Kłeckoska policja w niedzielę 6 grudnia otrzymała zgłoszenie od mieszkanki o dokonanym makabrycznym znalezisku. W pobliżu oczyszczalni ścieków w rejonie ul. Ustronie, kobieta odkryła dwa zmaltretowane ciała psów. Policja po wstępnych oględzinach ustaliła, że zostały one zamordowane poprzez uderzenia tępym narzędziem w głowę. Rozpoczęło się śledztwo, zmierzające do wykrycia sprawców tego czynu. W sprawę zaangażowały się media i środowiska miłośników zwierząt oraz Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Tysiące udostępnień i istotnych informacji doprowadziło do ujęcia dwóch sprawców – Jan J. i Krzysztofa L., którzy przyznali się do zamordowania zwierząt. Za czyn ten będą sądzeni z artykułu karnego 35 ust. 1 o ochronie zwierząt. Mężczyźni złożyli wniosek o dobrowolnym poddaniu się karze.
Okazało się jednak, że sprawa swój początek ma kilka dni przed momentem zamordowania suczek, dokładnie 3 grudnia. Wtedy to między innymi na stronie facebookowej Fundacji Animalia pojawiło się ogłoszenie grzecznościowe o przeznaczeniu do adopcji dwóch psów, które zostały znalezione w wiosce obok Niechanowa.
Kolejnego dnia, tj. 4 grudnia Fundacja Animalia pod postem w komentarzu napisała (pisownia oryginalna): -Dziękujemy za udost. Znalazł się właściciel, a raczej pseudowłaściciel. Łaciata sunia jest do adopcji. Pod komentarzem pojawiły się kolejne, które zostały napisane przez osobę, która psy znalazła. - Sunia ewidentnie się bała właścicielki, sama przyznała że parę razy dostała – pisała znalazczyni i dodała kilka godzin później - Właścicielowi w nocy sunia znowu uciekła i siedziała pod moimi drzwiami. Prosiłam że ma dobrze psa zabezpieczyć jak widać nie zrobiła tego. Ciekawa sprawa psy wczoraj zostały złapane na polu miały raptem kilometr drogi do domu i nie trafiły do niego. Ja zabrałam je samochodem do siebie i zostały odebrane przez właścicielkę też samochodem. A pies po paru godz był pod moim domem i trafił od razu.
Z komentarzy pisanych przez tę osobę można wywnioskować, że psy uciekały od właścicielki kilka razy, a ta po nie przyjeżdżała, ale miała przy tym mówić, że psów nie chce i może ewentualnie zachować psa o ciemnej maści.
Mimo, że w zeznaniach oskarżonych to Jan J. funkcjonuje jako właściciel psów, to jednak według Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Kłecku oraz sąsiadów i osób ze sprawą zaznajomionych, to ich właścicielką miała być Marika J. Internauci, a także fundacje udostępniają profil kobiety i wskazują ją jako kolejną osobę podejrzaną w tej sprawie. Według tych informacji, na jej zlecenie psy spod Niechanowa miał zabrać ojciec kobiety, który następnie wraz z Krzysztofem L. zawiózł je do Kłecka, by tam w bestialski sposób pozbawić życia. Mężczyźni przyznali się do winy. Jan J. miał zeznać, że pozbył się psów, bo ciągle uciekały i z tego powodu wciąż były z nimi problemy.
W tej sprawie skontaktowaliśmy się z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami z Kłecka, które ze sprawą jest zaznajomione i to z jego ramienia na Komisariat Policji w Kłecku wpłynął akt oskarżenia. – Możemy potwierdzić, że właścicielką była Marika J. bo są na to zeznania znajomych i sąsiadów – mówiła Regina Sądej-Frankiewicz z kłeckoskiego TOZ-u. Po nagonce internetowej, Marika J. zaczęła wycofywać się z odpowiedzialności za psy mówiąc, że nie należały do niej, a ona je tylko dokarmiała. Kobieta do jednej z internautek (która następnie zamieściła tę rozmowę na profilu strony Fundacji Animalia) miała napisać:
To nie byly moje psy tylko przybledy! Byly u nas 2 dni potem ich nie bylo tydzien i znowu wracaly a to ze z czystej przyzwoitosci postawilam im miski z jedzeniem ( jak pol gminy bo one byly juz wszedzie) nie oznacza ze byly moje! Zrobili co zrobili i czasu nie cofne zostana za to ukarani i mi nic do ich osadzania od tego bedzie sad. A to ze te psy przez dluzszy czas byly u mnie i ja musialam sie tlumaczyc wszystkim sasiadom przez to ze niszczyly posesje innych jeden ugryzl mojego syna i mialam przez nie same nieprzyjemnosci nie oznacza ze bylam ich wlascicielja! Wszedzie jest wyraznie napisane ze sprawcy zostali zlapani i nigdzie nie widze zadnej notatki o mojej osobie. Dlatego wasz "samosad" mnie wogole nie rusza BO JESTEM NIEWINNA.
Mimo to psy były przez nią odbierane od osoby, które je znalazła. Do mężczyzny, który zainteresował się losem psów i za pośrednictwem ogłoszenia na profilu fundacji szukał dla nich właściciela, Marika J. napisała – Te psy są moje. No uciekły mi już po nie jadę.
- W małych miejscowościach często zdarza się, że psy uciekają z posesji właścicieli i biegają samowolnie po wsi, ale to nie znaczy, że nie mają właścicieli - mówił inspektorka TOZ-u Regina Sądej-Frankiewicz. - Chciano zresztą dla tych psów znaleźć dom adopcyjny, gdyż notorycznie biegały luzem i ich zdjęcia w końcu wystawiono na stronę fundacji (Fundacji Animalia - przyp. red.). Nawet znalazła się osoba, która mogłaby te pieski przygarnąć, ale wtedy pojawiła się właścicielka Marika J., która stwierdziła, że psów nie odda - mówiła i dodaje - Marika J. jednej z osób, która zainteresowała się losem zwierząt powiedziała „to są moje psy, dlaczego je karmisz” i powiedziała, że sobie nie życzy, by jej psy były przez kogoś dokarmiane. Dodała w tej rozmowie, że jedzie teraz do Kłecka do rodziny. Pojechała tam ze swoim ojcem i psami. Myślę, że z zamiarem tylko i wyłącznie zabicia tych psów, zresztą tam mieszkał Krzysztof L., który w tym mieście nie ma dobrej opinii - mówiła - To są małe miejscowości i wszyscy się znają. Najwięcej informacji mamy właśnie od sąsiadów i znajomych oskarżonych, którzy udzielają nam wielu informacji.
Udało nam się skontaktować z osobą, która na początku grudnia znalazła biegające po okolicy psy i za pośrednictwem fundacji umieściła ogłoszenie adopcyjne. - Umieściliśmy ogłoszenie na Facebooku o znalezieniu psów i poszukiwaniu dla nich domu tymczasowego. Wieczorem zadzwoniła Marika J. przedstawiła się jako właścicielka, a następnie przyjechała po te psy. Rano jeden z psów, ten czarny siedział już pod drzwiami mojego domu, więc ponownie zadzwoniliśmy do właścicielki, ta powiedziała, że przyjedzie po psa w południe i że to jej pies. Przyjechała pod wieczór i zabrała ponownie psa - mówi. Potwierdza, że był to piątek 4 grudnia. - Dodam jeszcze, że jak wtedy przyjechała po tego czarnego psa, to mówiła, że w sobotę jej ojciec będzie budował kojec dla niego, bo przeskakuje przez płot i w ten sposób ucieka. Dodała jeszcze, że mam się nie zdziwić, jeśli jakaś suczka wróci, bo oni z rodziną jadą teraz do Kłecka. Według zeznań świadka mieszkającego w Kłecku blisko oczyszczalni, to właśnie tego dnia wieczorem miały zginąć w tym miejscu psy, gdyż widział jadący w tamtą stronę samochód, a nieco później usłyszał skowyt zwierząt. Przypomnijmy, że ich ciała zostały znalezione w niedzielę 6 grudnia przez mieszkankę Kłecka.
Nie można jednoznacznie stwierdzić, czy Marika J. zleciła swej rodzinie pozbycie się psów, czy może jednak nic o takich zamiarach nie wiedziała. Prokuratura jest w trakcie prowadzenia dochodzenia, ale kobiecie nie postawiono zarzutów. Swoich działań w tej sprawie nie zaprzestaje między innymi Towarzystwo Opieki nad zwierzętami z Kłecka - Złożyliśmy na Komisariat Policji w Kłecku wniosek o podejrzenie popełnienia przestępstwa przez Marikę J. w związku z tym, że była właścicielką tych dwóch psów, do których śmierci się przyczyniła. Najprawdopodobniej zleciła swojej rodzinie zabójstwo psów. Prosiliśmy jako TOZ Kłecko o wszczęcie postępowania przeciwko niej - mówi Regina Sądej-Frankiewicz. Jak informuje takie pismo zostało złożone 8 grudnia.
Marika J. jednak nie przyznaje się do bycia właścicielką psów i zarzucanych jej przez TOZ, fundacje i internautów czynów. Na profilu Fundacji Animalia pisała.
Jest mi wstyd za moja rodzine ale ja nie bede ponosila odpowiedzialnosci za nich. Fakt jest taki policja nie postawila mi zarzutow bo nie jestem winna ! I co mam plakac bo banda debili po mnie jedzie? No sorry ale jakos mi to wisi. Gdyby kazda z tych "wszystkowiedzacych" osob znala mnie osobiscie ok przejelabym sie. Ale jak widze idiotow ktorzy gowno o mnie wiedza to mnie to bawi.
Wciąż pozostaje jednak pytanie, dlaczego w takim razie kobieta kilkukrotnie zgłaszała się po psy, które, jak twierdzi, nie należały do niej. Przez tę nadgorliwą troskę o niechciane zwierzęta, pozbawiła je szansy na adopcję i znalezienie nowego domu, w którym byłyby bezpieczne. Tego bezpieczeństwa tymczasem w jej otoczeniu, dla wspomnianych psów niestety zabrakło.