Drobna siostra zakonna w granatowym habicie, zawsze niosąca ze sobą duże siatki z zakupami lub darami, wędrująca od sklepu do sklepu, od domu do domu – taką ją zapamiętała większość gnieźnian. W trakcie swoich wędrówek po mieście, które odbywała prawie do końca swojego życia, odwiedzała potrzebujących w ich domach, a także rozmawiała z bezdomnymi i żebrzącymi, przebywającymi na ulicach miasta. Zawsze, każde spojrzenie odwzajemniała uśmiechem, a dobre słowo – modlitwą.
Siostra Felicja Sieracka urodziła się 23 grudnia 1915 roku w Poznaniu w rodzinie Andrzeja i Heleny Sierackich, jako jedyna ich córka (mieli jeszcze trzech synów). W okresie międzywojennym zamieszkali niedaleko Wolsztyna, gdzie ojciec Felicji znalazł pracę w u hrabiego Mycielskiego. To tu zaczęła uczęszczać do szkoły, w pobliżu której znajdował się sierociniec prowadzony przez Siostry Miłosierdzia. Przez lata nauki, widząc działalność zakonu, nabrała przekonania, że chce poświęcić swoje życie dbaniu o życie tych, którym w życiu się nie powiodło – ubogim, bezdomnym czy chorym. Decyzję ostatecznie podjęła w 1938 roku, kiedy to wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr św. Wincentego a Paulo w Chełmnie, skąd w rok później trafiła do Gniezna, z którym związała się na resztę życia.
Początek jej działalności w Grodzie Lecha nie był łatwy. Rozpoczęła swoje zakonne życie pracując w Szpitalu Dziecięcym, który znajdował się w willi przy ul. Lecha, przekazanej na ten cel przez gnieźniankę Teklę Frankowską w 1920 roku. Wkrótce po przybyciu do Gniezna wybuchła II wojna światowa, a siostra Felicja podobnie, jak i inne zakonnice oraz polscy mieszkańcy miasta, żyły w ciągłym zagrożeniu – wszystkie, które nie były pielęgniarkami, musiały opuścić budynek. Jako jedyne posługiwać w nim miały do końca wojny s. Felicja Sieracka i s. Maria Rosiak, które pracowały tu z niemiecką kadrą. Po zajęciu miasta przez Armię Czerwoną i zakończeniu działań wojennych, placówka na nowo podjęła swoją regularną pracę, jednak nie na długo. Na przełomie lat 40. i 50. siostry musiały opuścić placówkę na rzecz świeckiego personelu, a w 1962 roku wszystkie zwolniono z pracy. Aż do końca PRL-u siostry zamieszkiwały na ostatnim piętrze budynku, posługując w gnieźnieńskich parafiach oraz pomagając lekarzom - wielu młodych gnieźnian to właśnie tym siostrom zawdzięczało swoje pierwsze szczepienia. Kiedy w 1990 roku udało się odzyskać budynek przy ul. Lecha, postanowiono utworzyć tu placówkę przedszkolną, prowadzoną przez zgromadzenie.
W tym samym roku, widząc zapotrzebowanie społeczne, postanowiono utworzyć przy przedszkolu także stołówkę i kuchnię dla ubogich. Od samego początku dziełem tym zajmowała się s. Felicja, która w to przedsięwzięcie wkładała całe swoje serce. Do pomocy miała także panie, zrzeszone w Stowarzyszeniu Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, które reaktywowało się w 1993 roku. O zaopatrzenie placówki trzeba było jednak zadbać, gdyż samo wsparcie różnych organizacji, nie wystarczyłoby na pokrycie codziennych zapotrzebowań. Siostra Felicja ruszała wtedy w drogę ulicami Gniezna, pukając od drzwi do drzwi i prosząc o pomoc materialną dla swoich podopiecznych.
Swoim zachowaniem zdumiewała niejednego świadka tych wędrówek, gdyż zakonnica była niezwykle drobną postacią, która niejednokrotnie dźwigała ze sobą torby pełne wręczonych jej darów. Była przy tym osobą skromną, ale umiejącą przekazać dobre słowo każdemu napotkanemu na swojej drodze. W każdą pierwszą niedzielę miesiąca, osobiście stawała przed drzwiami kościoła pw. św. Trójcy i zbierała datki do puszek na obiady dla biednych. Szczególnie duże serce okazywała właśnie takim osobom, a najbardziej poszkodowanych przez los zapraszała na obiady w zorganizowanej jadłodajni. Codziennie wydawano kilkadziesiąt posiłków, a w ciągu roku takich dań było niespełna 40 tysięcy. Już to samo w sobie pokazuje skalę działań, jakich podejmowała się gnieźnieńska „Matka Teresa”, jak ją nazwali jej podopieczni. Sama przyznawała, że robi to, do czego została powołana i że nie udałoby się jej to, gdyby nie serce okazane przez napotkane przez nią osoby.
Postawę skromnej siostry zakonnej zauważono i postanowiono wręczyć jej tytuł Gnieźnianina Roku 1999. Jej zasługi docenił również papież Jan Paweł II, który odznaczył ją wyjątkowym medalem „Pro Eclesiae et Pontifice”. Wyróżnienie to otrzymują jedynie takie osoby, które zasłużyły się w sposób szczególny dla Kościoła. Takie nagrody, przyznawane jej w dowód wdzięczności za pracę na rzecz społeczeństwa, przyjmowała z radością. Jak jednak twierdziła, wszystko było robione dla chwały Boga, któremu do końca zawierzała siły do dalszego działania.
Siostra Felicja wykonywała swoją posługę prawie do końca swoich dni. Na kilka tygodni przed śmiercią zaczęła już słabnąć, ale wciąż dopytywała się o swoich podopiecznych. Zmarła 6 lutego 2008 roku w wieku 92 lat w swoim pokoju w otoczeniu sióstr zakonnych. Na jej pogrzeb, który odbył się kilka dni później, przybyły wszystkie dzieci uczęszczające do przedszkola prowadzonego przez zgromadzenie, ale przede wszystkim ci, którym poświęciła ostatnie kilkadziesiąt lat swojego życia – biedni, ubodzy, bezdomni.
- Za życia nie udzielała wywiadów, nie lubiła nawet, gdy ją fotografowano, czy oficjalnie nagradzano. Sobie i nam powtarzała: być dla innych, takie jest zadanie siostry miłosierdzia. I choć dostrzegaliśmy, że dzieją się naprawdę wielkie rzeczy, za które - zgodnie ze słowami dzisiejszej Ewangelii – człowiek po prostu idzie do nieba, to jednak musi nas ciągle zawstydzać skromność i pokora tej kobiety, wytrwałość w czynieniu dobra i świadomość, że pomoc człowiekowi będącemu w potrzebie nie może nigdy służyć zwracaniu uwagi na samych siebie - mówił bp Wojciech Polak, który sprawował mszę świętą żałobną w bazylice św. Wojciecha. Po zakończeniu nabożeństwa, kondukt żałobny udał się na cmentarz św. Piotra, gdzie siostra Felicja spoczęła w otoczeniu grobów sióstr ze swojego zgromadzenia.
Dziś, po kilku latach od śmierci, jej dzieło wciąż jest kontynuowane, choć w nieco innej formie. Dalej jednak odbywają się wieczerze świąteczne dla ubogich, których była inicjatorką - także w trakcie tej, która miała miejsce w ostatnią wigilię Bożego Narodzenia, na ścianie wisiał portret s. Felicji. Obraz drobnej, ale niezwykle serdecznej siostry, wciąż znajduje się w świadomości tych, z którymi współpracowała przez lata swojej działalności. Najbardziej zapadła w pamięci takich osób, do których wyciągała rękę, kiedy wszyscy inni odwracali na ich widok oczy. Taka właśnie była siostra Felicja Sieracka.