Temat pojawił się pod koniec ostatniej sesji Rady Miasta, w trakcie zapytań radnych. Jak się okazuje, mimo dobrego gestu ze strony urzędu, a także działań podjętych ze strony innych osób, projekt pomocy osobom dotkniętych bezdomnością, musiał zostać częściowo zweryfikowany.
- Do pracy przystąpiło w pierwszym terminie dziewięć osób, ale niestety po pierwszym miesiącu pracy z tego programu z własnej winy, po prostu nie stawiając się do pracy, odpadły dwie osoby. Na dzień dzisiejszy w tym programie uczestniczy pięć osób - odpowiedział wiceprezydent Michał Powałowski. Wątpliwość budzi sposób podejścia do tego planowego wyjścia z bezdomności. Najwyraźniej dla tych osób najlepiej jest cały czas przebywać w schronisku i nic nie robić - stwierdził. Jak dodał, urząd zwrócił się do Powiatowego Stowarzyszenia na rzecz Pomocy Bezdomnym i Integracji Społecznej w Gnieźnie "DOM", aby wskazać kolejne osoby, które mogłyby spróbować „zawalczyć o siebie”. Stwierdził też, że jeśli sytuacja będzie się powtarzać, aby nie stracić przydzielonych środków finansowych, trzeba będzie... zatrudnić osoby bezrobotne.
Zapewniono jednak, że o osobach, które wykonują swoje zadania zgodnie z założeniami, nikt nie zapomni: - Dla tych osób, które realnie podjęły się zadania i zafunkcjonowały w społeczeństwie, chcielibyśmy zaproponować pracę w nowym przedsiębiorstwie gospodarowania odpadami, uruchamianym w Lulkowie.
Można więc stwierdzić, że po dwóch miesiącach pracy projektu, zdał on egzamin jedynie w połowie. Choć działania zatrudnionych grup sprzątających są widoczne w niektórych częściach miasta, gdzie zrobiło się czyściej, to powyższa sytuacja ta jest kolejną, która stawia znak zapytania nad całą ideą. Przypomnijmy, że już kilka dni po ogłoszeniu projektu, w mieście można było spotkać sprzątaczy w towarzystwie… Strażnika Miejskiego, który pilnował wykonywanych przez nich zadań.