Nowe mieszkanie, śmierć bliskiego lub sąsiada, remont. Sytuacje, w których znajdujemy różne przedmioty po innych (bliskich lub obcych), są rozmaite. Są to stare meble, zepsute urządzenia, ubrania, a czasem też zdjęcia czy inne pamiątki. Te ostatnie mogą nie mieć wartości majątkowej, ale historyczną już tak. Warto więc je przekazać do muzeum czy archiwum, które oceni ich przydatność dla potomnych.
Swoim odkryciem postanowił podzielić się z nami jeden z gnieźnian. Pan Hubert jest mieszkańcem os. Orła Białego. Kilkanaście dni temu, wyjeżdżając z osiedla, zauważył iż na ogrodzeniu śmietnika zawieszony jest obraz. - Zobaczyłem, że jest w całkiem dobrym stanie. Stwierdziłem, że skoro ktoś go tu zostawił, to chyba nikt się nim nie interesuje, dlatego go wziąłem do domu. Wieczorem przyjrzałem się mu nieco bardziej - opowiada.
Obraz sam w sobie przedstawia sielski widok - starą chatę otoczoną drzewami i zbożem. Nie to, ani tym bardziej technika wykonania oraz jakość samej twórczości autora była ciekawa, ile... właśnie on sam. Obraz został podpisany w prawym dolnym rogu "M. Uszakiewicz". Z drugiej strony płótna znalazło się nieco więcej informacji. Data - lipiec 1965 roku oraz opis "Dom w Busku". Czy to położenie obiektu widocznego na obrazie? Tego już nie wiadomo. To, co zaintrygowało znalazcę, to dodatkowe adnotacje: "196381.Ośw. 31889. Fols.". Gnieźnianin wszystkie te dane wpisywał w wyszukiwarkę i tak natrafił na różne informacje, które uzbierały się w konkretną historię.
Obraz, który znalazł na śmietniku, został namalowany przez Mariana Uszakiewicza, powstańca warszawskiego i więźnia niemieckich obozów koncentracyjnych. Jego życiorys jest przykładem typowej, wojennej tułaczki wielu Polaków, a jednocześnie skryty tajemnicą. Urodził się w 1914 roku w Gnieźnie. W trakcie okupacji pojawił się w Warszawie, gdzie pod pseudonimem "Ucho" walczył w Armii Krajowej. Po wybuchu powstania warszawskiego należał do 2. batalionu szturmowego „Jura-Radwana”. Po kapitulacji trafił do Oświęcimia. Tam otrzymał numer obozowy 196 381, a po przeniesieniu do Flossenburga "przemianowano" go na numer 31 889. Gdzieś w trakcie okupacji lub też wcześniej, poznał Joannę Pilarczyk z Szamotuł, urodzoną także w 1914 roku. W trakcie powstania warszawskiego była pielęgniarką w szpitalu polowym przy ul. Chmielnej 26. Ożenili się i osiedli w Gnieźnie. Ona zmarła w 1991 roku, on w 2000 roku.
Pan Hubert hobbistycznie również interesuje się malarstwem: - Tak jak na tym obrazie, również jestem zwolennikiem nakładania farby na płótno i fajnie na tych drzewach czy łące widać kilka takich faktur, co fajnie oddziałuje kolorystycznie. Fenomenalne jest to, że ten obraz ma tak żywe kolory, jak na te ponad 60 lat, które sobie liczy - stwierdził.
Sam obraz jest w drewnianej ramce, niezbyt szczególnej. Sprawia trochę wrażenie, jakby lata spędził gdzieś nie na ścianie, ale w jakimś zamknięciu lub warsztacie. Czy ktoś robił porządki, remont lub pozbywał się rupieci z domu? Trudno powiedzieć. I tak wykazał się wrażliwością, bo przecież można było wrzucić obraz po prostu do śmietnika, a tymczasem zawisł na ogrodzeniu. Akurat trafił na kogoś, kto wyczuł iż coś się kryje za tym malunkiem. Co to może być? Oglądając to sam widok, a potem podpisy, do głowy przychodzi wojenne doświadczenie. Kto wie - być może malowanie było formą terapii? W końcu w jakim celu autor zanotował na obrazie swoje numery obozowe?
Nieoficjalnie ustaliliśmy, że Marian Uszakiewicz mieszkał na Winiarach i malowaniem zajmował się długo. Jego prace mogą znajdować się także w domach innych gnieźnian. Pan Hubert póki co znaleziony obraz adoptował, ale wolałby, żeby trafił w dobre ręce - może któraś instytucja byłaby zainteresowana, jeśli nie samą estetyką, to historią, którą chciał przekazać malarz tym, którzy będą go oglądać w przyszłości...?