Podchodząc do dołu, w którym robotnicy kopali dla niego studnię, zobaczył na dnie 3,5 metrowego wykopu sporą ilość wody. Na powierzchni stali robotnicy, ubrudzeni nogawkami od błota. Obok nich stały wiadra pełne wody. - Wylaliśmy całą kałużę, a po chwili było znowu tyle samo - powiedział jeden z nich. Mężczyzna chciał, by na podwórku wykopano jedynie studnię, z której jego zakład mógłby czerpać wodę na potrzeby produkcji, tymczasem powoli w dziurze robił się coraz większy staw. Dziwne zjawisko, którego był teraz świadkiem, zainteresowało go. Zszedł do dołu, ryzykując zabrudzenie i z ciekawością zaczął przyglądać się wodzie. W końcu zebrał się na odwagę i garścią zebrał jej trochę i spróbował. Po chwili podniósł głowę do góry i spojrzał na robotników: - Czysta woda - powiedział i dodał po chwili: - Smakuje jednak jakoś tak inaczej...
Być może tak wyglądała scena, jaka rozegrała się w 1886 roku przy dzisiejszej ul. Chrobrego 40. Ulica wówczas nosiła nazwę Fryderykowskiej, a budynek stanowiący dziś część Magistratu, był w tym czasie osobną kamienicą (dziś na parterze jest tu restauracja). Jej właścicielem był Filip Flatow, mistrz piekarniczy, a z pochodzenia zniemczony Żyd. Do Gniezna przybył wraz ze swoją rodziną prawdopodobnie z okolic Pakości. Na parterze niewielkiej kamienicy, którą kupił na własność wraz z dużym ogrodem, ciągnącym się aż do posesji przy ul. Moniuszki, otworzył swój zakład piekarniczy.
Zlecając wykopanie studni nie spodziewał się na pewno takiego znaleziska. Zaskakującym dla niego był nie tylko fakt, że miała inny posmak, ale do tego była krystalicznie czysta. Oznaczało to iż trafiono po prostu na źródło, bijące akurat w tym miejscu. W całym Gnieźnie bardzo szybko rozeszła się informacja o tym odkryciu, a sam Filip Flatow wpadł na pomysł, że może warto byłoby sprawdzić jakość i walory zdrowotne tej cieczy. Zanim jednak do tego doszło, minęło trochę czasu. Dopiero w marcu 1887 roku jej stan mógł ocenić chemik przysięgły i znawca sądowy dr Paweł Jeserich z Berlina. Kolejna próba odbyła się niespełna rok później. Za każdym razem stwierdzano, że wodę zaliczyć można uzdrowiskowych – alkaliczno-szczawiowych, której jakość miała być podobna do wód mineralnych w Karlsbadzie czy Franzensbadzie, znanych niemieckich kurortach owego czasu.
Przedsiębiorczy Filip Flatow postanowił przekuć to w dochodowy interes - uznając iż woda może mieć wartość leczniczą, zaczął rozprowadzać ją w niewielkich buteleczkach. Swój nowy biznes postanowił nazwać „Źródłem Fryderyka”, oczywiście na cześć panującego wówczas niemieckiego cesarza.
Główną zaletą wody miało być uzdrawianie przede wszystkim z problemów... gastrycznych. Pomagała w tym, uwalniając od nieżytu żołądka czy regulacji układu wydalającego. W owych czasach (a był to koniec XIX wieku), nie znano zbyt wielu metod leczenia tego typu, dość wstydliwych problemów zdrowotnych, dlatego rewelacje o nowym sposobie leczenia, były brane bardzo poważnie. Jak bardzo Filip Flatow był przedsiębiorczy może świadczyć fakt, że jeszcze w 1888 roku wydał niemieckojęzyczny „Die Friedrichs Heilquelle zu Gnesen”, czyli coś w formie broszury opowiadającej o, jak to użyto określenia w jej treści, „der neue Kurort Gnesen” czyli po prostu „nowy kurort w Gnieźnie”.
W 1889 roku wydał on kolejną tego typu publikację, tym razem już po polsku - „Przewodnik do Źródła Fryderyka w Gnieźnie”. W przedmiowie Filip Flatow zwraca się do czytelników: - Do ogłoszenia drukiem niniejszego przewodnika i zapisków o odkrytem przypadkowo źródle leczniczem „Imienia Fryderyka” na posiadłości mej przy ulicy Fryderykowskiej w Gnieźnie, nie powoduje mnie czcza jakaś reklama, lecz wywołały je liczne zapytania i żądania ze strony publiczności i lekarzy polskiej narodowości.
Ogłoszenia tego podjąłem się chętnie już to dla tego, iż wobec odkrytego źródła wszelkich możebnych dołożyłem starań, aby je jak najrychlej oddać do usług cierpiącym, już to i dla tego, aby im przedstawić sąd o jego skuteczności i wskazać stany chorobowe, na które ono wedle sądu i dołączonych, wiarygodnych świadectw znanych powag lekarskich zbawiennie działało i działa – poprzez picie, bądź poprzez leczenie kąpielowe, bądź wreszcie poprzez połączenie obu tych sposobów leczenia.
Dalej cała broszura jest pełna opinii lekarzy, a także, co ciekawe, zadowolonych klientów. Jeden z nich pisał, patrząc z naszej perspektywy, dość bezceremonialnie o swoich problemach:
Gniezno, dnia 22 Września 1887.
Z powodu moich zajęć, które wymagają stałego siedzenia, cierpiałem od lat wielu na zatwardzenie i dolegliwości hemoroidalne, do których się przyłączyła silna drażliwość nerwów. Po użyciu rozmaitych, a bezskutecznych środków, począłem za poradą król. fizyka powiatowego pana Dra Wilke w miejscu, używać w ciągu ubiegłego lata wody ze źródła leczniczego im. Fryderyka i dziś czuję się zniewolonym złożyć panu Flatow, właścicielowi tego źródła, moje podziękowanie i poświadczyć, że źródło jego przyczyniło się do znacznej ulgi w moich cierpieniach i wyświadczyło mi rzeczywistą przysługę.
Suszczyński,
król. tłomacz powiatowy.
I w zasadzie to tyle. „Przewodnik do Źródła Fryderyka w Gnieźnie” jest jedynym śladem, jaki można odnaleźć o tym, dość wyjątkowym i tajemniczym fragmencie historii Gniezna. W późniejszych dokumentach brakuje bowiem jakichkolwiek informacji na temat nawet samego Filipa Flatowa.
Interesującym jest jednak fakt, że w odróżnieniu od niemieckiej wersji broszury, polska edycja zawierała rysunek wykonany drzeworytem. Opisany jest on jako „Widok ogrodu leczniczego”, a pod nim znajdują się dopiski „Źródło lecznicze Imienia Fryderyka w Gnieźnie. (Ulica Fryderykowska Nr. 4, wchód z ulicy Horna). Co widzimy na rysunku? Bliżej nieznane obiekty, podpisane jako „Orkiestra”, „Łazienki”, „Źródło” oraz „Werandy (altany)”.
Zapewne niejednemu oglądającym ten rysunek przyjdzie do głowy pytanie, gdzie owe obiekty się znajdowały lub znajdują? Na to pytanie odpowiedzi udzielimy w kolejnym artykule już za tydzień. W nim też powiemy, co się dalej działo z gnieźnieńskim „kurortem”...