Kolejny mecz tegorocznego sezonu III ligi zapowiadał się jako wyrównany zważywszy na fakt, że obie drużyny - MKS Mieszko Gniezno i KP Starogard Gdański - sąsiadują ze sobą w tabeli, choć biało-niebiescy znajdowali się pozycję wyżej z przewagą trzech oczek. Poprzednim razem oba zespoły spotkały się w minionym już sezonie - na miejscu oraz na wyjeździe górą okazali się gnieźnianie. Niemniej, przed sobotnim meczem na niekorzyść gospodarzy z Grodu Lecha przemawiało osłabienie biało-niebieskiej ekipy, spowodowane nieobecnością kluczowych zawodników. Jak się jednak okazało, obawy te dość szybko zostały rozwiane.
Wszystko zaczęło się w 15 minucie, kiedy po początkowej dość wyrównanej grze, pierwszego gola w spotkaniu strzelił Radosław Mikołajczak, który bardzo wprawnie pokonał bramkarza Starogardu. Kolejne minuty spotkania przebiegały jednak bez wyraźnych emocji - choć momentami wymagana była reakcja sędziego, gra wyraźnie zaczynała układać się po stronie gospodarzy. W 33. minucie nieoczekiwanie zmienić trzeba było kontuzjowanego bramkarza gości - za Patryka Kotłowskiego wszedł Jakub Michałowski. Trudno powiedzieć, czy ta sytuacja była na korzyść mieszkowców, bowiem już w dwie minuty później Łukasz Zagdański z główki wycelował piłkę w okno bramki, której goście nie zdążyli wybronić. Pierwsza odsłona spotkania zakończyła się rezultatem 2:0.
Druga część meczu przebiegała początkowo bez specjalnych "fajerwerków", choć w 48. minucie arbiter Krzysztof Kanclerz pokazał żółtą kartkę Radosławowi Mikołajczakowi. Na kolejnego gola trzeba było czekać do 63. minuty, kiedy to po raz kolejny Łukasz Zagdański uderzeniem głową zdobył trzeciego gola. Jak się okazało, nie był on ostatni, jednakże pięć minut później padła bramka - tym razem dla rywali, którą zdobył Filip Sosnowski. Rezultat 3:1 mógłby w zasadzie zaspokoić potrzeby punktowe gospodarzy, jednakże w 88. minucie okazję wykorzystał Adrian Kaliszan, podnosząc rezultat punktowy gnieźnian. Gdy mogło się wydawać, że spotkanie zakończy się tak wysoką wygraną, przysłowiową kropkę nad "i" postawił w drugiej doliczonej (i ostatniej) minucie meczu Krzysztof Bartoszak, zamykając rezultat 5:1.