dawniej dostęp do studia nie był tak dostępny jak obecnie. Czas mijał, my graliśmy dla grania, i pewnego razu zaczęliśmy rozmawiać o płycie, no i się zaczęło. To wyszło naturalnie. W 2014 roku pomyśleliśmy, że z szacunku dla naszych fanów i również dla własnej satysfakcji pora zrobić ten krok. No i się stało. Jest krążek!
- Jak w państwa przypadku wyglądała praca nad płytą? Czy jest to nagranie starego materiału, czy są też na niej nowości? Jak wyglądał sam proces nagrywania, tworzenia aranżacji i ostatecznie okładki?
Andrzej: Z myślą o płycie powstały cztery nowe kawałki, reszta to stare, sprawdzone przeboje. Płytę nagrywaliśmy przez pół roku, ale do studia wchodziliśmy z gotowym pomysłem i aranżacją, która w kilku przypadkach uległa modyfikacjom. Z kolei okładka to ciekawa sprawa – długo męczyliśmy się z różnymi pomysłami. Zwyciężył motyw haftu – fotografia mojej ludowej koszuli, a w grafikę całość ubrał Miłosz. Większość fotografii wykonała Ania Dziurleja.
Paweł: Przyznaje się bez bicia że tak naprawdę uczyłem się poprawnej gry na basie dopiero w studio podczas nagrań pod okiem Szymona Brzezińskiego. Zanim to nastąpiło grę na gitarze basowej traktowałem jako zabawę czyli slap klang i tym podobne wygłupy. Jednak do tego typu grania musiałem przestawić technikę grania i chyba się dopiero rozkręcam.
- Jak ma się tytuł „Życie jako droga” w stosunku do treści nagranej na płycie?
Miłosz: Nasza szóstka może podać sześć różnych interpretacji. Dla każdego z nas i myślimy, że dla każdego ze słuchaczy relacja tytułu do treści płyty to sprawa subiektywnej interpretacji. Zuchwalstwem z naszej strony byłoby mądrowanie się w stylu „co autor miał na myśli”. Pewni jesteśmy, że tytuł jest kompatybilny z zawartością i to nam wystarczy.
Paweł: Dla mnie tytuł „Życie jak droga” ma charakter symboliczny, tyczy się to wszystkich kolegów z zespołu. Nasze drogi życiowe spotykały się wielokrotnie, długo by o tym opowiadać. Najważniejsze jest, że te drogi w końcu się zeszły w jedną i obyśmy nią podążali jak najdłużej.
- Płyta składa się na 11 utworów. Czy po 20-stu latach wspólnego grania było trudno dokonać wyboru jakie utwory mają się znaleźć na nagraniu? Dlaczego wybór padł na te piosenki?
Andrzej: Przede wszystkim wybór padł na utwory aktualnie grane na koncertach, a które pasują do idei „piosenka drogi”. Na płytę nie weszły utwory z bardziej rockowo - bluesowym zacięciem.
- Za wami dwa koncerty promujące płytę (w Trzemesznie i Gnieźnie). Czy należały one do szczególnych, a może innych od pozostałych?
Miłosz: Każdy koncert to inna publiczność, inne miejsce, inna pora roku, inna energia. Wszystkie są dla nas ważne. Do każdego podchodzimy bardzo osobiście, z zaangażowaniem i szacunkiem dla słuchacza.
Andrzej: Na każdy koncert przygotowujemy zestaw utworów i dobieramy w taką kolejność aby sprostać oczekiwaniom. Tak jak każda piosenka jest opowieścią „o czymś”, tak koncert też zawsze o czymś opowiada i do czegoś zmierza. Do momentu aż będzie można powiedzieć „zagrali i poszli”. Ostatnie dwa koncerty były bardzo dla nas ważne, bo wreszcie można było dać słuchaczom do ręki krążek, ale zwracam uwagę, że w poprzednim roku wystąpiliśmy siedemnaście razy! A przecież mamy pracę zawodową, obowiązki rodzinne i inne zobowiązania. Ogromnie się cieszymy „zipomanią” i z trudem nadążamy.
- Ostatnie koncerty w Trzemesznie i Gnieźnie pokazały, że macie Panowie już oddaną publiczność, która dobrze zna Waszą twórczość. Jakie to uczucie? Czy zachęca to do dalszego tworzenia?
Miłosz: Gniezno i okolice to publiczność, która zbudowana jest w jakimś mniejszym lub większym audytorium z naszych kolegów, znajomych i przyjaciół. Z tego powodu jest nam raźniej. Zobaczymy jak będzie w innych miejscach. Czy zachęca do dalszego tworzenia? Jak najbardziej tak. Chce się iść dalej w życiu po tej drodze.
- Czym jest dla was muzyka? Jaką rolę ma spełniać w waszym życiu?
Andrzej: Bez muzyki, tak jak bez miłości, nie da się żyć. Ładuje akumulatory, daje kopa i motywację do działania, pozwala wznieść się ponad wszystkie problemy. Cóż więcej?
Paweł: Muzyka jest dla mnie naturalnym paliwem i powietrzem.
- Co dalej? Jakie plany na najbliższy czas?
Miłosz: Koncerty, kontakt z nowymi słuchaczami, realizacja teledysku do „Ballady Partyzanckiej”, realizowanie nowych pomysłów, praca nad drugą płytą. Chyba tyle. No i co najważniejsze to każdy z nas dalej chce zawodowo i prywatnie robić to co robi. Nie mamy w planach rewolucji życiowych czy pochopnego wiązania się z show biznesowymi lokomotywami. Chcielibyśmy mieć w stu procentach wpływ i kontrolę na było nie było nasz własny zespół. Oby tak zostało. Zwyczajnie, chcemy grać dla przyjemności, cieszyć słuchacza, a jak przy okazji będziemy popularni to się nie będziemy gniewać.
Paweł: Polegam głównie na umyśle twórczym naszego lidera Andrzeja, a my razem z kolegami z kapeli postaramy się to wspólnie aranżować.
Dziękuję za rozmowę.