Do zdarzenia doszło w połowie ubiegłego tygodnia w autobusie miejskim MPK linii nr 12 w rejonie ul. Kłeckoskiej. To tam jednym z kursów poruszała się 14-letnia córka gnieźnianina. Na co dzień posiada przy sobie bilet "za zeta" oraz legitymację. Tym razem jednak zapomniała je ze sobą zabrać i również tym razem trafiła na kontrolę. Ta jednak nie przebiegła zwyczajowo, tylko przybrała nieoczekiwany obrót.
- Pani kontrolerka zaczęła wystawiać mandat i zażądała od 14-letniego dziecka numeru PESEL. Po tym, kiedy córka powiedziała, że go nie zna, zadzwoniła do mamy i moja żona chciała rozmawiać z kontrolerką, a wówczas ta kategorycznie odmówiła rozmowy z osobą dorosłą. Ponownie zażądała numeru PESEL, więc żona przekazała go mojej córce, a ta powtórzyła kontrolerce - stwierdził gnieźnianin, dodając iż kobieta nie chciała też prowadzić rozmowy na trybie głosnomówiącym.
- W międzyczasie, kiedy córka była już roztrzęsiona i płacząca, kontrolerka poinformowała dziecko, że jeżeli nie poda numeru PESEL to zostanie wezwana policja i zostanie obciążona kosztami zatrzymania autobusu. Miała do tego prawo, ale miejsce i stosowność przekazania tej informacji była nieadekwatna do tego, co się tam działo - stwierdził mieszkaniec.
Jak dodał gnieźnianin, rok temu jego córka przeszła ciężką operację, która mocno odcisnęła piętno na jej zdrowiu i związana była z wizytami u psychologa. Teraz, po całej kontroli, powróciły lęki, z którymi sobie wcześniej już poradziła. Co więcej, dokument z karą także kazała podpisać córce. Nie jest ona wysoka i wynosi kilkanaście złotych, ale nie o pieniądze w tej sytuacji chodzi. Mężczyzna nie ukrywa, że córka wie, że źle zrobiła nie zabierając biletu i legitymacji, ale w przypadku dziecka kontrola mogłaby mieć zupełnie inny przebieg.
W sprawie skontaktowaliśmy się z prezesem MPK Wojciechem Gulczyńskim. Ten przyznał, że firma wykonująca usługi jest zewnętrzna, zatrudnia swoich pracowników i przewoźnik ma z nią podpisaną umowę. Bazując na tym, co przekazał mu mieszkaniec prezes przyznał: - Błąd po stronie kontrolera polegał na tym, że nie porozmawiał z rodzicem dziecka przez telefon. Nie mamy świadków zdarzenia, musimy porozmawiać z kontrolerem. Jak dodał, w samym autobusie nie ma monitoringu, a sprawa będzie rozpatrywana po przekazaniu oficjalnej, pisemnej skargi z opisem zdarzenia. Ojciec 14-latki przekazał nam, że zamierza ją złożyć.