W czwartkowe, późne popołudnie w Starym Ratuszu odbyła się gnieźnieńska premiera książki "Biało-Czerwona". Nie jest to książka, którą można tak po prostu wziąć do ręki. Jest jak godło, flaga narodowa, by z pewną dozą szacunku odebrać to, co do nas mówi. Taki jest efekt finalny projektu, jaki powstawał w latach 2009 - 2017 w trakcie różnych wydarzeń na terenie Polski, w których brał udział Marek Lapis.
- To jest specyficzna książka. Żyjemy w dwóch światach - kultury słowa i kultury obrazu. Przyzwyczailiśmy się, że książkę bierzemy i czytamy. Tutaj jest to połączone, a każdy, kto weźmie ją do ręki i zacznie ją przeglądać, może zwątpić, o czym ona tak naprawdę jest. Tak została skonstruowana, toteż jest ona dla osób, które znają pewne odnośniki, kalki, stereotypy, związane z postrzeganiem naszej kultury, polityki, mentalności - przyznał Marek Lapis.
W publikacji na 104 stronach znalazło się 90 zdjęć, w których barwami niekiedy dominującymi, czasem ukrytymi, ale również trafiającymi do nas z podtekstu ukazanego na zdjęciu, są biel i czerwień: - Ta książka nie jest wbrew pozorom o fladze, zresztą słowo "flaga" nigdzie się tu nie pojawia, natomiast to są nasze pierwsze konotacje, kiedy słyszymy "biało-czerwona". Mamy te barwy wpojone, zakodowane w naszej mentalności. Sama okładka też nam nie mówi, że jest to o fladze, ale jest to gra z odbiorcą, by on poczuł iż jest to nawiązanie dialogu - przyznał Marek Lapis.
Jak zademonstrował autor, publikację tą najlepiej przeglądać w rękawiczkach. Podobnie jak przy oficjalnych uroczystościach z wciągnięciem flagi narodowej na maszt, jest ona z szacunkiem w nich rozwijana, tak i tutaj ma to pewien podtekst: - Dzięki temu poświęcamy książce więcej czasu. Nie kilka sekund, kilka minut. Oczywiście, nie musimy tego robić i albo zbieramy archiwum znajomych, którzy ją przeglądali, albo traktujemy ją z szacunkiem. To ważne obecnie, kiedy na świecie książki papierowe powoli zanikają na rzecz elektronicznych. Niemniej, zakładając rękawiczki, ta książka staje się dla nas ważna i poświęcamy jej więcej uwagi i refleksji - przyznał Marek Lapis. Zdjęcia uchwycone w albumie to zbiór najróżniejszych wydarzeń - marszy, manifestacji, spotkań, wieców, koncertów. Efekt wyjątkowego zbioru fotografii reporterskiej, którą podąża autor, przy okazji wychwytując temat do projektu, jaki rodził się przez te wszystkie lata. Jak sam przyznaje, te zdjęcia mają być pytaniem, które zadaje społeczeństwu: - Czy wie ono, czym jest? Spoglądam na Polskę nie przez okulary, ale przez ramę biało-czerwoną. Czy my zdajemy sobie sprawę, czy my wszystko widzimy? Myślę, że nie zdajemy sobie sprawy, jaką siłę oddziaływania ma medium fotografii. Ona istnieje od prawie 200 lat i to dłużej, niż motoryzacja. Tymczasem nikt się nie dziwi, jak przejedzie samochód obok nas, ale jak ktoś wyciąga aparat, to w naszej kulturze ludzie się bardzo dziwią - a dlaczego robi się zdjęcie czy po co? Obraz ma duże oddziaływanie, może szkodzić, ale może pomagać w pewnych sprawach. Dzisiaj każdy wyciąga smartfona i robi zdjęcie, albo mu się wydaje, że je robi. Tymczasem ważne jest, by pomyśleć, po co to robię, co chcę tym osiągnąć i co osiągnąć? - przyznał Marek Lapis.
Autor przyznał, że kiedyś w fotografii istniał podział na amatorów i profesjonalistów. Obecnie jest podział w świadomości i etyce: - Zawodowy fotograf dokumentalista, kiedy robi zdjęcia, musi uważać, bo ten obraz jest powielany w milionach sztuk. Często nie zdajemy sobie sprawę, że jak je opublikujemy, to mają one dużą siłę rażenia. Często ludzie popełniają samobójstwa przez zdjęcia, wybuchają konflikty zbrojne itd. Kiedy amator publikuje, często nie zdaje sobie sprawy z tego i uważa, że nic złego się nie stało. Etyka jest najważniejsza - stwierdził Marek Lapis, przypominając slogan, który jest powtarzany także na studiach medialnych iż powracamy do społeczeństwa obrazkowego, dlatego tak ważne jest zrozumienie tego, jak ważna jest fotografia i jej wykonanie: - Pozwala się ona nam zatrzymać i zastanowić. Ten obraz możemy przed sobą postawić i się zastanowić przez 10, 20 minut i wrócić do niego ponownie. Dlatego boleję, kiedy wszyscy przechowujemy zdjęcia na komórkach, ale kiedy ona padnie, to nagle tracimy cały album rodzinny. Tymczasem zbadano, że po kataklizmach, jak ludzie chcą ratować resztę dobytku, pierwsze co zabierają to właśnie albumy. Dlaczego? To jest zapisana pamięć, a pamięć dla nas jest najważniejsza, bo to jest ciągłość - przyznał.
Wracając do biało-czerwonego wątku Marek Lapis kontynuował: - Na początku zastanawiałem się, jak to jest z tą flagą. W różnych przekazach medialnych widziałem amerykańskich żołnierzy, którzy w rękawiczkach zawieszali ją na fladze. Jednocześnie miałem dualizm, bo widziałem na plażach Stanów Zjednoczonych młode kobiety topless, które sobie sprayem malowały na ciałach. Miałem taki dysonans, gdzie tu jest sedno, ta miłość i cześć do flagi? Pomyślałem, że skoro żyjemy w takich czasach, bardzo dużych wpływów w kulturze Zachodu na naszą polską kulturę, to byłem ciekaw, czy u nas też tak jest. Tak postanowiłem udać się w podróż po Polsce. Nie wybierałem ważnych wydarzeń z władzą, ale często szedłem w nieznane. Po miesiącu pracy stwierdziłem, że flaga jest ważna, ale nie najważniejsza. Stwierdziłem iż istotę gra tu różnorodność zachowań względem flagi i postaw społeczeństwa, które mnie bardzo zaatakowały wizualnie. To, uznałem, że jest najważniejsze - mówił fotograf, wskazując iż biel oraz czerwień wziął jako punkt odniesienia, nie myśląc w ogóle o książce, ale jako o projekcie dokumentalnym: - Starałem się mówić prawdę o tym narodzie.
O tym, jakie jest podejście do fotografii zawartych także w tej książce, mówi historia, jaka przydarzyła się autorowi jakiś czas temu: - W 2017 roku powstała wystawa z tego materiału, składająca się z ponad 30 zdjęć, która jeździ po całej Polsce. Gdy tę wystawę przygotowałem, starałem się o patronaty medialne, zgłosiły się firmy różne, ale także zgłosiły się dwa duże koncerny medialne. Zaakceptowały projekt, wysłałem zdjęcia, wszystko było ok. Było pięć dni do otwarcia wystawy i co się okazało? Z jednej strony zadzwoniono do mnie, że nie zgadzają się na ich logo na wystawie, bo ich zdaniem zrobiłem wystawę "propisowską" i pan jest politykiem i stanął pan po jednej strony barykady. Ja tymczasem nigdy po żadnej stronie nie stawałem. Na drugi dzień dostałem kolejny telefon z drugiej firmy, która w ten sam ton, że ich zdaniem książka jest "antypisowska". Ja po tych telefonach poczułem się bardzo dobrze, bo zrozumiałem, że faktycznie jestem na zewnątrz, bo obie strony mi zarzucają to samo - przyznał Marek Lapis, nadmieniając iż drugim przykładem jego zdaniem jest to, że jego prace docenił zarówno prezydent Bronisław Komorowski, jak i prezydent Andrzej Duda: - Wiadomo, że biorąc na warsztat taki temat nie można powiedzieć, że jest niepolityczny, dlatego w książce znalazły się dwie ważne postacie dla naszego kraju - Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Nie mogłem o nich zapomnieć, bo oni bardzo ważne role odgrywają, ale potraktowałem ich przyjaźnie - mówił.
Publikacja Marka Lapisa to dzieło wyjątkowe i unikalne. Tym bardziej, że jego autorem jest gnieźnianin, wielokrotnie nagradzany za swoje dokonania na niwie fotografii, mający także spory dorobek archiwalny. W niedługim czasie książka ma też zostać wydana na rynku amerykańskim.