Jesteś tutaj:Wywiady Wywiad z Włodzimierzem Sokołowskim
piątek, 11 lipca 2014 13:01

Wywiad z Włodzimierzem Sokołowskim

  Maciej Elantkowski

Zajmował się zielenią miejską przez 43 lata, kontynuując tradycję rodzinną. Jest ogrodnikiem nie tylko z zawodu i wykształcenia, ale także z zamiłowania.

Ojciec pana Włodzimierza, Edmund Sokołowski, ukończył jeden z pierwszych kierunków projektowania terenów zielonych. Brał udział w powstaniu wielkopolskim, za co otrzymał odznaczenie i stopień oficerski. Praktyki pobierał w związanej już historycznie z Gnieznem firmie rodziny Pełczyńskich. Od 11 czerwca 1919 r. pracował na stanowisku Inspektora Ogrodnika Miejskiego w Gnieźnie. 30 czerwca 1952 roku zdobył tytuł inżyniera przy Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. W roku 1953, za brak przynależności do partii komunistycznej został zwolniony z funkcji. W 1957 został zrehabilitowany i powrócił na swoje stanowisko. Jako Inspektor Ogrodnika Miejskiego pracował do 30 kwietnia 1964.

Pan Włodzimierz Sokołowski wykształcenie i praktyki zdobył na Katedrze Ochrony Roślin Wyższej Szkoły Rolniczej w Poznaniu. On także wiele nauczył się od rodziny Pełczyńskich. W swojej karierze zajmował się już 100 ha terenów zielonych, zaprojektował setki ogrodów prywatnych i przykościelnych. Jak sam przyznaje, przyszło mu pracować w niechlubnym okresie PRL-u, ale ktoś musiał dbać zieleń w mieście nawet w niesprzyjających warunkach politycznych. Trzeba pamiętać, że rodzina Sokołowskich szczyci się ogromnym poszanowaniem tradycji i przekazywanym z pokolenia na pokolenie patriotyzmem, dlatego pan Włodzimierz sprawował pieczę nad zieloną stroną naszego miasta przez ponad 40 lat. Dzisiaj jest już na emeryturze i zajmuje się własnym ogrodem. Jak ocenia obecny stan zieleni miejskiej?

 

Maciej Elantkowski - Pochodzi pan z rodziny o długich tradycjach ogrodniczych i poszedł pan w ślady swoich przodków. Na czym polegały pańskie obowiązki jako Inspektora Zieleni w Gnieźnie?

Włodzimierz Sokołowski - Kiedy turysta przejeżdża, przechodzi przez miasto, zawsze je ocenia. Celem wszystkich powinno być, aby ta ocena była jak najlepsza. Głównym zadaniem jest dbanie o estetykę głównych części miasta, na którą składają się takie elementy jak zabytki, stan ulic. W kompetencji Inspektora Zieleni było dbanie o stan zieleni miejskiej, czyli wszystkich drzew, krzewów, kwiatów i trawników, żeby ładnie się komponowały i podkreślały piękno miasta.

- Nie piastuje pan tej funkcji już od dłuższego czasu. Jak wygląda ona teraz?

- Obecnie stanowiska w urzędach są powierzane ludziom bez odpowiednich kwalifikacji. Zieleń trzeba umieć zaprojektować, a potem odpowiednio o nią dbać. Niestety, teraz nie docenia się wykształcenia w tym kierunku. To nie jest tajemnica, że stanowiska oddawane są osobom zasłużonym dla włodarzy miasta, a profesjonaliści stopniowo schodzili na dalszy plan i brakuje dla nich miejsca. Sam musiałem przejść na wcześniejszą emeryturę.

- Czy stosunek różnych Prezydentów zawsze był taki sam? Na pewno zdążył pan poznać kilku.

- W czasie pełnienia przeze mnie tej funkcji było 7 prezydentów w Gnieźnie. Najlepiej wspominam współpracę z panem Górnym i z panem Trepińskim, mimo wszelkich kontrowersji jakie dotyczyły jego osoby. Oni szanowali przyrodę, dbali o zieleń. Dobrze się wtedy pracowało. Dziwię się teraz prezydentowi Kowalskiemu. Bardzo go szanuję, wiem, że też uwielbia przyrodę i prywatnie interesuje się zielarstwem, ale moje zdumienie, że nie zajmuje się należycie kwestią zieleni miejskiej, jest przez to tym większe.

- Jak pan ocenia obecny stan zieleni miejskiej w Gnieźnie?

- Jeżeli zajmują się tym osoby bez odpowiednich kwalifikacji, to po prostu nie może być dobrze. Obecnie utrzymanie zieleni jest w bardzo kiepskim stanie. A pamiętajmy, że zieleń to zielone płuca miasta. Oczyszczają powietrze, pozwalając mieszkańcom odpocząć na łonie natury, tworząc swoistego rodzaju enklawy spokoju dla dzieci i młodzieży. W parkach spotkać można także wiele gatunków ptaków. Niestety w naszych parkach o to również trudno, bo na stawach spotkać można tylko kaczki i łabędzie.

- Czym to się objawia?

- Na przykład brakiem odpowiedniego obsadzenia linii drzew. Ostatnio przejeżdżając jedną z ulic zauważyłem zdumiewającą rzecz. W szpalerze lip, w miejscu, w którym do niedawna stało suche drzewo, posadzono klon. Samo wycinanie suchych drzew jest osobną kwestią. Tym trzeba się zajmować, bo suche konary i pnie stwarzają niebezpieczeństwo, no i nie wyglądają zbyt ładnie, a tymczasem już od dłuższego czasu obserwuję, kilka takich drzew w mieście, których nikt nie usuwa. Jak suche, to nie wycinają. Jak już wytną, to nie posadzą nic nowego, a jak już sadzają, to zupełnie coś innego. To chyba niezbyt dobrze świadczy o obecnym planowaniu zieleni. Oprócz tego wyraźnym problemem jest to, że nie traktuje się roślin zgodnie z ich wymaganiami gatunkowymi. Niektóre drzewa trzeba odpowiednio formować, bo zdziczałe konary nie wyglądają ładnie, o to także nikt nie dba. Chyba tylko trawa jest koszona regularnie, w sumie to dobrze, że choć to robione jest poprawnie.

- Coś jeszcze może razić podczas przechadzki po mieście?

- Zdecydowane braki w żywopłotach. Większość z nich, na przykład w Parku Miejskim, pamięta jeszcze czasy przedwojenne. Poszczególne krzewy usychają i tworzą się nieestetyczne przerwy. Inne natomiast rozrastają się na boki, co powoduje deformację pierwotnej linii. Obecnie nikt nie wycina tych dzikich odrostów, ani nie uzupełnia braków, a powinno się to robić jak najszybciej, żeby różnica w wielkości rośliny była jak najmniejsza.

- Co pan sądzi o Parku Miejskim?

- Kiedyś ten park był najpiękniejszym w Wielkopolsce. Jest bardzo duży, znajduje się w nim wiele unikalnych gatunków drzew. Mój Ojciec założył bardzo złożony system wodny, niestety od dawna już nie działający. Łączył on kaskady wypływające spod altany z dwiema fontannami. Następnie woda spływała do większego stawu, który jest połączony kanałem ze stawem po drugiej stronie nasypu kolejowego. Połączenie to zaprojektowali państwo Trzcińscy, jest to ich wielka zasługa. Nie wiem czy dałoby się jeszcze uruchomić ten system, ponieważ nie był on konserwowany od bardzo długiego czasu. Renowacji wymaga cały park. Ma on wielki potencjał, tylko nikt nie umie go obecnie wykorzystać. Na tym przykładzie widać najlepiej, że o zieleń trzeba nieustannie dbać, bo inaczej może zdziczeć lub umrzeć. Nie wystarczy jedynie czegoś zasadzić. Dawniej ogłaszano konkursy na najpiękniejsze parki, były nagrody za najlepsze utrzymanie. Teraz u nas czegoś takiego się nie uświadczy.

- Jak pan myśli, dlaczego obecnie nie przeprowadza się takich renowacji terenów zielonych?

- Ponieważ obecnie kosztuje to mnóstwo pieniędzy. Teraz na wszystko muszą być przetargi, które wygrywają duże firmy. Połowa pieniędzy, które powinny być w całości przeznaczone na renowację, znika w kieszeniach wykonawców. Dawniej rozwiązywało się takie problemy inaczej.

- Jak pan je rozwiązywał?

- Przy pracach nad utrzymaniem zieleni, obiektów i ścieżek w parkach zatrudniałem bezrobotnych. Oni byli wdzięczni za to, że mieli pracę przez jakiś czas i mieli okazję uczciwie zarobić pieniądze. Dużą pomocą byli także więźniowie z zakładu w Gębarzewie. Dzięki życzliwości dawnego naczelnika, więźniowie, którym kończyły się wyroki, mogli pomagać przy takich pracach. Było to dla nich coś lepszego niż siedzenie w celi. Mogli wyjść, popracować na świeżym powietrzu i zarobić trochę na siebie, zatem było to też z pożytkiem dla finansów publicznych. Ci ludzie cieszyli się, że mogą coś zrobić dla społeczeństwa i przy okazji dla siebie. Niestety potem prawo bardzo utrudniło dalsze stosowanie takich praktycznych rozwiązań. Pamiętam też bardzo dobrze, jak przy właśnie podobnej pomocy wyremontowałem naszą gnieźnieńską palmiarnię. Kiedy dostałem ją pod swoją opiekę w 1991 roku, była w opłakanym stanie. Ale dzięki pomocy i życzliwości innych ludzi, szybko udało się przywrócić jej dawny blask. Niestety z powodu decyzji pana prezydenta Dziela, znowu jest ona niezagospodarowaną ruiną, a zgromadzone tam okazy roślin i zwierząt przepadły. Jest to jednak długa historia, nadająca się na osobny materiał.

- Które miejsce Gniezna, według pana, potrzebuje odpowiedniego zagospodarowania zieleni najbardziej?

- Zdecydowanie Rynek. To miejsce jest w Gnieźnie najważniejsze i jednocześnie najbardziej zaniedbane pod względem roślinności. Trzeba je jak najszybciej na nowo zaprojektować (oczywiście nie architektonicznie, mówimy o zieleni) i obsadzić. Jest tam też zdecydowanie za mało kwiatów. Obecne tam pojemniki z pelargoniami nie wyglądają zbyt estetycznie, na dodatek są stare. Rynek powinien być wizytówką naszego miasta.

- Jakie byłyby kolejne priorytety?

- Można przywrócić Park Kościuszki do stanu sprzed II Wojny Światowej. Wtedy był zdecydowanie ładniejszy, mam nawet jego oryginalny projekt. No i oczywiście trzeba zająć się Parkiem Miejskim. Trzeba pamiętać, że estetyka wykonania jest najważniejsza. Trzeba też wprowadzać nowe, uporządkowane koncepcje.

- W jaki sposób można by zrealizować te plany?

- Przede wszystkim musiałby być zatrudniony w mieście ktoś z wykształceniem w kierunku projektowania i kształtowania terenów zieleni. Twierdzę, że każdy powinien robić to do czego się nadaje i ma kwalifikacje. Potrzebna do tego jest jedynie dobra współpraca, polityki w to mieszać nie należy.

- Czy chciałby się pan zaangażować w takie prace nad przywróceniem gnieźnieńskiej zieleni dawnej świetności?

- Już dawno nad tym myślałem. Ja chętnie pomógłbym na tyle, na ile sił mi starczy, ale potrzeba kogoś kto weźmie to w swoje ręce. Osobiście twierdzę, że nadzieja jest w młodych ludziach. Jeżeli oni zaczną coś robić, ja dołożę wszelkich starań aby im pomóc. Jest jeszcze wielu doświadczonych ogrodników w Gnieźnie, którzy też mogliby się do tego przyłożyć. Myślałem nawet nad założeniem Klubu Miłośników Zieleni w Gnieźnie, w który zapewne, tacy specjaliści jak pani Główkowa czy Polaczewska chętnie by się w to włączyły. Ja dysponuję wieloma materiałami i projektami, nawet historycznymi, które gromadziłem przez cały czas swojej pracy. Taki Klub, który zrzeszałby wszystkich ludzi kochających zieleń i przyrodę byłby czymś wspaniałym. Młodsi ogrodnicy, nawet niekoniecznie z wykształcenia, choćby z pasji i zamiłowania, mogliby zrobić wiele dobrego z radami i doświadczeniem starszych. Ale potrzeba jakiejś zorganizowanej inicjatywy aby to jakoś ruszyć.

- Miejmy nadzieję, że uda się coś zdziałać w tej kwestii w niedalekiej przyszłości. Takie doświadczenie i pasja przecież nie mogą się marnować. Może fakt, że obecnie mamy rok wyborczy umożliwi podjęcie jakichś kroków.

- Miejmy taką nadzieję.

- W przyszłości na pewno jeszcze wielokrotnie będziemy poruszali kwestię zieleni miejskiej. Z pewnością wrócimy też do tematu palmiarni, bo jest to bardzo ciekawe zagadnienie. Tymczasem dziękuję panu za poświęcony nam czas i za rozmowę

- Zawsze służę pomocą w tych kwestiach. Również dziękuję.

Skomentuj

W związku z dbałością o poziom komentarzy, prowadzona jest ich moderacja. Wpisy wulgarne, obsceniczne czy obrażające innych komentatorów i naruszające podstawowe zasady netykiety (np. pisane CAPS LOCKIEM), nie będą publikowane. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji. Ponadto prosimy nie umieszczać wklejonych obszernych tekstów, pochodzących z innych stron, do których to treści komentujący nie posiadają praw autorskich. Ponadto nie są dopuszczane komentarze zawierające linki do serwisów, prowadzonych przez wydawców innych lokalnych portali.

Ostatnio dodane