Wtorkowy poranek 5 września zastał gnieźnian przy uprzątaniu gruzów z ulic i dogaszaniu wciąż płonących budynków. Największy dym gromadził się nad kompleksem koszar przy ul. Chrobrego i Pocztowej, gdzie trafione zostały dwa bloki - południowy i wschodni, powodując ich zawalenie. Gdzie się dało, z gruzów budynków wyciągano ocalałe części sprzętów i pamiątek rodzinnych. Tego dnia miasto opuściły, zgodnie z odgórnymi dyrektywami, władze miejskie i powiatowe, udając się w kierunku Koła. Wobec takiego stanu rzeczy, postanowiono zorganizować tymczasową administrację. Na czele powołanego Komitetu Obywatelskiego i Straży Obywatelskiej, stanął ks. mjr. Mateusz Zabłocki.
Ochotnicy, którzy zgłosili się do Straży Obywatelskiej, otrzymali karabiny znalezione w jednym z wagonów, pozostawionych przez wojsko na stacji kolejowej. Odtąd mieli oni strzec porządku w mieście, zabezpieczać mienie publiczne, zakłady przemysłowe, a także w pewnej części chronić miejscową ludność niemiecką przed próbami odwetu ze strony Polaków.
Komitet Obywatelski, biorąc pod uwagę trudną sytuację finansową mieszkańców Gniezna, a zwłaszcza bezrobotnych, postanowił powołać tymczasową walutę zastępczą w postaci bonów. Miały one pokrycie u niektórych z właścicieli sklepów, składów z żywnością i opałem, dzięki czemu byt wszystkich mieszkańców został póki co zaspokojony. Niespokojne za to były umysły ludzi, pełne obaw o każdy kolejny dzień wojny. Od wczoraj informacje czerpano jedynie z radia, lokalny dziennik „Lech” przestał już wychodzić.
Środę 6 września wypełnił ponownie ryk niemieckich samolotów bojowych. Niemieckie dowództwo Luftwaffe, wiedząc, że Armia „Poznań” masowo opuszcza Wielkopolskę i nadciąga w rejon Warszawy, postanawia uderzyć w komunikację. Bomby są zrzucane na licznych węzłach kolejowych w Poznaniu, Wrześni czy Gnieźnie. Samoloty atakują składy jadących, bądź stojących na bocznicach pociągów. Jeden z nich, podążający z Gniezna do Wrześni, zostaje trafiony w rejonie Gębarzewa, powodując śmierć kilku osób.
Informacje docierające z okolicznych miejscowości pozwalają przypuszczać, że Niemcy przekroczyli już granice w rejonie Wielkopolski i zbliżają się m.in. do Poznania i Wągrowca. W Kłecku pada decyzja o podjęciu obrony cywilnej miasta. Powstaje komitet, zaczyna się gromadzenie materiałów do obrony, wyciągane są nawet ze skrytek karabiny z I wojny światowej. Z Gniezna do Kłecka docierają ochotnicy, którzy chcą wziąć udział w walce.
Siódmy dzień od inwazji Niemiec upływa pod znakiem grozy. Część mieszkańców Gniezna zastanawia się, czy nie przyjąć podobnej postawy obronnej, jak robią to kłecczanie. Wehrmacht dotarł na przedmieścia Poznania, Wrześni i Żnina, a pod Inowrocławiem doszło do potyczki z polskimi oddziałami. Komitety obronne powstają w Trzemesznie i Mogilnie, a tymczasem Kłecko jest już gotowe do walki, ustawiając punkty obrony na przesmykach między jeziorami. Niestety obrońcy nie zdają, lub nie chcą sobie zdawać sprawy z przewagi Niemców. Ci zaś podejrzewali, że w Kłecku przebywa większy oddział polskiego wojska, dlatego zbliżali się bardzo ostrożnie, powoli roztaczając kleszcze mające otoczyć miejscowość...
8 września 1939 roku. Tydzień od inwazji, a Niemcy podeszli od już pod Warszawę, zajmując spore połacie kraju. Toczyły się zażarte bitwy w wielu częściach Polski, a tymczasem Gniezno wciąż było wolne. Taktyka Blitzkriegu zdumiewała wszystkich, a Wehrmachtowi pozwalała spokojnie operować w innych rejonach działań. Nad ranem doszło do starcia w Charbowie, które znajdowało się przecież o rzut kamieniem od Kłecka. Podniecenie sytuacją w całej okolicy wzrosło, a zdenerwowanie zaczęło się udzielać coraz większej ilości mieszkańców. Niestety, zapał studzi wieczorna informacja płynąca z Kujaw – Inowrocław został już zajęty przez Wehrmacht, po krwawych starciach z tamtejszą Obroną Cywilną.
Niemcy są w Kłecku! - takie okrzyki było słychać w Gnieźnie w godzinach popołudniowych 9 września. W tej niewielkiej miejscowości od około południa trwała kilkugodzinna strzelanina pomiędzy regularnymi oddziałami Wehrmachtu, a cywilnymi mieszkańcami miejscowości. Niemcy bardzo szybko otoczyli miejscowość ze wszystkich stron, sprawiając, że próba przebicia się jakichkolwiek uciekinierów była niemożliwa. Wszyscy mężczyźni złapani na ucieczce byli przechwytywani. W okolicach godziny 16, po wkroczeniu wojska niemieckiego do miejscowości, rozpoczęto łapankę obrońców. Wkrótce rozprawiono się z nimi w brutalny sposób, dokonując rozstrzelania i dając tym samym sygnał innym, że wszelki opór będzie tłumiony w podobny sposób. Informacje o tych represjach, a także relacje z potyczek mających miejsce w Trzemesznie i Niewolnie powodują, że w Gnieźnie opadają morale i siły do jakiejkolwiek walki.
10 września do Poznania wkraczają oddziały niemieckie. Tego dnia, zbliżający się do Gniezna Wehrmacht został ostrzelany w rejonie Żydowa, a jednostka samoobrony, która tego dokonała, wycofała się do Lasu Miejskiego. Coraz więcej informacji z regionu, a zwłaszcza z Kłecka powoduje, że Komitet Obywatelski podejmuje decyzję o poddaniu miasta. W godzinach popołudniowych ks. mjr Zabłocki, wraz z kierowcą udają się samochodem w kierunku Wrześni z nadzieją napotkania jakiegokolwiek dowództwa wojska niemieckiego. Na wysokości Żydowa ich samochód, który był oznaczony białą flagą, został obrzucony granatami. Mimo poniesionych przez kapłana ran, misja jest kontynuowana. W trakcie rozmów z niemieckim dowództwem, zapadają konkretne decyzje. Wehrmacht ma wkroczyć do Gniezna 11 września o godzinie 10 rano z trzech stron – Kłecka, Żnina i Wrześni.
Cdn.