Nietypowy widok zaskakiwał mieszkańców domów oraz przechodniów w okolicy katedry. Od sobotniego południa do późnych godzin popołudniowych można było natrafić na żołnierzy Armii Czerwonej, którzy z bronią i natkniętymi bagnetami kręcili się w pobliżu świątyni. Wszystko to w ramach obszernego filmu dokumentalnego, opowiadającego o podpaleniu katedry gnieźnieńskiej przez wojska sowieckie oraz ratowaniu zabytków przechowywanych we wnętrzach kościoła.
- Pomysł zrodził się poprzez kontakt z ks. Michałem Sołomieniukiem, Robertem Gawłem i Markiem Szczepaniakiem. Zaczęliśmy myśleć o stworzeniu materiału o spaleniu katedry w styczniu 1945 roku, gdyż w tym temacie pojawiło się sporo zakłamania zaraz po wojnie - przekazał Piotr Robakowski, który zajął się realizacją materiału. Nie jest to jednak pierwszy film o tych wydarzeniach: - Wiem, że pan Bogumił Bielecki robił lokalny materiał, który ma bardzo dużą wartość historyczną. On spotkał się z osobami, które jeszcze wtedy żyły i pamiętały ten okres. To ma bardzo dokumentujący charakter, a my postanowiliśmy zaprosić też inscenizatorów, którzy odgrywają sowieckich żołnierzy, by pokazać, jak to mogło przebiegać. W rolę żołnierzy sowieckich wcielili się rekonstruktorzy z GRH Bellum i GRH Tuła.
Armia Czerwona wkroczyła do Gniezna 21 stycznia 1945 roku i po krótkim pobycie, oddziały liniowe udały się w dalszą drogę w kierunku Poznania. Dwa dni później, z do dziś niewyjaśnionych powodów, sowieckie czołgi wjechały na gnieźnieński Rynek i zaczęły ostrzeliwać katedrę. Od pocisków zapalających wybuchł pożar wież, który następnie spowodował spore zniszczenia całej świątyni. Później, przez lata PRL-u, a nawet w latach 90. powtarzano wciąż kłamliwą wersję, że bazylika została uszkodzona na skutek działań wojennych przy wyzwalaniu miasta, a na jednej z wież mieściło się stanowisko niemieckiego karabinu maszynowego.
- Od momentu, kiedy dowiedziałem się o tej prawdziwej historii, jak to faktycznie przebiegało, gdy mówiło się, że to nie Niemcy spalili katedrę, ale Rosjanie, podjęliśmy decyzję wspólnie z ks. Michałem Sołomieniukiem, Robertem Gawłem i Markiem Szczepaniakiem, żeby zrobić reportaż pokazujący prawdziwą historię pierwszych dni po wejściu wojsk sowieckich do Gniezna - tłumaczy Piotr Robakowski i jak dalej dodaje: - Powodów spalenia trudno się doszukiwać. Pan Marek Szczepaniak mówi, że nie warto doszukiwać się powodów, bo to byli młodzi ludzie, którzy nie znali carskiej Rosji i byli mocno zindoktrynowani. Teraz chodzi o to, by pokazać, co się działo w pierwszych dniach po wyzwoleniu, a także później od stycznia do czerwca. Materiały z akt tajnych pokazują, że mieszkańcy Gniezna nie były zachwycone z tego, że wojska rosyjskie są na terenie miasta. Dochodziło często do kradzieży, gwałtów, rabunku, czasem też do zabójstw. Te akta to pokazują - opowiada Piotr Robakowski.
Duży akcent w materiale położony jest także na postać Juliana Śmieleckiego, który już długo po swojej śmierci okazał się być jedną z najważniejszych osób dramatycznych chwil z 23 stycznia 1945 roku. Jako fotograf amator stał na balkonie swojego mieszkania w kamienicy przy Rynku i ukradkiem fotografował, jak sowieckie czołgi strzelają do katedry, a ta następnie zaczyna płonąć. Po wielu latach ukryte filmy z kadrami odnalazł jego syn Wojciech, który również występuje w filmie. Pojawi się w nim także osoba Floriana Piaseckiego, który był jednym z tych żyjących gnieźnian, którzy ratowali zabytki z płonącej świątyni.
Sama produkcja filmu zaczęła się już przeszło rok temu, ale z powodu pandemii prace przy nim trzeba było przerwać na pewien czas. Pomysłodawcy i producenci mają nadzieję, że uda się go dokończyć na najbliższą rocznicę spalenia katedry, ale wszystko zależy od obróbki zebranego materiału.