Osiedlowa droga, łącząca ul. Poznańską z ul. E. Orzeszkowej, kilka lat temu zyskała nową nawierzchnię asfaltową, obudowaną krawężnikiem. Ulicy jednak nie dokończono, bowiem pozostał jeszcze do wykonania chodnik na całej długości ulicy. Od lat jednak go nie ma, przez co - zdaniem radnego - istnieje ciągle duże niebezpieczeństwo dla pieszych, poruszających się po jezdni.
W tej sprawie w poniedziałkowe popołudnie zorganizowano spotkanie, na którym miał być zarówno sam zainteresowany, jak i pracownicy z Urzędu Miejskiego i Starostwa Powiatowego. Jak się jednak okazało, na miejsce nie przyjechał żaden z urzędników, a stawił się jedynie Marek Bartkowicz: - Zbyt późno otrzymałem informację, że się nie pojawią, by powiadamiać kogokolwiek z dziennikarzy. Pozostaje tylko nakreślić problem, który moim zdaniem jest palący. Chodzi o brak chodnika, ale także propozycję puszczenia naszą ulicą autobusu komunikacji miejskiej - twierdzi radny.
Ulica Bluszczowa jest jedyną drogą na osiedlu, która jest bezpośrednio połączona z ul. Poznańską, a która nie posiada chodnika: - Są inne ulice, które nie mają chodników, ale one nie dochodzą do tej ruchliwej trasy, przez co jeździ po nich mniej samochodów. Nasza ulica służy tymczasem do poruszania się pieszych i pojazdów jednocześnie. Samochody bardzo często przekraczają prędkość, potrafiąc się rozpędzić do nawet 100 kilometrów pomiędzy progami zwalniającymi. Poza tym, na początku ulicy jest znak ograniczenia prędkości, który już przy kolejnym skrzyżowaniu nie jest powtórzony - mówi Marek Bartkowicz. Zdaniem radnego, propozycję powtórzenia znaku została już kilkukrotnie odrzucona przez Urząd Miasta, który zarządza tą drogą. Inna kwestia, jaka zdaniem radnego jest sposobem na rozwiązanie problemu, to oczywiście budowa chodnika: - Ta droga w zasadzie nie jest jeszcze ukończona, bo wykonano tylko jezdnię i krawężniki. Codziennie można spotkać mieszkańców, a także kobiety z wózkami, którzy poruszają się pomiędzy jadącymi jezdnią samochodami.
Postanowiliśmy zweryfikować informacje, związane z dokończeniem inwestycji na ul. Bluszczowej, w postaci budowy chodnika na całym odcinku drogi. Jak nas poinformowano, jest on zaplanowany do realizacji w 2017 roku po obu stronach drogi. W sprawie ul. Bluszczowej skontaktował się z nami także inny z mieszkańców, który prosząc o zachowanie anonimowości przekazał: - Jako mieszkańcy kilka lat temu wystosowaliśmy do ówczesnego prezydenta Jacka Kowalskiego pismo, że rezygnujemy z luksusu utwardzonego chodnika, bo nie chcemy płacić wyższego podatku i opłaty adiacenckiej. Mamy już wszystkie luksusy infrastruktury, wystarczające do mieszkania w tym miejscu. Jak się jednak dowiedzieliśmy, w związku z planowaną inwestycją w 2017 roku, opłata adiacencka nie wzrośnie.
Marek Bartkowicz dodał, że złożył także propozycję ułożenia kolejnych progów zwalniających na jezdni. Jak się jednak dowiedział, obecnie istniejące dwa, będą musiały zostać zlikwidowane. Powodem jest propozycja, by ul. Bluszczową poruszał się autobus MPK. Jak się dowiedzieliśmy z Urzędu Miejskiego: - Tą trasą poruszać się ma autobus szkolny, który ma jeździć tędy ze względu na bezpieczeństwo dzieci. Jest to wniosek dyrektora Szkoły Podstawowej nr 3 - przekazała Anna Dzionek, rzecznik Magistratu. Dokument w tej sprawie miał wpłynąć do Starostwa Powiatowego, które nadzoruje bezpieczeństwo ruchu, kilka dni temu. Pozostaje więc pytanie, skąd troska o bezpieczeństwo jednych, kosztem drugich?
Zdaniem radnego, likwidacja progów przyniesie tylko negatywne skutki dla tej ulicy: - Ze zdumieniem odczytałem odpowiedź na moją interpelację, w której proponowałem, aby być może trzeba byłoby w tym miejscu ustawić fotoradar. Pan prezydent odpowiedział, że dopóki nie ma na tym odcinku informacji od policji, która nie sygnalizuje problemu ani wypadków śmiertelnych, to nie ma potrzeby ustawiania tu fotoradaru. To wszystko, w kontekście wypadków właśnie śmiertelnych, które miały miejsce na końcu tej ulicy przy skrzyżowaniu z Poznańską, jest nie na miejscu - twierdzi Marek Bartkowicz i dodaje na koniec: - Wypadki śmiertelne już są, a ofiarami padają zwierzęta, jak chociażby koty czy psy. To dość przykre podejście.