O tym, że sprawa zamknięcia powiatowego punktu zbiórki darów ma także podłoże polityczne, było wiadomym w zasadzie po poznaniu odpowiedzi drugiej strony. Problem w tym, że to spór wewnątrz jednego ugrupowania, o którym to słyszy się sporo od kilku miesięcy.
- Na przestrzeni około 25 lat funkcjonowania powiatu i miasta, nie doszło jeszcze do tak brutalnego ataku, jaki nastąpił w stosunku do starosty - nie chodzi o moją osobę. To, co się wydarzyło, jest nieracjonalne. Ja muszę powiedzieć, że do wczoraj współpraca mojej osoby z prezydentem Miasta Gniezna, osoby z mojej formacji politycznej, układała się wzorcowo - stwierdził starosta Piotr Gruszczyński, wieloletni powiatowy przewodniczący PO. Jak dodał dalej, na przestrzeni ostatnich lat nie raz pojawiały się spory, wokół których budowano kompromisy i rozmawiano, by znaleźć wspólne rozwiązanie: - Dlaczego wczoraj tak się stało, że pan prezydent zmienił tę zasadę? Nie bardzo rozumiem.
W całej sprawie ma chodzić rzekomo o Powiatowy Punkt Zbiórki Darów. Problem w tym, że Wojewoda nałożył taki obowiązek na każdą gminę i, jak informują pracownicy Starostwa, wszystkie gminy w powiecie wywiązały się z tego zadania. Tymczasem Miasto korzystało z gościnności w hali sportowej przy ul. Sobieskiego. Wczoraj rzecznik prasowy Starostwa Robert Bazułka przyznał, że ta jednostka codziennie na miejsce kieruje kilku pracowników do pomocy, a Urząd Miejski do tej pory nie wysłał nikogo.
Ponieważ darów ubywa, a Powiat nie ma obowiązku prowadzenia punktu zbiórki, a jedynie na polecenie wojewody ma gromadzić nadwyżki, planowano ograniczyć tę działalność. Nie da się ukryć, że wtorkowe, dość emocjonalne wystąpienie prezydenta, było zaskakujące dla wielu osób. Hala jest potrzebna uczniom pobliskich szkół, którzy nie mają gdzie ćwiczyć WF. Prezydent wczoraj powiedział: - Hala jest w tej chwili szkołom niepotrzebna, bo WF odbywa się na dworze. Dzisiaj Piotr Gruszczyński odparł: - Nie mogę akceptować wypowiedzi, że nasza młodzież może uprawiać WF na świeżym powietrzu. Powstaje pytanie: po co myśmy te obiekty budowali? - stwierdził, wciąż wypominając iż w całej sprawie powinien powstać kompromis.
Tego kompromisu jednak nie ma chyba od jakiegoś czasu. Nieoficjalne informacje, docierające z ugrupowania wprost mówią o tarciach wewnątrz struktur PO. Wybory na przewodniczącego, które miały miejsce w październiku ub. roku, Tomasz Budasz wygrał z Piotrem Gruszczyńskim w stosunku 70% do 30%. Wówczas obecny starosta stwierdził, że "nie wiedział" o tym iż ktoś jeszcze planuje kandydować w wyborach. Takie nie do końca klarowne wyjaśnienia wyniku wyboru w ugrupowaniu liczącym ponad stu członków, było dla wielu jasnym sygnałem, że w PO zaplanowano zmiany w kierownictwie. Tym bardziej, że półtora roku wcześniej Tomasz Budasz wykonał polityczny zwrot, który nie do końca wyszedł. - 20 lat byłem przewodniczącym Platformy Obywatelskiej. Miałem różne sytuacje, m.in. takie, by odwołać pana prezydenta w ogóle z funkcji członka PO. To się stało wtedy, kiedy nie uzgadniając z nikim poparł w wyborach prezydenckich pana Szymona Hołownię, a potem stała się jeszcze jedna rzecz, która była trudna do zaakceptowania z mojej strony ze względu na moje przewodnictwo, kiedy usunięto nazwę klubu Platforma Obywatelska czy Koalicja Obywatelska w Radzie Miasta - stwierdził Piotr Gruszczyński. Czy to jedyne sygnały?
W zasadzie już wkrótce po tym, jak zmienił się lider ugrupowania w powiecie, zaczęły krążyć plotki o planowanym usunięciu ze stanowiska wicestarosty Anny Jung. Z nieoficjalnych informacji wynika, że doszły one do takiego poziomu, że kilka tygodni temu na jednym z posiedzeń Zarządu Powiatu Gnieźnieńskiego z przedstawicielami podległych jednostek, starosta jednoznacznie zaprzeczył, by kiedykolwiek taki krok miał zostać wykonany. Dzisiaj Piotr Gruszczyński potwierdził, że to prezydent miał naciskać na usunięcie Anny Jung z urzędu: - To pytanie jest niezwykle trudne dla mnie, tym bardziej, że jest ogólna wiedza, co się w tej sprawie dzieje. Mogę tylko potwierdzić - tak, to jest prawda. Kiedy byłem liderem PO przez 20 lat, nigdy nie wpływałem na decyzje personalne, które podejmował pan prezydent, mimo iż z niektórymi się nie zgadzałem. Próba wpływania na kształt zatrudnienia w moim Starostwie, wychodzi poza kompetencje pana przewodniczącego i mam nadzieję, że pan przewodniczący wyciągnie właściwe wnioski - stwierdził starosta.
Nieoficjalnie też mówi się o "przeciąganiu" części radnych powiatowych na stronę prezydenta. Czym to może skutkować? Za trzy miesiące odbędzie coroczne głosowanie w sprawie udzielenia absolutorium dla Zarządu Powiatu Gnieźnieńskiego. Brak wystarczającej ilości głosów poparcia będzie skutkować... odwołaniem Zarządu. Czy taki polityczny szach mat jest możliwy? Choć sesje jeszcze odbywają się w zdalnej formie, to jednak radni spotykają się i dyskutują. Według naszych ustaleń, mowa jest o czterech działaczach koalicji, którzy mogliby się "wyłamać". To wystarczy, by uzyskać większość w głosowaniu i tym samym nie udzielić absolutorium. Pozostaje pytanie o to, jak zachowają się przedstawiciele ugrupowań pozostających w opozycji. Co więcej, często też pada nazwisko potencjalnego nowego starosty.
O tym, że w całej grze może się pojawić jeszcze postać jednego z parlamentarzystów, będącego w dobrych stosunkach z prezydentem (a względnie bardzo złych ze starostą), jest oczywiste. Czy Zarząd dotrwa do wyborów w 2023 roku w obecnym kształcie? Wszystko zależy od... kompromisu. Skoro jednak nie potrafi się go budować w tak delikatnej kwestii, jak pomoc potrzebującym, to o czym tu mówić?