Muzycy zagościli w Gnieźnie po raz czwarty. Kiedy pojawili się po raz pierwszy, jeszcze jako Sean Walsh Band, byli nieznaną nikomu niderlandzką formacją. Sukcesywne występy w Grodzie Lecha zapewniły holenderskim muzykom stałe i wciąż rosnące grono fanów. Wystarczyła więc krótka informacja o występie The Red Phone w piwnicy hotelu Atelier, żeby w przeciągu kilku dni rozszedł się komplet biletów. Koncert TRP to bowiem gwarancja porządnego grania i dobrej zabawy.
Stojący na czele formacji Sean Walsh - wokalista, gitarzysta, dziennikarz muzyczny i wydawca - wie jak zawładnąć sercami publiczności. Sean uwodzi zarówno gitarowymi riffami, jak i głosem.
Ale Sean to także osobowość, charyzma i sceniczny ruch. Gra nie tylko na scenie, ale chodząc po krzesłach i stołach; śpiewa bez mikrofonu, nosi na rękach kobiety i zaprasza wszystkich do tańca. Wokalista kocha publiczność, a ta odwzajemnia to uczucie.
A przede wszystkim Sean i jego koledzy to wielka pasja grania - pasja zaraźliwa, sprawiająca, że chce się chwycić za gitarę lub mikrofon i zagrać razem z nimi.
Ale to jeszcze nie koniec koncertowych atrakcji. Po dwóch setach bowiem do The Red Phone dołączyli muzycy Open Blues i rozpoczął się jam session, a wraz z nim prawdziwe piekło na scenie. Ludzie porwali się do tańca i śpiewu razem z muzykami, a bluesowy szał trwał jeszcze długo po północy. To była zresztą jedyna i niepowtarzalna okazja, żeby zobaczyć i usłyszeć oba te zespoły grające wspólnie na jednej scenie.
The Red Phone pracuje właśnie nad nową i płytą i już zapowiedział, że Gniezno będzie punktem na trasie promującej nowy krążek zespołu.