Zanim to się jednak stało, w nocy z 30 na 31 grudnia do Gniezna przybyły oddziały z Wrześni, wezwane wczorajszego dnia. Po sformowaniu kolumn i przyłączeniu kolejnych ochotników z innych miejscowości, wyruszono w kierunku Zdziechowy kierując się ówczesnymi ul. Tumską, Poznańską (dziś Łaskiego) i Kcyńską (dziś Powstańców Wielkopolskich). Po dojściu do wsi, oddział się rozdzielił na trzy grupy. W sprawę rozmów ponownie zaangażował się Zygmunt Kittel, który zauważył osłabienie swojej pozycji dowódcy wśród gnieźnieńskich powstańców.
Na czele całego oddziału stał ppor. Władysław Wiewiórkowski, który przybył do Gniezna wraz ze swoją wrzesińską kompanią. Powstańcy, począwszy od szkoły gdzie stacjonował tymczasowy sztab, rozlokowali się wokół wsi. Zgodnie z treścią wczorajszych rozmów, Niemcy mieli się poddać i ją opuścić. Gwarantem poszanowania decyzji i jednocześnie zabezpieczeniem przed atakiem, był "areszt tymczasowy" u Niemców dla dr Wojciecha Jedliny-Jakobsona, który przybył dzień wcześniej z delegacją Polaków. Tymczasem Niemcy wciąż stali w majątku i zapadła decyzja, że oddziały polskie zaczną się zbliżać do dworku Wendorffów z kilku stron. Prusacy, nie wiedzieć czemu wciąż pozostający na swoich pozycjach, zauważyli nadchodzących powstańców. Pogoda tego dnia była nietypowa, jak na zimowe warunki - była mżawka, a całą okolicę spowijała mgła, która ułatwiała okrążanie zabudowań majątku.
Była już pełnia dnia, kiedy z zabudowań dworku wyszedł patrol, który na widok uzbrojonych Polaków otworzył ogień. Rozpoczęła się wymiana strzałów, a powstańcy zaczęli jednocześnie zacieśniać pierścień okrążenia. W walce użyto także ciężkiego karabinu maszynowego, ostrzeliwując teren majątku. Dowódca niemiecki, widząc beznadziejność położenia, zadecydował o przerwaniu ognia. Wyszedłszy przed dwór wraz z jeńcem w postaci dra Jedliny Jakobsona, udali się do budynku szkoły na rozmowy. W trakcie tego przejścia, z okien budynku dworskiego padł strzał, który trafił powstańca z Wrześni Wincentego Dondajewskiego - była to jedyna ofiara śmiertelna tej potyczki.
Polacy postawili jasne warunki - Niemcy złamali umowę i zamiast oddalić się bez problemu do Nakła, mieli natychmiast zdać wszelką broń i ekwipunek, a następnie postanowiono ich przeeskortować do Gniezna, skąd pociągiem mieliby zostać odesłani do Poznania i dalej poza linię frontu do Niemiec. Jednocześnie wysłano grupę powstańców w celu zajęcia pozycji artyleryjskich - wśród nich był m.in. ks. Mateusz Zabłocki oraz Antoni Skwerens. Obaj zostali wraz z kilkoma innymi... wzięci do niewoli i zabrani w trakcie wycofywania się tych oddziałów. Po pewnym czasie jednak powrócili do Gniezna, gdyż zostali wymienieni za innych jeńców niemieckich.
Wygrana w Zdziechowie bardzo wysoko podniosła morale powstańców w Gnieźnie i całej okolicy. To była jedna z wielu, jakie miały miejsce w całym regionie, a w którym brali udział gnieźnianie. Potyczka ta, niejako trwająca dwa dni, zabezpieczyła tę część Wielkopolski, a działania powstańców z Gniezna, Wrześni, Witkowa, Kłecka, Powidza, Trzemeszna itd. przyczyniły się do budowy legendy nadchodzącego zwycięstwa całego Powstania Wielkopolskiego.