Tym cyklem staramy się przybliżać ciekawe wydarzenia, jakie miały miejsce w Grodzie Lecha w czasach, których już nikt nie pamięta. Korzystając z dawnej prasy i opierając się na informacjach zawartych w ich treści, można uzyskać obraz życia mieszkańców Gniezna - taki sam, jak dzisiaj. Były zabawy, wiece czy różne koncerty, ale i kradzieże, bójki czy awantury. Można powiedzieć, że do dziś niewiele się zmieniło...
Gazeta wydana w niedzielę? Nic zdrożnego. Drukarnie pracowały bowiem w sobotę, ale za to w niedzielę pracownicy mieli wolne, dlatego prasa nie wychodziła w... poniedziałki.
6 grudnia 1896 roku dziennik Lech. Gazeta gnieźnieńska donosił:
Z sali sądowej. Wojciech Lampasiak, robotnik, któremu pracować się nie chciało, obrał sobie łatwiejszy sposób zarobkowania. Przybrawszy postać pobożnego pielgrzyma, chodził po Gnieźnie, jego okolicy i udawał, że jest organistą ze Środy, a nawiedzony chorobą św. Wita - czyli kurczami, - nie znalazł ulgi u lekarzy, przeto udał się do Gietrzwałdu i doznał cudu, bo wraca zdrowo napowrót do domu. - Chce też ulgę i innym przynieść, przeto niesie ze sobą wodę cudowną z Gietrzwałdu. I znalazło się wielu, którzy mu uwierzyli, a on, rozdawszy wodę, szedł do pumpy na targowisko Końskie, napełniał znowu flaszkę wodą i sprzedawał dalej jako cudowna. Proceder mu się udawał, bo rok prawie niemal cały, a może być, że i dłużej z miejsca na miejsce chodził, aż raz go podpatrzono, jak nabierał wodę z tej samej pumpy. Doniesiono to do prokuratoryi, ale przebiegły ptaszek czmychnał aż w Pleszewskie; lecz i tam ręka sprawiedliwości go dosięgła, i tu przed sądem wydało się, jakim to był pielgrzymem bo chodził często do więzienia; co go wypuszczano znów wracał i to nie mniej, jak 11 razy, a teraz zasądzono go na 6 i pół miesiąca więzienia i, jak słusznie zauważył sędzia, że kto religią się posługuje do wyzyskiwania, zasługuje niewątpliwie na ciężką karę.
Dziwić się trzeba, że Lampasiak jako katolik w niegodziwy sposób udawał ciężko nawiedzonego i łatwowierność ludzi wyzyskiwał, ale nie mniej dziwić się trzeba ludziom, że takiemu włóczędze wiarę dawają. Przecież i pisma nasze przestrzegają, a i w kościele księża napominają, żeby takim nie wierzyć, bo jeżeli kto jest uprawnionym do zbierania jakiejś jałmużny, to go polecą parafianom swoim.
Przed dziesięciu latami przeniósł się Michał Adamski z Pustachowy do Ameryki (Milwaukee) i jest miejsce jego dzisiejszego pobytu tamże nie znane. Z tego powodu zostałem zamianowanym opiekunem Adamskiego i zawiaduję małą sumą dla niego przeznaczoną.
Wszystkich tych, coby bliższą wiadomość o egzystencyi i miejscu pobytu Adamskiego mieli, uprasza się, aby niżej podpisanego o tem powiadomili.
Gniezno, dnia 2 grudnia 1896.
Kłossowski, adwokat i notaryusz.