piątek, 18 grudnia 2015 19:00

Wandale w Magistracie

 
Wandale w Magistracie fot. Rafał Wichniewicz

Pobici urzędnicy, zdemolowany Urząd Miejski i... śpiew Międzynarodówki. Tak prasa opisywała rozprawę sądową, jaką wytoczono 51 sprawcom zamieszek w centrum miasta.

- Wyrok ten stanie się poważną przestrogą dla tych wszystkich niespokojnych elementów, co nie wahają się siać fermentów i rozgoryczenia wśród naszych bezrobotnych - tymi słowami wieńczył kilkunastodniowy proces, toczący się przed Sądem Okręgowym w Gnieźnie, lokalny dziennik Lech. Gazeta Gnieźnieńska. Łącznie, na ławach zasiadło 51 oskarżonych z czego aż 35 było już notowanych za różne przestępstwa. Byli wśród nich ludzie młodzi i w średnim wieku, ale nie zabrakło i dzieci - najmłodszy miał 14 lat. - Oskarżonym obecnym tu na sali zarzuca się, że dnia 17 grudnia 1936 roku, wzięli udział w zbiegowisku publicznym, powstałym w czasie demonstracji bezrobotnych przed Magistratem. Zbiegowisko to, po wdarciu się do Magistratu, dopuściło się pobicia wiceprezydenta inżyniera Gałęzewskiego i sekretarzy miejskich Zenona Gajewskiego i Ignacego Andrzejaka, dalej zaatakowania kamieniami, cegłami i częściami rozbitych krzeseł oddziału policji oraz zniszczenia i uszkodzenia mienia, wartości 1960 zł, stanowiącego własność miejscowej gminy - odczytał akt oskarżenia prokurator Zajączkowski. Następnie przybliżono kolejne zarzuty, skierowane już teraz do poszczególnych grup oskarżonych.

Ten artykuł jest rozszerzeniem wcześniejszej publikacji. Zobacz także: Przestroga dla władzy

Kto był odpowiedzialnym za zorganizowanie, początkowo pokojowej demonstracji? Była to sekcja bezrobotnych, działająca przy Związku Pracowników Komunalnych i Instytucji Użyteczności Publicznych, która funkcjonowała od lipca 1936 roku. W swoich strukturach, zdaniem śledczych, miała ona skupiać w sobie ludzi o poglądach skrajnie lewicowych "radykalnych, a więc komunizujących i zawodowych przestępców kryminalnych". Sekcja ułożyła program demonstracji kilka dni wcześniej, a w planach było zarzucenie pomysłu otrzymywania bonów na żywność, wydawanych przez Urząd Miejski. Demonstranci chcieli wypłaty zapomogi w gotówce. Zgodnie z planem, 17 grudnia rano udali się bez bonów pod Magistrat na ul. Chrobrego i stanęli po przeciwnej stronie ulicy w liczbie około 300 osób, z której to grupy wkrótce wyłoniono delegację. Kiedy wysłani reprezentanci nie wracali już długo, a tłum urósł do 500 osób, zaczęto skandować różne hasła. W końcu tłum podburzony przez kilku wyraźnie przewodzących grupie, ruszył na zamknięte drzwi urzędu i zaczęto też wybijać okna. Po chwili uspokojenia, tłum przypuścił kolejny atak i skutecznie wdarł się do środka, niszcząc, demolując i bijąc napotkanych urzędników. Zdewastowano i okradziono praktycznie wszystkie pomieszczenia, a straty były całkiem spore.

Łącznie uszkodzenia mienia oszacowano na sumę 1960 złotych. To była wówczas spora kwota, trudna do porównania z obecnymi cenami. Największymi stratami było zniszczenie 15 foteli obitych skórą oraz kradzież dwóch innych - suma łączna 550 zł. Na kwotę 425 zł oszacowano także naprawę 51 zbitych szyb. Ponadto wyrwane były zawiasy, framugi, elementy listw, wyważono drzwi, zniszczono korytka do kwiatów. W sali posiedzeń zniszczono portret marszałka Józefa Piłsudskiego poprzez przecięcie płótna i uszkodzono też portret Bolesława Chrobrego. Skradziono doniczki z kwiatami, uszkodzono popielniczki i spluwaczki fajansowe, a w pokojach zbito lustra, uszkodzono wieszaki, stoły, itd. Słowem - kompletny wandalizm.

Do rozprawy, która rozpoczęła się 23 lutego 1937 roku, 29 oskarżonych spędziło czas w miejscowym więzieniu przy ul. Franciszkańskiej. Pozostała grupa 32 osób znajdowała się przez ten czas jedynie pod dozorem policyjnym. Świadków wezwano aż 62.

Kiedy rozpoczynała się rozprawa, do sali wpuszczono jedynie tyle osób, ile było zapewnionych miejsc w środku. We wnętrzach sądu oraz przed budynkiem porządku pilnowała policja, która nie dopuściła licznie zgromadzonych bezrobotnych nawet na ul. Franciszkańską. Wszyscy zatem oczekiwali na Rynku, choć nikt nie spodziewał się od razu wyroku. Pierwszy dzień sąd spędził na przesłuchiwaniu oskarżonych, z których większość nie przyznała się do winy. Z zeznań wynika iż przedstawiciele delegacji Szczepan Kołodziejczak i Franciszek Niewiadomski chcieli uspokoić tłum, który wdarł się do środka. Kiedy jednak manifestanci zobaczyli wiceprezydenta Gałęzewskiego, ktoś krzyknął "Podać go!", tłum ruszył tratując po drodze krzesła i fotele.

Tak miał zacząć się cały bałagan, w którym jedni bili, inni uspokajali, a reszta demolowała lub kradła. W trakcie rozprawy każdy zeznawał co widział, robił i dlaczego w ogóle znalazł się w środku budynku. Oskarżony Jakub Flak przyznał, że wyrzucił przez otwarte okno krzesło i nogę od krzesła, a na pytanie, dlaczego to zrobił miał odpowiedzieć - w tym ogólnym hałasie zupełnie zgłupiałem. Ciekawe za to słowa powiedział Franciszek Domagalski, który przekazał iż uderzył wiceprezydenta niechcący, kiedy próbował go bronić przed wyrzuceniem przez okno. Franciszek Mikołajczyk miał wejść na stół i krzyknąć: - Cicho, wiara, niech się pan prezydent tłumaczy! Na co mu Stanisław Zamiatowski odpowiedział: - W łeb sk...syna! Na co nam teraz jego tłumaczenia! Świadkami tego, że tłum chciał wiceprezydenta Gałęzewskiego wyrzucić przez okno, było więcej osób. Dlaczego jednak do tego nie doszło - nie wiadomo. Wśród atakujących była też kobieta Aniela Lewicka, która miała bić wiceprezydenta kluczem po głowie. Kolejne przesłuchania nie wnosiły nic nowego do sprawy, lub często wprowadzały zamieszanie. Okazało się też, że niektórym oskarżonym grozili inni zatrzymani, a jednego dnia doszło nawet do ciężkiego pobicia jednego z podejrzanych i to w drodze na rozprawę, tuż pod samym Sądem.

Wśród oskarżonych znalazła się także dwójka dzieci - Jan Wioska, mający 16 lat, który zeznał iż - Jacyś ludzie namówili go, by rzucił cegłą w policję, co też uczynił. Drugi niepełnoletni oskarżonym był 14-letni Wojciech Kamiński, którego również: - Ktoś namawiał do rzucania cegłami w policję.

Kolejne dni trwały przesłuchiwania poszkodowanych oraz funkcjonariuszy. Wiceprezydent Gałęzewski przyznał, że w dniu demonstracji zapewniano go o panowaniu nad sytuacją przez policję. Widząc jednak tłumy, poprosił o dodatkowe posiłki przed urzędem. Dodał też, że pierwsi którzy wpadli do środka, byli wyraźnie podchmieleni. Mieli pchać go do okna, by przemówił do zgromadzonych, a jednocześnie ktoś krzyknął, by go przez okno wyrzucić. Później już nie pamiętał, kto go bił, gdyż dostał wiele razy. Słowa te potwierdzała świadek Pelagia Ratajczak, która zeznała iż słyszała jak po szturmie do środka, pozostały tłum żądał pojawienia się wiceprezydenta na balkonie i krzyczano - wziąć go za nogi i wyrzucić na ulicę. Za chęć zeznawania przeciwko tłumowi, Ratajczakowej grozić miał zdemolowaniem mieszkania jeden z oskarżonych.

- Dzień 17 grudnia 1936 roku to data, którą przez długi okres czasu pamiętna będzie dla miasta Gniezna - zaczął mówić prokurator po kilkudniowych przesłuchaniach, na kolejnej rozprawie przed samym wyrokiem: - Przyznać trzeba, że liczba bezrobotnych jest zatrważająca, lecz Zarząd Miejski dokładał wszelkich sił, aby byt bezrobotnych uczynić jak najwięcej znośnym. Zdaniem prokuratora, zapomoga dla bezrobotnych była taka sama, jak w roku poprzednim, a w jego mniemaniu do rozruchów doprowadziła "agitacja komunistów i wywrotowców". W przemówieniu podzielił też oskarżonych na trzy grupy - pierwsza to ci, którzy przyznali się do winy, druga to ci, którzy twierdzą iż znaleźli się w ratuszu wbrew własnej woli i trzecia to ci, którzy pojawili się w Magistracie z "interesem".

Za faktycznego i moralnego sprawcę zajść prokurator uznał Kołodziejczaka, za sprawcę i dowódcę fizycznej części rozruchów uznano Ratajczaka, a także do dalszych przywódców zaliczono Makarego, Nowaka, Szczepaniaka, Olszewskiego, Spychaja i Zamiatowskiego. Obrońca oskarżonych domagał się łagodnego wymiaru kary, ale sąd przychylił się do prośby prokuratora i wydał względnie surowe kary więzienia dla większości oskarżonych.

1 marca 1937 roku wydano wyroki skazujące. Spośród 51 oskarżonych, winnych zarzucanych im czynów uznano 48 osób.  Szczepan Kołodziejczak i Jan Ratajczak otrzymali 4,5 roku więzienia, Edward Szczepaniak, Stanisław Zamiatowski, Władysław Olszewski i Franciszek Niewiadomski 4 lata więzienia, Jan Nowak, Franciszek Domagalski i Aniela Lewicka - 3,5 roku więzienia. Jan Makary 3 lata więzienia. Pozostali otrzymali kary od 6 miesięcy do 2 lat więzienia. Dwaj niepełnoletni trafili do domu poprawczego. Ogłoszenie wyroku oskarżeni przyjęli ze spokojem, zaś łzami zalewały się jedynie kobiety - Józefa Flakowa (6 miesięcy więzienia) i Stanisławę Mikołajczykowa (9 miesięcy więzienia). Duże wrażenie za to wyrok wywołał wśród tłumu bezrobotnych, zgromadzonych na Rynku, jednak sygnał był oczywisty, że nie ma co wszczynać już kolejnych protestów.

W latach 30. w Gnieźnie panowało bardzo duże bezrobocie. Według ówczesnych obliczeń, dotykało ono 1/5 mieszkańców miasta. Zamknięcie prowodyrów zamieszek uspokoiło nastroje wśród bezrobotnych, a miasto rozpoczęło program naprawy sytuacji najtrudniej położonych mieszkańców miasta poprzez Fundusz Pracy, który dziś byłby odpowiednikiem robót publicznych. - Kierownictwo robót stwierdza z całą stanowczością, że mimo szczupłych kredytów i mimo prawie tego samego elementu robotników prace postępują znacznie korzystniej, a organizacja zatrudnienia robotników przedstawia mniejsze trudności niż w roku ubiegłym. Niewątpliwie przyczynia się do tego usunięcie najgorszych elementów, ujętych w trakcie rozruchów  grudniowych i w lutym wyrokiem S.O., który odstraszająco podziałał na masy tutejszego bezrobocia. Zarząd Miejski stoi na stanowisku, że tylko tą drogą można było przywrócić miastu spokój, gdyż niski wymiar kary nie tylko nie odstraszy od tego rodzaju ekscesów, lecz przeciwnie może przyczynić się do ponowienia różnych przestępstw - pisał w liście do prokuratora Zajączkowskiego, prezydent miasta Edmund Maćkowiak. Pismo to było apelem o nie zmniejszanie wyroków skazanych w procesie lutowym. Na końcu prezydent dodał: - Bardzo widocznie podniosła się też nareszcie chęć do pracy i ustały gorszące obrazy "nygusowania" bezrobotnych na koszt Państwa i społeczeństwa.

 

3 komentarzy

  • Link do komentarza wilk poniedziałek, 21 grudnia 2015 19:58 napisane przez wilk

    A ta Aniela Lewicka,to może babka dzisiejszej propagandzistki z TVP Karolci Lewickiej ???

  • Link do komentarza mjj piątek, 18 grudnia 2015 21:33 napisane przez mjj

    To prawda. Moi dziadkowie nie byli wykształceni. Dziadek pojechał do kopalni we Francji, do Polski przyjeżdżał w odwiedziny raz do roku. Babcia z kilkorgiem dorastajacych dzieci miała bardzo trudno. Mieszkania przed wojną były drogie, ale babcia, kobieta pracowita umiała gotować. Zaczęła chodzić po weselach, gotowała tak dobrze, ze ludzie wyrywali sobie ją z rąk do rąk. Jak opowiadała z każdego wesela oprócz znacznej gotówki przynosiła takze duże paczki z jedzeniem, które w nagrodę za dobrze zorganizowane wesele dodatkowo otrzymywała. Żyli więc bardzo dobrze, stać ich było na eleganckie mieszkanie w centrum miasta, wykształciła dzieci, co także nie było tanie. Więc jak zawsze i wszędzie - dla chcącego nic trudnego. A jak opowiadała do tych wszystkich zamieszek zawsze podburzali komuniści, którzy się organizowali dzięki wsparciu - a jakże od Sowietów!

  • Link do komentarza senior piątek, 18 grudnia 2015 19:29 napisane przez senior

    Moi rodzice opowiadali, że faktycznie było w tym czasie duże bezrobocie, ale dla chcącego nic trudnego. Wielu ludzi wyjeżdżało na wschodnie rubieże Polski, gdzie praca była, oczywiście nie dla nieuków, tylko dla ludzi, którzy mieli jakieś konkretne zawody - średnie wykształcenie np. medyczne, ekonomiczne itp. nie miały trudności ze znalezieniem nawet dobrze płatnej pracy. Niestety, wielu bezrobotnycn tamtych czasów ledwo pokończyło szkoły tzw. powszechne, czyli podstawowe, a często nawet i nie. Brak zawodu, nieumiejętność znalezienia sobie zajęcia, a często nawet zwykła niechęc do podjęcia jakiejkolwiek pracy wywoływały frustracje, których efektem były opisywane zamieszki.

Skomentuj

W związku z dbałością o poziom komentarzy, prowadzona jest ich moderacja. Wpisy wulgarne, obsceniczne czy obrażające innych komentatorów i naruszające podstawowe zasady netykiety (np. pisane CAPS LOCKIEM), nie będą publikowane. Zapraszamy do kulturalnej dyskusji. Ponadto prosimy nie umieszczać wklejonych obszernych tekstów, pochodzących z innych stron, do których to treści komentujący nie posiadają praw autorskich. Ponadto nie są dopuszczane komentarze zawierające linki do serwisów, prowadzonych przez wydawców innych lokalnych portali.

Ostatnio dodane