Jesteś tutaj:Reportaże Historie przechowane w księgach
sobota, 14 czerwca 2014 12:00

Historie przechowane w księgach

 

Kim był mój pra, a nawet prapradziadek? Jak nazywała się moja prababcia z domu? Czym się zajmowali? Ile mieli dzieci? 

Takie pytania, podsycane przez czarno-białe, wyblakłe fotografie, prowokują do odbycia podróży w czasie po szlakach ksiąg parafialnych. To skarbnica, z której wydobywając poszczególne elementy i składając jak puzzle w całość, odtworzyć można wiele rodzinnych historii sprzed setek lat.

Jak daleko można się cofnąć, jeśli nasi przodkowie pochodzili z Gniezna bądź regionu? – Najstarszą księgą, jaka się zachowała jest księga parafialna z roku 1596 - wyjaśnia Sebastian Błochowiak, który zawodowo zajmuje się wyszukiwaniem informacji genealogicznych. -  Jest to księga parafii p.w. św. Trójcy w Gnieźnie. Również księgi z Trzemeszna mają bardzo stary księgozbiór, z Wylatowa, z kościoła p.w. św. Michała Archanioła z Gniezna. Można by wymieniać długo, bo takich obszernych zbiorów jest na prawdę sporo. Są też parafie, które powinny mieć dużo starszy księgozbiór, jednak na skutek wojen, pożarów kościołów, nie zachowały się.   

Księgi  parafialne z terenu archidiecezji gnieźnieńskiej zostały zebrane w Archiwum Archidiecezjalnym. (Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że w różnych okresach jej zakres terytorialny się zmieniał.) To tutaj najlepiej się udać, chcąc poszukiwać informacji o swych przodkach. Zaciszna czytelnia, w której, można rzec, czas płynie nawet nie wolniej, co wręcz wstecz. Krok po kroku, znajdując poszukiwane informacje, przenosisz się do coraz bardziej odległych okresów. Z zasobów archidiecezjalnego archiwum korzysta również nasz rozmówca. – Moja praca polega na poszukiwaniu dokumentów, koneksji rodzinnych, zawodów. Wszystkie te informacje były spisywane na przestrzeni wieków już od Soboru Trydenckiego przez księży katolickich w księgach parafialnych. Zlecenia otrzymuje od Polaków mieszkających w kraju, ale także za granicą, w Stanach Zjednoczonych, Australii, Brazylii, Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemczech – wszędzie tam, gdzie na przestrzeni dziejów, emigrowali nasi rodacy. Teraz ich potomkowie chcą poznać swoje polskie korzenie. Jedną z historii, którą gnieźnieński genealog szczególnie zapamiętał, to historia kobiety, mieszkającej obecnie w Wielkiej Brytanii. – Jest to historia córki mechanika Dywizjonu 303, który mieszkał z Powidzu – opowiada. – Ta pani poprosiła mnie o pomoc w znalezieniu jej korzeni. Jak się okazało, była nieślubnym dzieckiem tego mechanika i została oddana do adopcji. Została wzięta z domu dziecka przez rodzinę brytyjską. Tam zupełnie nie mówiło się o tym, kim ona jest, kim są jej rodzice. Dopiero w latach 90., kiedy zmieniono ustawę dotyczącą adopcji, mogła się dowiedzieć, że tak naprawdę jej ojciec był Polakiem i mogła się z nim spotkać. Jak sama mówiła, było to spotkanie bardzo wzruszające, wyczekiwane przez oboje zainteresowanych. W tym przypadku udało się odtworzyć historię do 1810 roku.   

Aby rozpocząć poszukiwania, trzeba podać obszar poszukiwań, zakres chronologiczny, imiona przodków z nazwiskiem. Potem jest żmudne przeglądanie odpowiednich egzemplarzy, strona po stronie. W księgach wpisywane były informacje dotyczące chrztów, ślubów, pogrzebów. To, na ile, te wpisy są pełne, zależało od skrupulatności księży, którzy ich dokonywali. Bywa, że przy informacji o chrzcie są zapisy dotyczące dziadka, a przy zapisach ślubnych nie ma informacji o rodzicach, co utrudnia poszukiwanie. Zdarza się też, że księga z danej parafii czy okresu się nie zachowała, gdyż została zniszczona podczas działań wojennych czy pożarów.

W trakcie zbierania  informacji  spotkać nas mogą różne niespodzianki. – Zdarza się, że przekaz rodzinny babci czy starszego kuzynostwa jest niewiarygodny – mówi Błochowiak. - W takich sytuacjach trudno wytłumaczyć, że historie, które tak pięknie opowiadała babcia przy kominku różnią się od rzeczywistości. Może się okazać, że nie zgadza się np. miejsce urodzenia kogoś z rodziny albo, że ktoś był nieślubnym dzieckiem.  

Niespodzianki bywają też i miłe, gdy dowiadujemy się, że z naszego regionu pochodzą osoby zajmujące obecnie tak ważne stanowiska, jak sekretarz obrony USA Chuck Hagel. W trakcie poszukiwań genealogicznych okazało się, że jego pradziadkowie pochodzą z gminy Kiszkowo. Na informację tę trafił Łukasz Bielecki. Hagel z radością odbył w styczniu tego roku podróż sentymentalną do Dąbrówki Kościelnej, gdzie pobrali się jego przodkowie. 
 

Podążając śladem rodzinnej historii możemy przy okazji poznać wydarzenia ważne dla danej miejscowości, gdyż księża dodawali adnotacje o nich w księgach parafialnych. W księdze gnieźnieńskiej parafii p.w. św. Trójcy znajduje się np. zapis dotyczący wielkiego pożaru, który w 1613r  trawił całe Gniezno.   

Wracając do współczesności, niezależnie od tego, co udało nam się ustalić, będziemy bogatsi – o wiedzę, ale także poczucie ciągłości dziejów.   

 

Skomentuj

W związku z dbałością o poziom komentarzy, prowadzona jest ich moderacja. Wpisy wulgarne, obsceniczne czy obrażające innych komentatorów i naruszające podstawowe zasady netykiety (np. pisane CAPS LOCKIEM), nie będą publikowane. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji. Ponadto prosimy nie umieszczać wklejonych obszernych tekstów, pochodzących z innych stron, do których to treści komentujący nie posiadają praw autorskich. Ponadto nie są dopuszczane komentarze zawierające linki do serwisów, prowadzonych przez wydawców innych lokalnych portali.

Ostatnio dodane