Spotkania z licealistami odbywają się od kilku dni. W minioną środę dwójka mężczyzn, odsiadujących wyroki w Zakładzie Karnym w Gębarzewie, przybyła by opowiedzieć o sobie i przestrzec przed tym, co może zgubić każdego z nas.
- To już kolejna wizyta nie tylko w gnieźnieńskich szkołach. Wspólnie z dwójką skazanych odwiedzamy placówki oświatowe i młodzież licealną, by młodym przekazać wartości z perspektyw osób pozbawionych wolności. Panowie odbywają karę w Zakładzie Karnym w Gębarzewie i jeden z nich odsiaduje karę pięciu lat pozbawienia wolności za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, a drugi z nich odbywa karę czterech lat pozbawienia wolności za szereg przestępstw na tle rabunkowym z użyciem przemocy. Oboje wyrazili chęć spotkania się z młodzieżą, aby przedstawić im konsekwencje złego zachowania i wejściem w konflikt z prawem. Taki jest cel i przesłanie tych spotkań - przekazał kpt. Krystian Rynarzewski, rzecznik prasowy Zakładu Karnego w Gębarzewie. Mężczyźni zostali wytypowani w trakcie komisji penitencjarnej, gdyż ich życiorysy oraz postawa mogą dobrze obrazować, jak łatwo jest trafić do więzienia. Spotkanie odbyło się w ramach dobrej współpracy, jaka jest pomiędzy ZK Gębarzewo a III Liceum Ogólnokształcącym.
Pierwszy ze skazanych to Błażej. Opisał zdarzenie z 2011 roku, z powodu którego trafił "za kratki": - Wcześniej prowadziłem normalne życie, działalność gospodarczą, nigdy nie myślałem, że trafię do więzienia. Nikt z mojej rodziny nie siedział. Zawsze starałem się żyć uczciwie, ale wyszło tak, że jestem tutaj. Zaczęło się od tego, że dostałem rano telefon iż mam odebrać paczkę kurierską od kontrahenta i jeśli jej nie odbiorę, to poniosę koszty. Byłem pod ścianą, bo musiałem do południa dojechać tam ze swojej miejscowości i nie miałem zbytnio czasu. Zacisnąłem zęby i ruszyłem, bo liczyła się kasa. Ruszyłem, przejechałem jedno miasto i już wtedy zaczęło się robić fatalnie. Facet na rondzie urwał mi lusterko, uciekł i zacząłem go gonić, zajechałem mu drogę i zapytałem się, co dalej. Zobaczyłem, że jest pijany, spisałem jego numery i ruszyłem dalej, wyciągając telefon i zadzwoniłem pod 112 informując iż jestem poszkodowany. Policja odparła iż mam swoje załatwić, wrócić na spokojne i potem to się zrobi. Podałem numery do tego gościa i oni powiedzieli, że załatwią resztę. Zadzwoniłem jeszcze do kolegi by zapytać, jak to jest z tym tematem i wtedy zadzwonił mój drugi telefon, była to moja konkubina, z którą akurat byłem pokłócony. Wyjeżdżam z miasta, rozmawiam przez telefon, jadę obwodnicą, jest duża szybkość, prędkość dochodziła do 90 km/h, samochód za samochodem. Nagle ocknąłem się w rowie, wychodzę z samochodu, widzę roztrzaskany pojazd, leżącą ofiarę i po chwili dotarło do mnie, że uczestniczyłem w wypadku. Przyjechało pogotowie, próbowałem coś zrobić ale mi nie pozwolono. Lekarz stwierdził zgon dwóch osób - opowiadał, następnie mówiąc o tym co go spotkało dalej - zatrzymaniu, badaniach, dwudniowym areszcie, aż w końcu do przedstawienia mu zarzutów przez prokuratora. O ile groziło mu spowodowanie nieumyślnego wypadku ze skutkiem śmiertelnym, tak wobec niego stwierdzono iż skoro rozmawiał przez telefon, to kwalifikacja będzie jako działanie umyślne. Ze zgrozą wspomina dzień rozpoczęcia rozprawy, kiedy to rodzina zabitych odgrażała się mu, krzyczała "morderca", "kara śmierci". Próbował porozmawiać z jednym z nich, a wówczas został pobity.
Błażej w 2011 roku zderzył się z samochodem, który stał na poboczu obwodnicy jednego z miast na południu Wielkopolski. Dwie kobiety, które z niego wysiadły, sprawdzały co się stało z ich pojazdem, który miał ulec awarii. Wtedy uderzył w nie samochód.
Nie wierzył początkowo, że grozi mu poważna kara. Miał 14-letnią córkę, którą zapewniał, że nie pójdzie do więzienia. Wynajął adwokata, któremu drogo zapłacił. Wszystko na nic: - Na przedostatniej rozprawie powiedział mi "chyba będzie klapa, pójdziesz siedzieć", ale na ogłoszeniu nie poszedłem, bo bałem się zemsty. O wyroku dowiedziałem się z prasy, że dostałem 5 lat pozbawienia wolności, ogłoszenie wyroku do wiadomości publicznej i zabranie prawa jazdy na 10 lat. Na wykonanie wyroku czekał kilka miesięcy - w końcu trafił do Zakładu Karnego w Gębarzewie: - Cele są sześciosobowe, każdy ma inny charakter, a niektórzy są dominujący. Czasem zwolni się miejsce i się czeka, kto przyjdzie nowy, a tu się okazuje iż wchodzi jakaś "bomba atomowa", chłopak 25 lat i już widzisz, że coś będzie się działo. Mija kilka godzin i już wybucha bójka - opisuje realia pobytu w więzieniu i dalej Błażej przyznaje: - Myślałem, że zrobię w życiu milion kilometrów tamtym autem, a zrobiłem 200 tysięcy. Nigdy nie przypuszczałem, że będę miał wypadek samochodowy ze skutkiem śmiertelnym. Często sam krytykowałem ludzi. Pół roku przede mną mój kolega miał wypadek, rozjechał kobietę na pasach. Byłem krytyczny dla niego, a pół roku później sam przed tym stanąłem - mówił i dalej przyznał, że w trakcie rozmowy przez telefon w trakcie jazdy samochodem wydaje się iż panujemy nad pojazdem. On jednak stwierdził, że "odbiera część uprawnień" oraz powoduje dekoncentrację. W jego przypadku trwało to ułamek sekundy. Teraz już wie, że przez pobyt w "kryminale", na zawsze pozostanie przestępcą i będzie się to za nim ciągnąć. Odwróciła się od niego także część rodziny.
Patryk był i jest znany policjantom kryminalnym z poznańskiego garnizonu. Był wielokrotnie zatrzymywany za różne przestępstwa m.in. przeciwko mieniu i zdrowiu: - Jestem skazany siedmioma wyrokami. Pierwszy z nich jest za rozbój z "przedłużeniem ręki". Piłem z gościem w Pijalni Wódki w Poznaniu. Fajnie się nam gadało, doszły prochy, wyszedłem z nim na papierosa i coś mi odbiło - przyłożyłem mu przedmiot przypominający nóż do pleców, powiedziałem mu że go zabiję i potnę. Kazałem mu ściągnąć bluzę. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Ta bluza była bezwartościowa, może 200 złotych. Ściągnąłem ją i poszedłem. Po trzech minutach na Półwiejskiej zawinęły mnie dwa radiowozy. Dostałem wyrok w zawieszeniu bo poszedłem na samoukaranie. Nie wiem, może ta mieszanka narkotyków z alkoholem zrobiła mi sieczkę w głowie - nie ukrywa emocji, które mu towarzyszyły w trakcie tego zdarzenia. Podobnych zresztą miał więcej, bo - jak nie ukrywa - wychowywał się w rodzinie patologicznej: - U mnie wszyscy siedzieli oprócz matki i siostry. Miałem wpojoną nienawiść do ludzi, którzy ubierają się w glany, skóry itp. Zobaczyłem takich raz, jak byłem z dziewczyną nad Wartą, a że wypiłem dużo wódki, to szukałem problemu sam na siłę i pamiętam, że jeden z nich rzucił butelką. Dla mnie to była iskra, by w nich wlecieć. Ich było sześciu i postawili mi zarzuty, że pobiłem dwóch czy trzech z nich. Dostałem wyrok w zawieszeniu, bo nie powiedziałem prokurator, że mam inny w zawieszeniu, a nie miała ona jeszcze mojej pełnej karty z policji. Jakoś się udało wyjść wtedy. Na trzecim wyroku już Patrykowi się nie udało: - Kolejne pobicie. Poszedłem z dziewczyną na balety do Minogi, jakiś gościu zaczął się do niej dobierać, ona go odpychała, to nadmiar alkoholu zadziałał i zamiast ją stamtąd zabrać, to skatowałem go i połamałem mu ręce. Za to dostałem wyrok i momentalnie odwiesili mi poprzednie kary.
Patryk, mimo młodego wieku, od lat miał problem z alkoholem. To on, jak sam przyznał, był przyczyną jego kolejnych kłopotów, w które się pakował: - Włamanie z kradzieżą. Ten wyrok był zupełnie bez sensu. Piliśmy z ekipą i poszliśmy do sklepu chińskiego, który był zamknięty. Włamaliśmy się do niego i ukradliśmy pistolety na kulki. Sam siebie nie rozumiem, dlaczego to zrobiłem. Zatrzymali nas wszystkich, jak siedzieliśmy sobie na ławce i strzelaliśmy do znaków.
Kokaina, amfetamina, mefedron: - Trzeci dzień już nie spałem, bo do nosa waliłem co się dało. Tak mi się w bani popieprzyło, że zacząłem tego dnia okradać sklepy. Wchodziłem do sklepu, ładowałem wszystko do plecaku i wychodziłem. Byłem tak naćpany, że wsiadłem do tramwaju, zacząłem bić innych kolesi, coś mi się wkręciło. Przyjechały cztery radiowozy i rzuciłem się na policjantów. Dostałem zarzuty za pobicie dwóch policjantów. To był szósty wyrok Patryka. Siódmy był za znieważenie policjanta na służbie.
Zaczynał młodo - w wieku 14 lat: - Bywałem w izbie dziecka, potem w areszcie dla młodocianych. Pierwszy raz w życiu trafiłem za napad na sklep z użyciem pistoletu na os. Sobieskiego. Nie dokonałem go osobiście, ale wpieprzyła mnie w to moja była dziewczyna. Kiedy napisałem jej, że nie chce z nią być, ona w zemście zadzwoniła iż rozpoznaje sprawcę napadu z jakiegoś filmu. Wjechali mi na chatę i zatrzymali mnie za coś, czego nie zrobiłem. Wtedy wiedziałem, że droga przestępcza to moja droga. Chciałem być wysoko w hierarchii i zacząłem się tatuować. Jego pierwszy tatuaż zrobił sobie w wieku 14 lat: - Zrobiłem to w bramie u gościa, do którego nie mogłem wejść, ale on zszedł z maszynką i zrobił mi go podłączając się do domofonu. Byliśmy pijani wtedy. Podczas pobytu w schronisku dla nieletnich tatuaże zaczęły pojawiać się na całej twarzy. Dziś się ich wstydzi i jak wyjdzie z więzienia za dwa lata, chce spróbować je usunąć: - Dziewczyna, która niedawno ode mnie odeszła, pokazała mi normalne życie. Mam z nią dziecko, ale przez ten czas będąc w więzieniu nie dostałem żadnych przepustek, więc pewnie to miało na to wpływ. Poza tym też to co mam na twarzy. Ja nigdy wcześniej nie czytałem z dziewczyną książek i nie oglądałem filmów - przyznaje i dodaje, że nigdy się nie zakochiwał, choć teraz było inaczej.
Choć niektóre sytuacje z życia Patryka mogły wydawać się młodzieży absurdalne w swoim działaniu, gdzieś w głębi pozostawało rozmyślanie nad tym, w którym miejscu życia może się ono załamać. O ile Patryk wychowywał się w takim środowisku, o tyle Błażej ze zwykłego obywatela, pracującego uczciwie i prowadzącego życie według pewnych zasad, nagle stał się przestępcą. Taka lekcja przestrogi przed zgubnym zachowaniem jest niezwykle ważna dla młodych ludzi, którzy często w tym wieku nie zdają sobie jeszcze sprawy z tego, jaki scenariusz może im napisać życie.