Uroczystości rozpoczęły się mszą świętą, sprawowaną w kościele pw. św. Jana Chrzciciela, a która odprawiana była w intencji zabitych w lipcu 1941 roku. Po zakończeniu nabożeństwa, wszyscy uczestnicy udali się do Instytutu Kultury Europejskiej UAM, w którym to znajduje się tablica upamiętniająca osoby zamordowane przed 75 laty na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie. Umieszczona w tym miejscu trzy lata temu, ma być swoistą pamiątką i przestrogą dla przyszłości.
- Ci ludzie zostali zabici w imię bardzo złej ideologii. Spotykamy się przy tej okazji zawsze z dwóch powodów - pierwszy to oczywiście upamiętnienie tych, którzy wtedy zginęli. Drugi powód to utrzymanie pamięci dla naszych następców, dla tych, którzy przychodzą, tej świadomości o tym, co się wówczas wydarzyło, jako swojego rodzaju memento dla wszystkich. Można wybaczać, ale nie można zapominać i to jest właśnie to przesłanie - nie możemy zapomnieć o tym, co się wtedy wydarzyło - mówił prof. zw. dr hab. Leszek Mrozewicz, dyrektor IKE, który przytoczył wszystkim zgromadzonym okoliczności tej zbrodni.
- Lwów zawsze był wielkim centrum kultury i nauki o wymiarze międzynarodowym, europejskim i światowym. We Lwowie w okresie międzywojennym działały cztery wyższe uczelnie i nazwiska ich uczonych były znane w szerokim świecie nauki. Kiedy w tragicznym 1939 roku Hitler i Stalin podali sobie ręce, jednym z ich celów było całkowite zniszczenie narodu polskiego i zaczęło się ono od mordowania polskiej inteligencji, nauczycieli, uczonych, oficerów, duchownych, ludzi wykształconych o ogromnej charyzmie czy patriotów zdolnych do prowadzenia Polski przeciwko najeźdźcom - mówił Janusz Sekulski, przewodniczący Stowarzyszenia Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. Uroczystość urozmaicił krótki akcent skrzypcowy w wykonaniu Sary Powagi, po czym ks. ppłk. Piotr Gibasiewicz odmówił krótką modlitwę za pomordowanych. Następnie wszystkie delegacje złożyły kwiaty pod tablicą pamiątkową.
Jak przekazał senator Robert Gaweł, akcja wymordowania polskich naukowców była odgórnym zamysłem okupanta: - Pierwsza akcja była w Krakowie, gdzie tzw. Sonderaktion Krakau, skończyła się tym, że profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego wywieziono do obozu zagłady, z których duża część wróciła. Gubernator Hans Frank powiedział po zajęciu Lwowa, że "nie należy popełnić tego samego błędu", co znaczyło tyle iż nie można dopuścić, by tym razem przeżyli. Wykonano to przy pomocy specjalnych komand Sonderkomando SS, które działały także na terenie Gniezna, mordując pacjentów "Dziekanki". We Lwowie tymczasem żołnierze tych oddziałów aresztowali profesorów politechniki i uniwersytetu, rozstrzeliwując ich potem, niekiedy wraz z przypadkowymi osobami, zatrzymanymi wraz z nimi w ich domach.
Ostatnim elementem spotkania był wykład, który wygłosił do zgromadzonych prof. dr hab. Stanisław Nicieja, znany propagator wiedzy o Kresach oraz autor wielu publikacji, dokumentujących życie polskich miast i wsi, położonych poza obecnymi wschodnimi granicami kraju, również Lwowa. Jak mówił: - To, że to miasto nie jest już w Polsce, nie znaczy iż mamy zapomnieć co wniosło do polskiej kultury. Zresztą, nie tylko Lwów, bo był i Krzemieniec, Kamieniec Podolski, Wilno, Pińsk i wiele innych miast. Historia Polski tym się właśnie wyróżnia, że nie leżała zawsze w łożysku piastowskim, tak jak teraz. Był czas, kiedy sięgała od morza do morza i była cztery razy większa niż obecna Polska, a był i czas, kiedy nie było jej w ogóle na mapie Europy. Warszawa była rosyjska, Poznań niemiecki a Kraków austriacki. Był czas też, że wróciła na mapy i na jej terenie płynął Dniestr, a Odra była w Niemczech. Dzisiaj Dniestr jest na Ukrainie, a Odra przy Polsce, więc nie można pisać historii Polski w granicach państwa, w którym my żyjemy. To tam się urodził Kościuszko, Moniuszko, Słowacki, Mickiewicz, Orzeszkowa, Grottger, Zapolska, Lem, Herbert. Można powiedzieć, że Polska miała pulsujące granice.