Mózgowe porażenie dziecięce sprowadza się do objawów zaburzenia ruchu i postawy. To właśnie spotkało młodego gnieźnianina, który od pierwszych lat życia zmaga się z symptomami towarzyszącymi temu schorzeniu. Utrudnia to codzienne życie, a w skrajnych przypadkach także sprawia problemy w mówieniu czy przełykaniu pokarmów. Damian Hanczewski zdecydował się w końcu stawić temu czoła i dzięki niezliczonym ludziom dobrej woli udało się - zebrano środki na operację, która odbyła się kilka miesięcy temu w Stanach Zjednoczonych. Teraz powrócił i spotkał się, by podziękować - wszystkim.
- Można powiedzieć, że ze mną zaczęło się już coś dziać po urodzeniu. Wyjaśnienia, pytania, a dla moich rodziców było to nie lada wyzwanie, by to wszystko przeżyć, a jak później zacząłem to rozumieć, to dla mnie też był szok. Pamiętam taką sytuację, że oglądałem coś w telewizji, jakiś sport i położyłem się spać, zaczynając płakać. Nie wytrzymałem. Łzy były praktycznie każdego dnia - przyznał Damian Hanczewski. Sytuacja była dla niego bardzo złożona, bo choroba, z którą się zmagał, nie dawała szans na spokojne życie (a właściwie prawidłowe chodzenie), na jakie może sobie pozwolić każdy zdrowy człowiek: - Powiedziałem sobie dość w pewnym momencie i zacząłem działać. Postawiłem trochę rodziców przed faktem dokonanym, bo napisałem list do programu "Sprawa dla reportera" i tak naprawdę wtedy wszystko się zaczęło - cała moja walka o zdrowie i całe to przedsięwzięcie. Bez pomocy tego programu nie byłoby to możliwe. W 2006 roku przeżyłem jedną operację, ale to nie dało mi oraz rodzicom satysfakcji. We mnie pojawiły się wątpliwości, czy uda mi się ponownie spróbować walczyć. Tu nie chodzi o bieg, ale o prawidłowy chód - nie ukrywał gnieźnianin i jak dalej dodał, nie liczył iż da się coś uzyskać poprzez spotkanie w programie telewizyjnym: - Nawet nie wyobrażałem sobie, że spotka mnie jakieś dalsze pchnięcie tej sprawy. Po tym, co się zdarzyło, wszyscy moi bliscy byli w szoku, że to się tak ruszyło - przyznał Damian Hanczewski.
W Stanach Zjednoczonych, gdzie pojawiła się szansa na możliwość leczenia, mogło się spełnić jego marzenie o wyzdrowieniu: - Gdy pojawiliśmy się na konsultacji u profesora w Skierniewicach, Damian stwierdził tylko jedno - chce lepiej chodzić. Dlatego też nie było od razu decyzji, że można coś dla niego zrobić, ale to badanie trwało. Pamiętam tę chwilę doskonale - czy będzie ten werdykt, w którą stronę idziemy. Cisza była w pokoju na tej wizycie, ale ostatecznie po wszystkim decyzja była taka, że może on zakwalifikować Damiana na operację - dodatkowe, specjalistyczne ustawienie jego kośćca nóg - wspomina mama Damiana.
Na przeszkodzie stanęły jednak pieniądze - pół miliona złotych, które przeraziły rodzinę chłopaka. Do pomocy ruszyli jednak przyjaciele i znajomi ze studiów, organizując różne wydarzenia o charakterze sportowym, kulturalnym itp. Całość zajęła kilka miesięcy, ale dzięki zebranym w ten sposób środkom, a także datkom od ludzi dobrej woli, udało się zebrać kwotę niezbędną do tego, by wyruszyć za ocean - stało się to na początku tego roku w klinice prof. Drora Paleya w West Palm Beach na Florydzie: - Operacja trwała 12 godzin. To była walka jak na ringu. Pięć miesięcy spędziłem w Stanach i nie wiadomo było, jak mój organizm w ogóle zareaguje, ale na szczęście wszystko było tak, jak powinno być i w lipcu mogłem wrócić do domu. Dziś tu jestem i bardzo chcę wszystkim podziękować - mówił Damian Hanczewski. W trakcie jego pobytu w klinice przechodził długą i żmudną rehabilitację. Pozwoliła ona mu na tyle wyćwiczyć nogi, że na wtorkowe spotkanie (podczas którego dziękował za okazaną pomoc), sam wszedł na salę. Jak jednak przyznał, przed nim jeszcze bardzo długa droga pełna wielu wyrzeczeń, by osiągnąć upragniony cel - normalnie chodzić.
Przed Damianem jest jeszcze długa droga do pełnego zdrowia. Dlatego wszyscy, którzy chcą go wesprzeć w rehabilitacji, mogą to uczynić przez Fundację Pomocy Osobom Niepełnosprawnym "Słoneczko": numer konta: 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010 z tytułem przelewu: 18/H Damian Hanczewski