Jo gnom na przedzie, jezdem głodna - przed kómuniom przedsoborowom trzeba było 3 godziny pościć! Tyż wew książeczce mielim półowe treści po łacinie i półowe po polsku. Wew kościele odpowiadalim „Etkumspiritutuło” i insze takie teksty.
Tegu dnia szlim se na piechtę zez naszy parafii św. Michała na Tysiąclecie. Fotegrafka pokazuje tretuar po lewy strónie ulicy Rozynfelda. Mijom ceglany dóm, co stoi do dziś - wtedy zawsze tam się czuło gaz jak kole gazowni - dosyć, że im te rury nie wytrzasły! Żdziebko niży (po schudkach) stojoł wew ogródku dómek zez piynterkim, dali parterówa na rogu, co się dzisiej skronco wew Paczkoskiygo. Naprzeciwko młyn, ale prowdziwy - do melynia ziorków.
Miyszkalim wew bloku na Staszyca. Przyjyncie rychtyk tam się odbyło: śniodanie, łobiod, podwieczorek. Jak ta wiara to robiła, nie wiym. Dzisiej to nawet imininy wew lokalu!
Ciotki pomogały zmywać statory i jakoś zleciało. Przed kolacjom wiara się już namkła, bo rano dorośli szli do roboty, żeby budować zocjalizm, a dziecioki do budy.
Wew poniedziałek mieli luz, nie wszyscy się przytośtali, mogli dłużej garować, o wiele ich mamy nie leciały do fabryków. Naszo pani (pozdrowiom p.Gabriele Szafran) tyż rozumiała nasze świynto. Opowiadalim sobie, co dostalim za prezynty. Jo się stalowałam, że mom „ Poczet królów polskich” zez obrozkami, album do fotegrafków, złoty medalik (mom go do dziś), no i główny dynks - zygarek „Czajka” (chocioż ruski, ale do dziś nie wytrzymoł). Kompele dostały podobnie, jednak skromniutko i nikt nie narzykoł, ino cieszylim się, że tak se świyntowalim z famułom i Panem Jezusem.
Żodnych hulajnogow, rewerów, klocków, liczynia gotówy! Żodnygo wożynia się limuzynami, żodnych balowych dyrdoków, sztucznych wianków, papci na korkach! Bez wyćwirzania się!
No co tu byde znyncać się nad współczesnościom? Było inaczy i szlus!