W trakcie czwartkowej sesji Rady Powiatu Gnieźnieńskiego, poruszona została kwestia rozbudowy szpitala oraz rzekomego niepłacenia jednemu z podwykonawców 39 tys. złotych za zrealizowane prace. Poproszona o wyjaśnienia dyrekcja szpitala stwierdziła iż cała sytuacja wynika z tego iż żądane są środki za prace, które nie zostały zlecone.
- Wszelkie problemy, jakie pojawiają się w ramach inwestycji, staramy się rozwiązywać z wykonawcą na bieżąco. Muszę jednak powiedzieć, że w dobrym okresie trafiliśmy z tą inwestycją, uzyskując dobrą cenę. Wszyscy wiemy, co się teraz dzieje na rynku, myślę, że gdybyśmy dzisiaj rozpisywali ten przetarg, to kosztowałby nas 20% więcej, albo kwotowo - 12 milionów złotych więcej - przyznał zastępca dyrektora ds. ekonomicznych Paweł Dopierała, który następnie odniósł się do dalszych kwestii finansowych rozbudowy: - Nie mamy żadnych opóźnień w płatnościach wykonawcy. Zgonie z umową płacimy za wszystkie zakończone zakresy, żeby nie było sytuacji takiej, jak kiedyś. To właśnie zakończone zakresy są raportowane, oceniane przez inspektorów, inżyniera kontraktu i na ich podstawie, przedstawiana jest faktura, oświadczenia wykonawców oraz potwierdzenia przelewów. Wszystkie umowy z wykonawcami i podwykonawcami mamy do wglądu. Przy tak skrupulatnie prowadzonej inwestycji, możemy powiedzieć iż ta "medialna sytuacja", dotycząca 39 tys. złotych, pewnie by nie miała miejsca i by ktoś zapłacił. Te pieniądze się nie należą zgodnie z umowami zawartymi z podwykonawcą, gdyż one zostały wychwycone przez inspektorów. Zostały one zatytułowane jako roboty dodatkowe, a my jako inwestor ich nie zlecaliśmy, a wykonawca zna swoje przeroby do tego momentu i ma je opłacone. My, jako inwestor czuliśmy się dziwnie, że taka sytuacja wypłynęła medialnie, podczas gdy nikt nas w ogóle nie zapytał o zdanie - stwierdził Paweł Dopierała, odnosząc się do kwestii pisania przez niektóre media artykułów bez przedstawienia racji drugiej strony. Zastępca dyrektora przedstawił zdjęcie obszernej dokumentacji szpitala, o wiele większej od pierwotnej rozbudowy.
- Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby wykonawca wraz z podwykonawcą, umówili się z powodu opóźnienia dostaw lub innego powodu na kwotę 1 mln złotych i nagle byśmy taką fakturę dostali, to mamy mu zapłacić? Oczywiście, że nie. My skrupulatnie każdą osobę, która jest na budowie, musimy mieć potwierdzoną, zgłoszoną i musi mieć zawartą umowę. Dla tych wykonawców, a mamy ich pięćdziesięciu, jesteśmy gwarancją płatności - stwierdził Paweł Dopierała, dodając iż generalny wykonawca jest wdzięczny za wdrożony system opłacania wykonanych zadań.
Później Paweł Dopierała wyjaśnił, jakie były okoliczności tej sytuacji: - Podwykonawca generalnego wykonawcy, zatrudnił inną firmę. Zarówno jedna, jak i druga przedstawiła umowę z generalnym wykonawcą, myśmy ją zaakceptowali i te zakresy, które wynikają z tej umowy, które są potwierdzone, są w stu procentach zapłacone. Te roszczenia, która ma ta firma, wynikają z porozumienia między tymi podwykonawcami, o którym ani generalny wykonawca, ani my jako inwestor, nie mieliśmy wiedzy. Te firmy, z mojej wiedzy, mówią o kwestii opóźnienia w dostawach, co nie są żadną wartością dodaną. One się między sobą porozumiały. Adresatem roszczeń jest pierwszy podwykonawca, który podobno się od tego nie ukrywa, tylko chce skończyć prace, które ma tutaj do wykonania. My nie możemy być gwarantem układu - mówił Paweł Dopierała, dodając iż na fakturze są wypisane "prace dodatkowe", których nikt nie zlecał i za które nie można płacić. Jak stwierdził, przypuszcza iż dla zachowania dobrej atmosfery przy inwestycji oraz niechęci do doprowadzenia do ewentualnego bankructwa, generalny wykonawca być może "zamrozi" ww. kwotę, porozumie się ze swoim podwykonawcą, aby doszło do wyjaśnienia całej sytuacji i dojdzie do rozliczenia. Dodał iż podobna sytuacja już miała raz miejsce, kiedy wykonawca spóźnił się z płatnością jednej z firm, to natychmiast uruchomiono procedury i pieniądze trafiły do podwykonawcy.