Możemy wysnuć wiele wniosków z dramatu we Francji, ale jedno jest pewne: Francja od wielu lat płonie, a w ostatnim czasie zanotowano największą liczbę pożarów, zniszczeń i profanacji katolickich świątyń. Wiara katolicka w tym kraju już nie tylko się chwieje, ale upadła tak nisko, że o prawdziwym katolicyzmie można tylko poczytać w starych księgach. Symbolem upadku katolickiej Francji jest nie tylko miejsce pożaru, ale i czas, w którym to się wydarzyło: Wielki Poniedziałek Wielkiego Tygodnia.
Paradoksem sytuacji jest fakt, że wielu dostrzegło dopiero problem zaawansowanej sekularyzacji Francji i powoli już całej Europy widząc ogień w katedrze Notre-Dame, która od wielu lat mimo sacrum traktowana jest jak muzeum. Historia powstawania tego miejsca jest wzruszająca i tak istotna w dziejach ludzkości, że pomysł odbudowania jej przez prezydenta Francji, o zgrozo, może zniweczyć głęboki sens jej istnienia. Żeby zrozumieć jak niebezpieczna jest idea Macrona, wystarczy przyjrzeć się jego katolickiej gorliwości, a w obliczu pewnych niepokojących trendów we współczesnym budownictwie sakralnym nie należy się spodziewać po francuskich „specjalistach” architektonicznych sakralnych cudów. Czy katedra zostanie odbudowana jako prawdziwa katolicka świątynia, czy stanie się centrum zgubnego dla katolików dialogu międzyreligijnego? Ten kto da pieniądze prawdopodobnie zadecyduje o jej przyszłym charakterze.
Czy pocieszeniem staje się stwierdzenie, że w katedrze w Paryżu ocalały pewne jej symboliczne fragmenty? Krzyż upadł, podobnie jak wiara katolicka upada po kolei we wszystkich krajach deklarujących jej wyznawanie. Portugalię, Hiszpanię, Francję, Włochy wielu z nas zna jedynie z pięknych plaż i mocnego słońca. Laickość wdarła się w te ziemie we wszystkie niemal dziedziny życia ludzkiego. A to tam, jak uczy nas historia, silna wiara katolicka wyparła dzikie i pogańskie hasła, które na nowo odżyły. Ludzie odwrócili się od Boga, a kościoły płoną jak ich wiara. Zostają zgliszcza, których bez różańca w ręku się nie odbuduje.
Żywioły krążą wokół nas. Stwórca podobnie jak cudami w Sokółce czy w Legnicy daje nam znak, że naprawdę istnieje. Są to znaki dla niewiernych i wątpiących: Ja naprawdę tu jestem. Upadający krzyż odbieramy jednak jako coś zupełnie innego. Czyż Bóg na chwilę opuszcza to miejsce? W tym miejscu aż się prosi przypomnieć żywioł z roku 2017, który nawiedził Polskę kiedy to krzyż na dachu gnieźnieńskiej katedry tuż przy kaplicy z Najświętszym Sakramentem wygiął się w pół nie stanowiąc już jej centralnego punktu. Ktoś powie: mały znak, niewiele znaczący. Odpowiedź jest jedna: ocknijmy się póki mamy czas.