Po dwóch tygodniach do swojej jednostki powrócili strażacy z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Gnieźnie. Pięciu ratowników zostało zastąpionych po długich, niebezpiecznych zmaganiach z ogniem, który trawi pożary w różnych częściach Grecji. Teraz opowiedzieli o swoich doświadczeniach z tym niezwykle trudnym zadaniem, któremu musieli stawić czoła.
Do kraju powrócili strażacy Dawid Bąkowski, Łukasz Kwieciński, Janusz Porolniczak, Dariusz Zamiara i Łukasz Duszyński. Na miejscu z podmianą udali się: Mariusz Janowicz, Arkadiusz Kurkowski i Kornel Szymański, którzy nadal przebywają w Grecji razem ze sprzętem skierowanym z Gniezna na początku sierpnia.
- Nie mogliśmy pobierać wody z naturalnych źródeł. Rzeki, które tam były, wyschły przed naszym przybyciem, także nasze działania opierały się przede wszystkim na forowaniu wody w zbiornikach przenośnych, którą następnie dostarczaliśmy naszymi samochodami na front pożaru. W kulminacyjnym momencie pożaru wodę pobieraliśmy z basenów od mieszkańców - to było w praktyce niewyczerpalne źródło wody dla naszych działań gaśniczych - mówił st. asp. Dawid Bąkowski i jak dalej dodał, akcję na miejscu prowadzono w trudnych warunkach terenowych: - Trudno było wytrzymać moment, kiedy szła na ciebie ściana ognia wysokości 30 metrów, by dopuścić ten ogień na jak najbliższą odległość i z odległości 10 metrów rozpoczynaliśmy działania gaśnicze. To jest bardzo ważne, ponieważ lasy w Grecji są inaczej zbudowane niż nasze. Występują tam sosny, bardzo popularne tam, ale w poszytach znajdują się bardzo kolczaste rośliny, wysoce łatwopalne i to one najczęściej przeszkadzały w naszych działaniach gaśniczych. Dlatego czekaliśmy, aż pożar dojdzie do nas i dopiero wtedy przystępowaliśmy do działań.
- Zdobyliśmy ogromne doświadczenie, które będziemy mogli wykorzystać przy pożarach, które być może będą miały miejsce. Na miejscu była przede wszystkim bardzo wysoka temperatura, która panowała w Grecji, a która nie sprzyjała pod względem wysiłku fizycznego, jak i sprzyjała rozprzestrzenianiu się pożarów - opowiadał asp. Janusz Porolniczak, mówiąc dalej: - Na odcinku, na którym ja pracowałem z Grekami, prowadziliśmy przeciwwypalania, wywoływaliśmy mniejszy pożar, który wypalał treść zieloną i te pożary się spotykały, przez co ten większy tracił na sile. To była nowa technika w naszym rejonie, ale trzeba wyciągać wnioski bardzo obiecujące. Jak przyznali strażacy, najbardziej zaskakujący w całym zdarzeniu był widok postępującego błyskawicznie "pożaru wierzchołkowego", gdzie drzewa zapalały się jeden za drugim w mgnieniu oka.
Sam wyjazd był też trudny logistycznie: - Proszę sobie wyobrazić 46 ciężarówek, gdzie to już jest problem na drodze, a co 300 km musiały być one tankowane - mówił st. ogn. Łukasz Duszyński, dalej dodając: - Do tego jest tam bardzo trudny teren, bardzo górzysty, nie jedzie się cały czas utwardzoną drogą, ale także wyboistą czy kamienistą i bardzo stromą. Nasze pojazdy do tego były bardzo ciężkie.
Teraz strażacy po kilkunastu dniach służby otrzymają zasłużony urlop, aby powrócić ponownie do munduru w pełni wypoczętym. Na razie nie wiadomo także, jak długo potrwa misja pozostałej trójki strażaków z Gniezna, która cały czas prowadzi działania wspólnie z innymi ratownikami z Polski.