Wielu z bliskich jej osób nie spodziewało się takiego debiutu, a wielu nie wiedziało nawet, że pisze wiersze. Świadome, poetyckie natchnienie przyszło późno, ale okazało się, że to co tworzy jako dojrzała kobieta, jest dobre i warte pokazania szerszej publiczności. Tak za pomocą przyjaciół, rodziny i redaktorskiej opieki Krzysztofa Szymoniaka, powstał pierwszy zbiór wierszy pod tytułem „Mea culpa”. Poezja kobieca, intymna, konfesyjna, w której autorka dzieli się swoimi rozważaniami, przemyśleniami, zachwytami, a także smutkami i spoczywającym na niej ciężarem. O swojej poetyckiej drodze opowiada na łamach naszego portalu.
(M.W.) Jest Pani matką, żoną i szefową. Która z tych ról najbardziej przenika Pani poezję?
(E.K.) Trudno tutaj wyjaśnić, która najbardziej, chociaż w wielu wierszach pojawia się ten wątek rodzicielski. Dla mnie bardzo ważne było i jest nadal wychowanie dzieci, opieka nad nimi, dom rodzinny i tradycja. Z uwagi na to, że moje dzieci opuściły gniazdo to teraz ja mogę spełnić swoje marzenia i realizować siebie i nie powiedziałam jeszcze w tym temacie ostatniego słowa. Zaczęłam pisać mając 50 lat i zaczynam być świadomą pisarką. Uczę się też poezji i sprawia mi to ogromną przyjemność. Jestem bardzo szczęśliwa z tego co robię.
W swoich wierszach używa Pani słów „porobiło się w głowie”, które odnoszą się do tego, że zaczęła Pani pisać w późnym wieku. Czy oznacza to, że istnieje jakiś odpowiedni czas, aby zacząć tworzyć?
Myślę, że nie. Każdy czas jest dobry na pisanie wierszy, natomiast wcześniej w ogóle mi to nie przyszło do głowy. Moje artystyczne zapędy realizowały i objawiały się w inny sposób. Robiłam stroje, urządzałam wystrój restauracji – wszystko do czego potrzebna jest miłość i artyzm. Z wykształcenia jestem biologiem i ogromną wagę przywiązuje do procesów chemicznych, jakie się w nas dzieją. Chemia, czyli zakochanie się to są reakcje i taka zaszła, gdy zaczęłam pisać. Zyskałam jakąś większą wrażliwość na różne rzeczy, które zaczęły mnie otaczać. Stało się to bardzo naturalnie, ale intensywnie.
Pamięta Pani swój pierwszy wiersz, bądź bodziec, który wyzwolił te wszystkie emocje i reakcje?
Pierwszym dojrzałym wierszem był „List do Tomasza Stańki”, ale pisałam również wcześniej. Na początku myślałam, że poezja musi być rymowana, a okazało się, że te proste mają większą wartość. Pierwszym bodźcem było zakochanie się w wolności i świecie, który ma mi jeszcze tyle do zaoferowania.
„Mea culpa” to jeden z wierszy ze zbioru. Dlaczego właśnie tym tytułem nazwała Pani cały tom składający się z 34 utworów? Jakie ma on znaczenie?
Miałam cudownych i kochanych rodziców, ale rodziców wymagających i jak nie zrobiłam czegoś zgodnego z ich wymaganiami to miałam poczucie winy, które ciągnęło się za mną przez całe życie. Objawiało się nawet w sprawach błahych i codziennych. Mam coś takiego jak poczucie winy, choć mam świadomość, że nie powinnam czegoś takiego odczuwać. Trudno ten tytuł analizować przez pryzmat każdego wiersza ze zbioru, ale jednak w nich można wyczytać przewijającą się moją winę i ciężar, który na mnie spoczywa.
Te wiersze są bardzo intymnymi, konfesyjnymi rozważaniami. Czy nie było Pani ciężko podzielić nimi?
Absolutnie nie.
Pytam, gdyż pamiętam pierwsze spotkanie z Pani poezją, które miało miejsce podczas Dnia Kobiet. Wtedy odważyła się Pani zaprezentować swoje próby literackie i było to dla Pani ogromne przeżycie. Jak jest teraz?
Może dlatego to było takie wzruszające i ciężkie przeżycie, bo było to takie pierwsze spotkanie, w którym moje przyjaciółki usłyszały te wiersze. Płakały i mówiły, że ta poezja opisuje tez ich życie. Wtedy sobie uświadomiłam, że wszystkie jesteśmy takie same, że każda z nas ma jakieś poczucie winy.
Szczególną rolę w tych wierszach odgrywa kobiecość z jej wszystkimi plusami, ale i smutkami. Czy z tego powodu jej odczyt jasny jest tylko dla kobiet?
Nie, myślę, że nie. Tak naprawdę te wiersze zostały napisane z myślą o kilku mężczyznach, ale tez i kobietach.
Jednak dużo w tych wierszach smutku, rozgoryczenia, pewnego rozczarowania życiem, a z drugiej strony mówi Pani o sobie jako o kobiecie optymistycznie nastawionej do świata. Jak jest więc naprawdę?
Ja myślę, że jestem optymistką, ale ludzie, którzy mnie znają i czytają te wierze mówią, że ja po prostu chcę nią być.
Czyli można powiedzieć, że pisze Pani, gdy ma potrzebę wyrzucić z siebie negatywne emocje?
Nie zawsze tak jest. Moje wiersze powstają w chwili refleksji, zadumy, nie koniecznie negatywnych. Często w zamyśle mam jedno zdanie, do którego tworzę resztę wiersza, ale ta pierwsza myśl jest najważniejsza, to obok niej zaczynam budować całość wiersza. W dzień swoich 55 urodzin napisałam na Facebooku: „Urodziłam się trochę ze śmiechu, a trochę ze wzruszenia” i tak było rzeczywiście, a wiersz to wyjaśnia, ale to zdanie w nim było właśnie najważniejsze.
Czym w takim razie jest Pani poezja? Podczas wieczorku poetyckiego często padały słowa: książka, opowieść, autobiografia.
Te wiersze są bardzo konfesyjne, osobiste. Są moją spowiedzią.
Pierwszym poważnym recenzentem Pani poezji był poeta, prozaik i fotograf Krzysztof Szymoniak. Dlaczego akurat jemu odważyła się Pani pokazać swoją twórczość?
Znałam Pana Krzysztofa, wiedziałam czym się zajmuje, że jest między innymi fotografem. Spotkałam się z nim dlatego, że moja córka uczyła się u niego technik fotografii, a potem mu powiedziałam, że piszę wiersze. Często się mówi, że pisze się wiersze, ale dla siebie, do tak zwanej szuflady, co według mnie jest nieprawdą, bo każdy chce się pochwalić tym co robi, jeżeli jest to dobre. Wiedziałam, że Pan Krzysztof Szymoniak oceni je szczerze i według niego okazały się one warte uznania. Potem pomógł mi w dalszej drodze. Jest redaktorem tomiku, autorem posłowia i zdjęć w nim się znajdujących.
Jakie znaczenie mają te fotografie, czy ich umieszczenie na danych stronach jest przypadkowe?
Książka, która ma zdjęcia jest na pewno ciekawsza, a fotografie Pana Krzysztofa są przepiękne. Są jego darem dla mnie i są po prostu dla mnie istotne.
Intrygująca jest czerwona linia, która znajduje się na okładce. Zdaje się wyznaczać pewne granice.
Pani, która projektowała okładkę pokazała mi kilka jej wzorów, między innymi jedną z tą czerwoną linią. Jestem kobietą zimą, jeśli chodzi o tworzenie palety kolorów: czerń i biel są mi bliskimi barwami. Ta czerwona linia dodaje takiego smaczku życia, nie jest taka smutna, przebija tą szarość.
Mówiła Pani, że nie kończy swej przygody z poezją, że nadal tworzy nową. O czym są teraźniejsze twory?
Te wiersze są na pewno świadome. Znajdują się tam utwory skierowane bezpośrednio do różnych bliskich mi osób, dlatego są takie cenne.
„Mea culpa” pierwszy autorski tomik. Czy myśli Pani, że będą kolejne?
Na pewno będę pisać dalej, bo mnie to po prostu bardzo cieszy. Jestem niezmiernie szczęśliwa, że mogę to robić. Na początku się bałam odważyć i pokazać komuś te wiersze. Teraz już we mnie tego strachu nie ma.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję również.