Artykuł jest kontynuacją pierwszej części tekstu: Źródło gnieźnieńskiego interesu
Był początek 1888 roku, kiedy to do biura Aleksandra Tyrockego, mieszczącego się przy ul. Warszawskiej 26, przyszedł Filip Flatow, właściciel tutejszej piekarni. Przed mistrzem murarskim, który zajmował się także projektowaniem budynków, przedstawił swoje wielkie plany: - Działka jest wąska, ale długa i dlatego właśnie wszystko powinno się na niej zmieścić - mówił Filip Flatow i kontynuował: - Budynek ma być piętrowy. W środku mają się znaleźć sale do kąpieli oraz pokój relaksacyjny, a także przebieralnie i kasy. Poza tym, na potrzeby kuracjuszy powinien być zaprojektowany ładny ogród z werandami, gdzie goście będą wypoczywać, a także scena dla orkiestry i najważniejsze – fontanna z wodą ze źródełka - skończył. Projektant popatrzył na Flatowa z pełną powagą i przytaknął: - Interesujące. Myślę, że się dogadamy.
W kilka miesięcy później, właścicielowi przyszłego „kurortu” przedłożony został gotowy projekt oraz plan zagospodarowania działki. Interes już kwitł, o czym świadczyły kolejne zamówienia na butelki z wodą leczniczą, ale teraz Filip Flatow oczyma wyobraźni widział tłumy kuracjuszy przybywających do Gniezna i korzystających z jego sanatorium.
Projekt był niesłychany, jak na owe gnieźnieńskie warunki. Oto bowiem, w centrum XIX-wiecznego Gniezna, pojawiło się źródło. Płynęła z niego wyjątkowa woda – o walorach uzdrowiskowych, pomagających na różne dolegliwości ówczesnego społeczeństwa. Mistrz murarski Aleksander Tyrocke zaplanował powstanie małego kompleksu kuracyjnego, współgrającego z tą dość niewielką przestrzenią. Na tyłach posesji niewielkiej kamienicy przy obecnej ul. Chrobrego 40, ulokowany miał zostać piętrowy budynek kuracyjny o długości 30 metrów, którego elementem charakterystycznym miała być wieża zwieńczona spłaszczoną kopułą. Parterowe okna miały być prostokątnymi wnękami, podczas gdy na piętrze miały one przybrać łukowe wykończenie. Większa część elewacji miała być kryta klinkierem.
Na parterze miały znaleźć się trzy pomieszczenia do kąpieli, a ponadto pokój relaksacyjny, prysznic, łaźnia oraz poczekalnia. Oczywiście konieczna była także przebieralnia oraz to, co miało być źródłem dobrego interesu – kasa, gdzie wydawano by bilety wstępu. Całość pomieszczeń łączyć miał długi korytarz, który kończyłby się we wspomnianej wieży. W niej to bowiem, znajdować się miały kręte schody, prowadzące na piętro, gdzie miały być ulokowane kolejne sale do kąpieli leczniczych. Obiekt miał mieć także własną kotłownię i system centralnego ogrzewania.
Vis a vis głównego budynku, znajdować się miały długie na 40 metrów werandy do wypoczywania gości, a pomiędzy nimi przewidziano ogród z fontanną oraz krytą sceną dla orkiestry. W dalszej części działki miał znajdować się ogród.
W broszurze wydanej w 1889 roku, a która prawdopodobnie została wydrukowana jeszcze w 1888 roku, można przeczytać dokładny cennik oraz zakres usług, proponowanych gościom sanatorium.
Szczegółowe wiadomości o „kurorcie” informowały o honorarium: - Opłaca się prenumerando i wynosi dla gości, będących na kuracyi, włącznie z opłatą za wodę, pobyt w ogrodzie, za koncerta ranne i wieczorne i t. d. w ogóle 10 marek na sezon od osoby - i dalej Filip Flatow informował o sprzedawaniu butelki 3/4 litrowej po 40 feningów za jedną sztukę, kupowaną bezpośrednio u niego samego. W kolejnej części otrzymujemy nieco dokładniejszy opis wnętrz budynku, opisując łazienki, które: - Odpowiadają zupełnie tegoczesnym wymaganiom hygienicznym. Pokoje kąpielowe są obszerne i elegancko urządzone, wanienki kąpielowe są po większej części z porcelany i marmuru. Ponieważ zaś pokoje kąpielowe ogrzewają się za pomocą pary, przeto takowe mogą być i przez całą zimę używane. W zakładzie leczniczym im. Fryderyka udzielają się kąpiele rzymskie, solankowe i mułowe (t. n. szlamowe).
Ponieważ posesja przy ul. Fryderykowskiej była prywatnym domem Flatowa, w którym mieszkał z rodziną i nadal prowadził swój piekarniczy interes, jako Żyd zapewne dogadał się z tutejszą Gminą Żydowską w celu uzyskania pozwolenia na służebność przejścia do „kurortu”. Ponieważ jego posesja miała bezpośrednią styczność z działką, na której znajdowała się synagoga oraz budynek gminy (dziś Szkoła Muzyczna), na broszurze miał dopisek „wejście od strony ul. Horna” (obecnie ul. Mieszka I).
To tyle, co można dowiedzieć się o wyglądzie oraz wyposażeniu samego obiektu kuracyjnego. Dzięki pomocy pracowników gnieźnieńskiego oddziału Archiwum Państwowego w Poznaniu, udało się odnaleźć rysunki i szkice uzdrowiska, które ostatecznie... nie powstało. Dlaczego? Wszystko skończyło się jedną, wielką aferą, o czym poinformujemy już w kolejnej części historii gnieźnieńskiego kurortu.