Pojechał, bo na miejscu zostali jego krewni. Starsze osoby, które wymagają wsparcia, nie zdecydowały się jednak opuścić kraju. Przy okazji zabrał ze sobą także dary, a korzystając z takiej możliwości, sprawdził sytuację w domach, które opuścili jego bliscy zaraz po rozpoczęciu wojny. Teraz Sasza opowiedział krótko o tym, co się dzieje w mieście partnerskim Gniezna - Humaniu.
- Rakiety startują ze statków i lecą od strony południowej. Wtedy uruchamiana jest syrena. One lecą przez Ukrainę około 15 minut i nigdy nie wiadomo, gdzie uderzą, dlatego syreny wyją w wielu miastach, żeby ludzie mogli się pochować na ten kwadrans - opowiada Sasza. Kiedy dotarł do Humania, syrena wyła praktycznie przez cały dzień. Miasto było jednym z pierwszych, w których zginęła osoba cywilna - zabita na ulicy przez spadającą rakietę. Od tej pory Humań żyje w ciągłym strachu.
- Wszystkie apteki i sklepy są pozamykane. Taki duży supermarket stoi otwarty, ale jest pusty. Ludzie wszystko wykupili. Ruch jest tylko na stacje benzynowe, gdzie można kupić 10 litrów paliwa na samochód. Kolejka do dystrybutorów wynosiła około 2 kilometry - wspomina Sasza.
Wielu mieszkańców, którzy pozostali, zamienia piwnice bloków i domów na schrony. Bliski Saszy swój zrobił w kanale rewizyjnym, który ma w garażu - po prostu obłożył go warstwami stalowych płyt. Przed bezpośrednim uderzeniem w zasadzie nic nie ochroni, ale jeśli budynek się zawali, powinno wytrzymać. Innego wyjścia zresztą nie ma. W blokach sytuacja jest trudniejsza. Ludzie przesiadują w piwnicach godzinami, gdzie panują złe warunki, od których zaczynają chorować.
Ulice są patrolowane i w nocy obowiązuje godzina policyjna. Sasza dojechał do Humania późną porą i kiedy jechał skontrolować sytuację w domach swoich krewnych, został zatrzymany, wyciągnięty z auta i dokładnie przeszukany. - Samoobrona ma miasto podzielone na sektory i każdy z oddziałów kontroluje pewien fragment, chroniąc przed złodziejami, maruderami i dywersantami - opowiada. Włamań i kradzieży jako takich nie ma, bo dodatkową kontrolę sprawują sąsiedzi, ale w internecie nie brakuje filmów, jak podobne oddziały z innych miast na Ukrainie radzą sobie z zatrzymanymi osobnikami, których przyłapano na przestępstwie. Rozbiera się ich do naga, przywiązuje do słupa lub latarni i informuje o sprawie miejscową policję.
Wody i prądu w mieście nie brakuje. Samoobrona kontroluje też dwie przepompownie, żeby nie miał do nich nikt dostępu. Nastroje? Jak jest nalot, to wszyscy się boją.
Wyjazd z Humania w stronę Polski jest wciąż możliwy. Opłacalny, jak ktoś ma swój samochód. Autobusem do Lwowa wyjazd kosztuje aż 5 tys. hrywień, czyli na polskie - około 730 złotych. Na ukraińskie warunki kwota w zasadzie nieosiągalna.
Sasza wrócił do Gniezna sam, ale uspokoił sumienie, że próbował pomóc bliskim, by mogli uratować życie. Po tym, co razem z innymi obserwuje w telewizji i internecie, widzi jak pociski spadają wszędzie - domy, bloki, szkoły, szpitale. Na wsiach i w miastach. Po ostrzale Humania na początku inwazji i zniszczeniu magazynów amunicji, miasto być może straciło znaczenie strategiczne. Jak jednak pokazują przykłady, dla "rosyjskiej myśli wojennej" nie ma to znaczenia.
Wnętrze schronu w kanale rewizyjnym.