Obecnie remontowany wiadukt nad torami jest zabytkiem. Oficjalnie, gdyż nieoficjalnie jego wartość zabytkowa nie jest zbyt wyszukana, a jedynym jego ciekawym architektonicznym akcentem jest nitowana konstrukcja, widoczna z jezdni, a także ta znajdująca się "od spodu", od strony torów. Jest pomysł, by to się zmieniło, ale na to potrzeba przede wszystkim czasu oraz pieniędzy.
Na przeszkodzie przy możliwości wykonania przebudowy obiektu, jest fakt iż jest wpisany do rejestru zabytków: - Problemem tego wpisu nie jest to, że jest wpisany sam wiadukt, ale cały układ drogowy, od tego, co zaraz za rondem i kończy się na ul. Warszawskiej i Dworcowej. To jest całe nieszczęście tego przedsięwzięcia. Gdyby sam wiadukt był wpisany, to być może udałoby się zrobić to, co wykonano na moście św. Rocha - przesunięto wiadukt jako zabytkowy i użyto go w innym miejscu, a tam zrobiono nowe rozwiązanie techniczne, które jest trwalsze - przyznał wiceprezydent Jarosław Grobelny na ostatnim posiedzeniu Komisji Gospodarki Miejskiej i Ochrony Środowiska. Wpisanie przeprawy do rejestru zabytków sprawiło, że każdy detal architektoniczny związany z jego remontem, musi być ustalany z konserwatorem, zaczynając od tego, że w miejscach zużytych nitów muszą się pojawić nowe. Fakt, że obecnie praktycznie nie ma zbyt wielu specjalistów od nitowania (a wszystko jest spawane), nie ma znaczenia.
Wiceprezydent przyznał, że w ostatnich latach najwięcej starań kładziono na konieczność poszerzenia przejazdu na ul. Pod Trzema Mostami, co udało się ostatecznie dokonać. Jednocześnie jednak problem wiaduktu wciąż był wyraźny, a z roku na rok jego stan był coraz gorszy: - W międzyczasie udało mi się spotkać z panem Mironem Urbaniakiem, który jest "winny" wpisania tego układu komunikacyjnego do rejestru zabytków i wówczas padła taka propozycja, by może wypisać to wszystko z rejestru, zostawić wiadukt i go przenieść. Nie mieściło się to w meandrach konserwatora, ale stwierdził iż w sumie można byłoby zostawić imitację. Starałem się mu wytłumaczyć, co my w ogóle chronimy, bo my jako użytkownicy widzimy tylko te pałąki związane z konstrukcją wiaduktu, nitowaną, ale całe to, co jest pod spodem, widzi maszynista i podróżni. Szansa na "upojenie się" tą konstrukcją jest znikoma, natomiast chodzić tam też nie wolno, bo jest to czynny szlak komunikacyjny - stwierdził Jarosław Grobelny i dalej dodał: - Było to już tak późno, a rozmawialiśmy też o tym z WZDW, że uruchomienie wtedy prac projektowych i wykonanie projektu, załatwienie uzgodnień, decyzji itp. groziło tym, że proces trwałby długo, bo około 2 lat. Ponadto była to też kwestia pieniędzy - remont kosztuje 12 mln złotych, a przebudowa ponad 40 mln złotych. Groziłoby to zamknięciem wiaduktu bez żadnego gotowego rozwiązania. Dlatego WZDW zdecydowała się pójść torem remontowym.
Prawdopodobnie po wybudowaniu drogi łączącej ul. Wrzesińską z ul. Witkowską, tzw. południowej obwodnicy, spowoduje przekazanie części dróg w centrum z WZDW na pozostałych zarządców. To spowodowałoby, że wiadukt znalazłby się w rękach Miasta Gniezna, a co dawałoby dodatkowe możliwości, aczkolwiek na inwestycję potrzebne by były pieniądze - i to niemałe. Założenia są jednak takie, że docelowo nowy, "koncepcyjny" wiadukt były szerszy i umożliwiałby płynniejszy przepływ pojazdów na drugą stronę miasta.
Jak przekazał wiceprezydent, ze wspomnianej rozmowy z konserwatorem wyniknęło, że zgodziłby się na przebudowę i wykonanie żelbetowej konstrukcji, gdyby zostawiono wspomniane pałąki: - Sprawa za ileś lat będzie jednak otwarta, bo jest nieoficjalne przyzwolenie, by zacząć nad tym pracować i w najbliższych latach trzeba działać, by ten kolejny wiadukt był wiaduktem żelbetowym.