W 2. minucie drużyna z pierwszej stolicy Polski prowadziła 2:0 po rzutach Martyny Matysek i Moniki Łęgowskiej. Piotrcovia szybko te straty zniwelowała (Tau Schneider i Aleksandra Oreszczuk), ale nie potrafiła sobie w pierwszej połowie zbudować bezpiecznej przewagi. Przyjezdne na to nie pozwoliły zaskakując obronę Piotrcovii, a wręcz nie do zatrzymania była w tej części gry Marta Giszczyńska. Skutecznie rzucała także Magdalena Nurska i do przerwy nieoczekiwanie prowadził zespół z Gniezna 19:18.
Początek drugiej połowy przyniósł sześć trafień z rzędu Piotrcovii, która w 37. minucie, po rzucie Magdaleny Drażyk, wygrywała 24:19. Wydawało się wtedy, że gospodynie mają mecz pod kontrolą. Nic bardziej mylnego. Ambitny beniaminek zaczął mozolnie odrabiać straty. W 56. minucie po celnym rzucie Łęgowskiej było 30:30. Piotrcovia raz jeszcze wrzuciła jednak szósty bieg. Joanna Waga rzuciła bardzo ważnego gola, wypracowała rzut karny, a dwie kontry skutecznie wykończyła Oreszczuk. Na otarcie łez Nurska rzuciła jeszcze bramkę po szybkiej kontrze, ale trzy punkty zostały w piotrkowskiej Hali Relax.
– Mówiłem przed meczem, że spodziewam się ze strony beniaminka z Gniezna ambitnej walki i okazało się, że miałem rację. Inna sprawa, że mój zespół grał dziś nierówno. Fragmenty niezłej gry przeplatał seriami błędów. Mamy dużo materiału do analizy. Ważne, że ten mecz zakończył się naszym zwycięstwem – powiedział po spotkaniu trener Piotrcovii Krzysztof Przybylski.
– Brakło nam w końcówce doświadczenia. Chciałem pochwalić dziewczyny za postawę w tym meczu bo grały naprawdę fajnie i przyjemnie dla oka. W ostatnich minutach Piotrcovia pokazała jednak, że w tej lidze gra od wielu lat. Nie spuszczamy głów, będziemy walczyć w każdym kolejnym spotkaniu – ocenił mecz szkoleniowiec MKS PR Gniezno Robert Popek.