Kiedy w sobotę 6 września po Parku Miejskim rozchodziła się muzyka elektroniczna, cały teren wypełnił się głównie młodymi ludźmi. Przybywali nie tylko mieszkańcy Pierwszej Stolicy, ale także osoby spoza naszego regionu. Warto byłoby więc w tym momencie przypomnieć, czym kiedyś był teren dawnej strzelnicy, na terenie której odbywał się festiwal. Wydawać by się mogło, że to zwykły fragment parku z małym, stromym wzniesieniem. A jednak to nie wszystko…
Dawniej tereny obecnego Parku Miejskiego, a mówimy tu o czasach, kiedy budowano i powiększano gród średniowieczny na Wzgórzu Lecha (ok. X– XI w.), stanowiły mokradła i tereny zalewowe gnieźnieńskiej rzeki Srawy. Opływała ona rejon obecnego zieleńca od strony ul. Konikowo, śladem obecnych stawów i dalej przechodziła pod terenem obecnego Centrum Kultury Scena To Dziwna. W otoczeniu tym, korzystnym dla obrony ośrodka na Wzgórzu Lecha, wzniesiono grodzisko – strażnicę, która miała chronić przeprawę, prowadzącą od strony Trzemeszna. Wystarczy już wejść na samą górę, by stwierdzić, że teren ten jest dosyć nietypowy - otoczony wałem ziemnym, z niewielkim nasypem pośrodku. Badania archeologiczne potwierdziły jego wykorzystanie jako grodziska obronnego. Odnaleziono ślady domostwa, ale także spalenizny, co oznacza, że zapewne musiał zostać uszkodzony w trakcie któregoś z najazdów. Być może Brzetysława w 1038 roku?
Od tego czasu Gnieźninek, bo tak przyjęło się przez współczesnych nazywać to grodzisko, stanowił element krajobrazu dawnej osady o nazwie Łagiewniki. Zamykała się ona mniej więcej na obszarze od ul. Sobieskiego po obecną ul. Wyszyńskiego, a jej mieszkańcy trudnili się prawdopodobnie wyrabianiem łagwi – tj. beczek, lub je po prostu napełniali. Czym? Zapewne miodem pitnym.
Do XIX wieku Gnieźninek nie pełnił żadnej zasadniczej roli. W kartografii z okresu pruskiego, dla oznaczenia tego wzniesienia przyjęło się zapisywać Schweden Schanze, tj. szwedzkie szańce. Powstała wokół tego niepisana legenda miejska, jakoby w tym miejscu wojska szwedzkie miały stoczyć jakąś potyczkę z polskimi oddziałami, co jednak raczej należy włożyć w mity. W XIX wieku szwedzkimi szańcami nazywano każde okopy czy nierówności, jakie znajdowały się na polach, w lasach czy na terenie miast. Mimo wszystko przyjęło się uznawać, że legendy mają zawsze jakieś ziarenko prawdy, więc być może w trakcie potopu szwedzkiego, na terenie Gnieźninka stacjonował jakiś oddział szwedzki, pilnujący spokoju w prastarej stolicy kraju. Nieznaczne oddalenie od miasta i obecność wałów mogła dodatkowo zabezpieczyć ich przed złością mieszkańców, zmuszanych do płacenia kontrybucji i utrzymywania obcego wojska.
W drugiej połowie XIX wieku, kiedy to w te rejony zaczynała docierać zabudowa miejska, rozpoczęło się sadzenie zieleńca – przyszłego Parku Miejskiego, oficjalnie założonego w 1895 roku. Do tego czasu jednak obszar Gnieźninka był terenem ćwiczeń strzeleckich. Strzały rozlegały się w tym miejscu od XVII wieku. Ćwiczyły tu wojska rosyjskie, pruskie, polskie a w okresie pokoju zmagali się członkowie bractw strzeleckich, starając się zdobyć miano króla kurkowego. Strzelano regularnie przez cały rok, a święto stowarzyszenia zrzeszającego strzelców, było jednym z najważniejszych wydarzeń w kalendarzu miejskim. Posiadali oni dom bractwa, w którym znajdowała się także restauracja. Obecnie jest to dzisiejszy budynek CK eSTeDe, który jednak w latach 80. XX wieku uległ całkowitej przebudowie, przez co zatracił swój pierwotny charakter. Dziś o tej przeszłości mało kto pamięta, ale o tym, a także o jednym z największych aktów wandalizmu, opowiemy już w następnej części historii Gnieźninka.
Ciąg dalszy nastąpi już wkrótce.