Z danych statystycznych wynika jasno, że są miejsca na terenie Grodu Lecha, gdzie użytkownicy ruchu powinni szczególnie na siebie uważać. Przyczyn i okoliczności wszystkich zdarzeń jest wiele, ale skutki często okazują się być tragiczne.
Tylko w latach 2015 – 2018 na obszarze Gniezna doszło do 172 zdarzeń drogowych z udziałem pieszych, w których zginęło 9 osób, a 72 było rannych. W tych statystykach najgorzej wypadł 2015 i 2016 rok, kiedy to w mieście zginęły rocznie po cztery osoby. Szczęśliwym okazał się być rok 2018, kiedy to nie odnotowano ani jednego wypadku śmiertelnego, za to było najwięcej rannych - 36. W 2019 roku niestety ten wynik jest już gorszy, bowiem tylko od stycznia odnotowano już dwie osoby śmiertelne na terenie Gniezna.
Wynikom sporządzonym na podstawie danych Komendy Powiatowej Policji w Gnieźnie za okres 2015 - 2018 przyjrzał się Szymon Zieliński, mieszkaniec Gniezna, inżynier transportu i certyfikowany audytor bezpieczeństwa ruchu drogowego. Uczynił to z racji swojego zainteresowania przyczynami coraz częściej pojawiających się wypadków, jakie mają miejsce na terenie miasta – szczególnie tych z udziałem pieszych. Wynikami swojej analizy za lata 2015 - 2018 postanowił się z nami podzielić i wskazać najbardziej niebezpieczne miejsca na mapie naszego miasta.
Który zarządca?
Jak wynika z ustaleń, 52% zdarzeń drogowych z udziałem pieszych na terenie Gniezna miało miejsce na drogach zarządzanych przez miasto. 26% z nich podlega powiatowi, a 14% zarządowi wojewódzkiemu. Zaledwie 5% podlega GDDKiA, a 3% stanowiły drogi wewnętrzne. Taki wynik rzecz jasna wynika w sporej mierze z długości ww. dróg na terenie miasta, bowiem aż 77% dróg (gminne i wewnętrzne) podlegają miastu. Pod powiat podlega 13% dróg, drogi wojewódzkie stanowią 7%, a krajowe 3%.
Biorąc pod uwagę współczynnik zdarzeń na kilometr zarządzanej drogi, najniebezpieczniej jest na drogach wojewódzkich – wynosi ona 3,4. Kolejnym są drogi powiatowe - 1,4 oraz po równo gminne i krajowe - 0,6.
Okoliczności i sprawcy
W ciągu wspomnianych czterech lat, ze wszystkich zdarzeń drogowych z udziałem pieszych, aż 43% z nich zaistniało w wyniku nieustąpienia pierwszeństwa pieszemu na przejściu dla pieszych. 20% z nich wynikło z nieustąpienia pierwszeństwa pieszemu, a 15% spowodowanych było nieostrożnym wejściem na jezdnię przed jadącym pojazdem.
Co ciekawe, zaledwie w 4% przypadków doszło do potrącenia w sytuacji przechodzenia przez jezdnię w niedozwolonym miejscu. 2% stanowi niedostosowanie się do sygnalizacji świetlnej, a 6% niedostosowanie prędkości do warunków panujących na drodze.
Na podstawie zebranych danych wynika jednoznacznie, że w przypadku 71% sprawcami zdarzeń drogowych byli sami kierowcy, a w tylko w 22% byli nimi piesi (7% nieustalony).
Jak wskazuje Szymon Zieliński, tendencja jest wzrostowa. Od 2015 roku rośnie ilość zdarzeń spowodowanych przez nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu na przejściu dla pieszych i to właśnie jest obecnie największym zagrożeniem dla niechronionych użytkowników ruchu drogowego. Nadmierna prędkość, brak ostrożności, ignorancja oznakowania poziomego i pionowego, niedopuszczanie pieszych do wejścia na pasy – to najczęstsze grzechy kierowców na ulicach Gniezna. Wtargnięcie bez oglądania się na drogę – to główna wina pieszych, których obowiązkiem jest zatrzymać się przed wejściem na przejście dla pieszych i dla własnego (przede wszystkim) bezpieczeństwa upewnić się, czy można bezpiecznie przejść.
Gdzie najniebezpieczniej?
Spośród wszystkich zdarzeń w ciągu czterech lat, najbardziej niebezpiecznymi są główne drogi przelotowe, prowadzące do lub przez śródmieście. To na nich skupia się największa ilość potrąceń, w których ucierpieli piesi.
Najbardziej niebezpieczną jest ulica Roosevelta. Na niej doszło bowiem do 14% wszystkich zdarzeń. Kolejna jest ul. Żwirki i Wigury (7%), Sobieskiego (5%), Wrzesińska (5%), Gdańska (4%), Witkowska (4%), Mieszka I (4%), Poznańska (4%) oraz 3 Maja, Orzeszkowej, Wyszyńskiego i Dalkoska (każda po 3%).
Jak wskazał Szymon Zieliński, od 2015 roku ilość zdarzeń na ul. Roosevelta (zarządzanej przez Miasto) wzrosła kilkukrotnie, w tym także ilość poszkodowanych osób, ale przede wszystkim wzrosła ciężkość tych zdarzeń. Od 2016 roku na ulicy tej zaczęto stosować doświetlenie dedykowane dla przejść dla pieszych, a mimo to ilość potrąceń wzrasta - 2/3 zdarzeń ma miejsce na pasach, ale nie po zmroku, tylko w ciągu dnia. Najczęściej pomiędzy czerwcem, a grudniem, między godziną 12 a 19. W przypadku życia ludzkiego nie ma jednak reguły, bowiem pasy powinny być miejscem bezpiecznego przekraczania jezdni. Tymczasem tak się wciąż nie dzieje.
Miejsca zdarzeń drogowych z udziałem pieszych na ul. Roosevelta
Przyczyny
- Przyczyna takiego stanu rzeczy moim zdaniem jest złożona, ale najważniejsza jest taka, że jak się spojrzy na to zestawienie, to te wszystkie wspomniane ulice są bardzo szerokie i one z automatu prowokują do tego, by jechać na nich szybciej niż zdrowy rozsądek nakazuje - nie mówię już o przepisach – przyznał, dodając iż jedyną możliwością na poprawienie bezpieczeństwa na tych drogach jest „zmuszenie” kierowców do tego, by jechali wolniej: - Mniejsza prędkość nie tylko daje większe szanse na to, że skutki kolizji będą lżejsze gdy już do takiej kolizji dojdzie, ale także wydłuża czas reakcji na zagrożenie - dodaje.
Na Zachodzie takie metody sprawdzają się od dekad, ale u nas są wciąż w powijakach: - Już kilka lat temu wnioskowałem o azyle na przejściach dla pieszych czy zawężenie pasów ruchu poprzez np. wymalowanie pasów rowerowych wzdłuż krawędzi tych szerokich ulic itp. Wnioskowałem o takie rozwiązania także np. na ul. Witkowskiej, gdzie jednak WZDW wolał dopuścić ruch rowerowy na zdemolowanych chodnikach. Podobnie można by zrobić na u. Sobieskiego, Lecha, Żwirki i Wigury czy Wrzesińskiej. Trzeba tylko chcieć wyjść poza strefę biurka i sztywnych przepisów, a przede wszystkim trzeba mieć trochę empatii i zdrowego rozsądku. Należy dodać, że w niektórych przypadkach, jak np. doświetleń przejść na ul. Roosevelta popełniono w mojej opinii błędy np. budując dodatkowe światła na jednym przejściu (przy ul. Budowlanych) a na drugim, obok (przy ul. Paderewskiego) już nie - przyznał. Kierowcy jadący w nocy, widząc doświetlone przejścia, są na nich ostrożni, ale tracą czujność tuż za nimi - we wspomnianym przypadku na ul. Roosevelta odległość od jednych, oświetlonych pasów do drugich, wynosi niespełna 40 metrów. Dwa tygodnie temu to właśnie na tym ostatnim przejściu doszło do potrącenia kobiety z dzieckiem.
Szymon Zieliński składał podobne wnioski z propozycjami poprawy bezpieczeństwa kilka miesięcy temu w sprawie ul. Orzeszkowej, ale zostały one odrzucone przez komisję pracującą przy Starostwie. Po pewnym czasie jednak „ktoś” zmienił zdanie i część propozycji Urząd Miejski zdecydował się zrealizować - wkrótce zostaną one wykonane. Kiedy przyjdzie czas na pozostałe ulice, które, jak pokazują statystyki, wymagają jeszcze bardziej podjęcia pilnych działań?