Głód na reggae w Grodzie Lecha i legenda Mesajah’a sprawiła, że już przed rozpoczęciem koncertu klub pękał w szwach a o biletach można było jednie pomarzyć. Występ zaczął się z wysokiego c z utworem "Wiadomość" i mimo choroby artysty, dokonała atmosfera została utrzymana do samego końca.
Mesajah przywitał zgromadzoną publiczność i nie ukrywał zadowolenia z wizyty w Pierwszej Stolicy. Jak sam mówił "tutaj jest kolebka naszego państwa". Nawet przez chwilę gnieźnieńska widownia nie zawiodła, co dodatkowo zdawało się Manuelowi Rengifo Diaz dodawać kosmicznej wręcz energii .
Muzyk wciąż pozostawał w doskonałej łączności z publiką - nie obyło się bez przybijania piątek ze sceny, czy w utworze "Wierze w Ciebie" pokazywania na konkretne osoby. Zabawa była więc przednia.
Oczywiście, nie obyło się bez tradycyjnych bisów, podczas których Manolo wykonał „Każdego dnia” a wtedy w klubie było czuć unoszącą się w powietrzu miłość.
Po występie artysta zaprosił wszystkich obok sceny na pamiątkowe zdjęcia, autografy i rozmowy. W tym samym czasie Dj PaXon puszczał najpopularniejsze kawałki reggae. Jak podkreślił po koncercie, po tym, co zastał w gnieźnieńskim Młynie jest pewne, że nie był to ich ostatni koncert. Bo reggae w naszym mieście ciągle brakuje. Ci, których zabrakło z pewnością mogą czuć się zawiedzeni.